Autor: Dominik Szcześniak
Jego komiksy możecie przeczytać w większości zinów i magazynów w kraju. Ma na koncie zeszyt stworzony wspólnie z Wojtkiem Stefańcem ("Szanowny") oraz mnóstwo krótkich form komiksowych, do których rysunki stworzyła plejada polskich rysowników. Wraz z Karolem Barskim zajął pierwsze miejsce w kategorii amatorów w konkursie zorganizowanym w ramach ubiegłorocznego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi. Na tej samej imprezie, z Piotrem Nowackim odebrał również nagrodę za zdobycie trzeciego miejsca w kategorii profesjonalistów. Dziennikarz. Scenarzysta. Showman. Bartosz Sztybor opowiada o swojej wizji scenariusza komiksowego, komiksach które napisał oraz o tym, co chciałby zrobić ze słynnym norweskim twórcą komiksu, Jasonem.
Dominik Szcześniak: Czy to prawda, że Bartosz Sztybor nie będzie już pisał scenariuszy do zinów?
Bartosz Sztybor: Poniekąd to prawda. Na pewno mocno ograniczę swoje występy, ale to nie znaczy, że nie będę w ogóle i nigdy pisał scenariuszy do zinów. Po prostu dość wyraźnie przystopuję.
Póki co to był Twój znak rozpoznawczy, który zresztą nieco Cię zaszufladkował. Sądząc po reakcjach w necie, wielu czytelników zaczęło odczuwać przesyt... Nie boisz się, że ilość mogła się odbić na jakości?
Z aż tak wieloma głosami przesytu się nie spotkałem, raczej docierały do mnie pojedyncze. A przy tym nie szła za nimi krytyka poszczególnych prac, a po prostu seria stwierdzeń, że za dużo tego i żart o Leninie, i lodówka, i tyle. Co do strachu, że to się mogło odbić na jakości... z tego powodu postanowiłem ograniczyć występy. To znaczy nie uważam, żebym kiedykolwiek zrobił "kaszę", choć faktem jest, że były lepsze i gorsze. Uznałem jednak, że wolę teraz robić - jeśli sił starczy - po prostu te lepsze.
A więc odepniesz sobie łatkę "najpłodniejszego scenarzysty w Polsce"? Doszły do mnie słuchy, że scenarzyści odpuszczają pisanie komiksów, ponieważ wg. nich nie ma po co się wysilać, skoro i tak wszystkich rysowników podprowadza im albo Szyłak albo Sztybor. Uważasz, że coś jest na rzeczy?
Z tymi odpuszczającymi sobie scenarzystami to chyba żart albo prowokacja, co?
Poważnie, zupełnie na serio słyszałem takie opinie...
No to muszę chyba ich wszystkich przeprosić i uspokoić, że teraz ich życie zmieni się na lepsze.
Uważasz więc, że rysownicy dobierają sobie scenariusze nie pod kątem ich jakości, a wolnego czasu, jaki mogą poświęcić na rysowanie?
Powiem szczerze, że większość rysowników z jakimi współpracowałem przede wszystkim zwracała uwagę na jakość scenariusza. Może też dlatego niektórzy scenarzyści mieli problemy ze znalezieniem odpowiedniego artysty. Co do czasu, to z nim problemy są później. Dlatego scenariusze powstają szybko, wolno, bardzo wolno albo wcale.
W jaki sposób i na jakich podstawach zacząłeś wymyślać własne opowieści: czy posiłkowałeś się książkami teoretyzującymi na temat pisania scenariuszy czy też podszedłeś do procesu twórczego raczej intuicyjnie?Na pewno było i nadal jest w tym 50% intuicji, ale także 50% wiedzy zaczerpniętej z komiksów oraz książek, filmów i gier. Żadnej książki teoretyzującej nigdy nie przeczytałem. Może żyję w błędnym przeświadczeniu, ale jak ktoś nie potrafi pisać, to żaden podręcznik o pisaniu tego nie zmieni. O wiele bardziej wartościową wiedzę można czerpać bezpośrednio z dóbr kultury.
A jeśli chodzi o sam scenariusz - czy narzucasz go rysownikowi w swojej, ustalonej formie, czy też może jest to pewien rodzaj porozumienia z rysownikiem?
Jest różnie. Ilu rysowników, tyle metod pracy. Ja ogólnie mam bardzo dokładną wizję układów stron i kompozycji kadrów. Ale nigdy nie jest tak, że uznaje moją wizję za najmojszą. Tak więc są rzeczy istotne dla fabuły, kontekstu czy sensu komiksu, które po prostu muszą się na kartkach pojawić. Ale jest cała masa rzeczy, które są względne. Zresztą nigdy nie starałem się ograniczać rysowników, bo zawsze uważałem, że komiks to wspólne dzieło rysownika i scenarzysty i wizję ich obu muszą się w ich gotowym dziele zbiegać. Tak więc jeśli ktoś chce się całkowicie podporządkować mojej wizji, to fajnie. Ale jeśli ktoś zaproponuje coś innego i będzie lepiej, to też fajnie. A jak to wygląda na przykładach? Ze Stefańcem to jest burza mózgów. Niby rozciąga scenariusze, ale za każdym takim rozciągnięciem musi coś stać, co jest poprzedzone dyskusją. Pałka zmniejsza ilość kadrów i zawsze kombinuje z kompozycją kadrów (efekty są zawsze dla mnie inspirujące). Nowacki świetnie bawi się drugim i trzecim planem. Każde świetne tło w naszym komiksie to jego sprawka. A np. Tomkowi Zychowi nigdy nie piszę charakterystyk postaci, bo sam - mając tylko scenariusz oraz imię - wymyśla i kreuje świetne postaci. I to chyba tyle, co mi na szybko przyszło do głowy.
A na płaszczyźnie samego procesu pisania: czy w zależności od tego, dla kogo piszesz, scenariusze przybierają postać opowiadania, rozkadrowanych plansz, lub też wręcz storyboardów? Czy może najpierw jest Twoja wersja, a dopiero później osiągacie konsensus twórczy?
U mnie zawsze na początku jest storyboard, a później tekst pisany, który to idzie do rysownika. Tak więc najpierw jest moja wersja, którą rysownik akceptuje, bądź nie, a wtedy dyskutujemy o poprawkach. Natomiast podczas samego pisania, już nawet w chwili, gdy wpada mi do głowy pomysł - wiem, do kogo tekst powędruje. Aha, i zawsze piszę scenariusze. Wiem, że niektórzy wolą tekst w formie opowiadania, ale ja tak nie potrafię.
Przyznam, że bardzo zaintrygował mnie "Szanowny". Możesz opowiedzieć coś o kulisach powstawania tego komiksu? Wiem, że Wojtek potrafi doszczętnie przeinterpretować to, co scenarzysta mu zaproponuje...
Pamiętam, że "Szanowny" by nie powstał, gdyby nie Maciej Pałka, który mnie z Wojtkiem poznał. To tak w kwestii wprowadzenia i upublicznienia mojej wdzięczności dla Macieja, na którą się chyba nigdy wcześniej nie zdobyłem. Co do samego komiksu, a dokładniej scenariusza, to miał w pierwszej wersji 10 stron. W trakcie pracy i dyskusji dopisałem parę kolejnych, a później jeszcze parę. Co do interpretacji, to chyba przez miesiąc dyskutowaliśmy nad sensem tego komiksu i cieszę się, że Wojtek zobaczył w nim to, co chciałem przekazać. Dlatego też się w to bardzo fajnie zaangażował i co jakiś czas podrzucał mi swoje własne pomysły. Duża ich część weszła zresztą do komiksu. Symbolika, która w dyskretny sposób naprowadza czytelnika na sens całości. Była to bardzo owocna współpraca, wzajemnie się inspirowaliśmy i dochodziliśmy do coraz to nowych rzeczy w licznych dyskusjach.
I ten komiks rzeczywiście sprawia wrażenie przemyślanego. Nie uważasz, że brak takiego konceptualnego podejścia jest widoczny w pracach polskich scenarzystów? Co w ogóle sądzisz o polskim "rynku" pod tym względem? Daniel Gizicki na swoim blogu bardzo optymistycznie upublicznił listę polskich scenarzystów, dość pokaźnych rozmiarów... Uważasz, że zasadnie?Lista Daniela Gizickiego była o tyle bez sensu, że nic za nią nie stało. Widzę, że Daniel próbuje udowodnić niedowiarkom, że w Polsce są komiksowi scenarzyści (i fajnie! popieram!) ale ta rzeczywiście pokaźna lista o niczym nie świadczy. A na pewno nie o poziomie polskich scenarzystów. Bo ten niestety nie jest zbyt wysoki. Już nawet nie chodzi o ten - zwał, jak zwał - konceptualizm, ale o to, że wiele historii sprawia wrażenie napisanych i wysłanych do rysownika bez ponownego przeczytania. Okazuje się, że każdy greps, każdy żart z brodą można przerobić na komiksowy scenariusz. Poza tym, mało który scenarzysta potrafi stworzyć długą historię, która ma początek, rozwinięcie i zakończenie, a przy tym jakieś zwroty akcji, postępującą fabułę i ewoluujące postaci. Nawet już nie chodzi o album, ale i w krótkich komiksach widać problemy z budową. Siedem stron wstępu i jedna zakończenia. Większość komiksów nie ma rytmu, mało kto zwraca uwagę na budowę strony czy właśnie myślenie - uwaga, teraz przywalę - meta-komiksowe.
Może to kwestia tego, że polski komiks tkwił w tym gettcie krótkiej formy przez wiele lat, a "scenariusze" były jedynie pretekstem do pokazania możliwości rysownika?
Powiem szczerze, że nie mam szerokiego spojrzenia wstecz. Ale może scenariusze były pretekstem do pokazania możliwości rysowników tylko dlatego, że scenarzyści nie mieli nic ciekawego do zaoferowania.
Posunąłbym się wręcz do stwierdzenia, że coś takiego jak scenariusz w ogóle nie istniało, a lista Daniela rzeczywiście jest kuriozalna, ponieważ w temacie pisania scenariuszy Polacy jeszcze raczkują...
Na pocieszenie powiem, że w porównaniu do tego, co z komiksem można zrobić, to i cały świat raczkuje. Ale skoro świat raczkuje, to my jesteśmy zarodkiem.
A propos świata, mam pytanie z cyklu banalnych: Kto ze scenarzystów całego świata jest twoim guru? Mentorem? Gościem, który robi najlepsze, najbardziej przemyślane rzeczy w tym temacie? Nie ma jednego guru, jednego mistrza. Ze scenarzystów, którzy mnie inspirują i cały czas uczą, jak pisać scenariusze, to na podium na pewno są Moore, Azzarello i Bendis. Ostatnio rozwalił mnie Aaron, a cenię także Vaughana. Ale nie samymi scenarzystami człowiek żyje, bo także dużo zawdzięczam takim autorom jak: Seth, Doug Tennapel, Chris Ware, Pascal Blanchet, Blain, Jeff Lemire, Paul Hornschemeier czy wreszcie Jason.
Poza komiksami zajmujesz się też filmem. Współpracujesz z magazynami filmowymi, prowadzisz takowy w telewizji... Jak się czujesz jako prezenter? poznałeś już odpowiedź na odwieczne pytanie: "co robić z rękoma?" czy może wciąż jej poszukujesz?
Filmem w ogóle zajmowałem się wcześniej, niż komiksem. I cały czas w tym kierunku działam. Staram się zresztą coraz szerzej i prężniej ale to ciężki kawałek chleba. Co do bycia prezenterem, to czuję się normalnie, choć nie wiążę z tym swojej przyszłości. Może dlatego, że nie znam odpowiedzi na zadane przez Ciebie odwieczne pytanie. I boję się, że nie poznam. Tak więc bycie prezenterem to po prostu sposób na zarobek w tych ciężkich czasach.
Myślisz nad scenariuszem filmowym? Czy do jego napisania potrzeba innej optyki, niż w przypadku komiksów?
Powiem tak: myślę nad kolejnymi scenariuszami filmowymi. Co do optyki, to ciężko mi generalizować, bo ja i tak mam bardzo filmową optykę podczas pisania czegokolwiek. Myślenie obrazem, scenami, poszczególnymi elementami, które tworzą całość - to w ogóle bardzo się przydaje w komiksie. Myślę, że w dalszym ciągu za mało osób próbuje przenosić narrację i elementy czysto filmowe do komiksu. Zresztą komiks to dla mnie film na kartce, co zresztą świetnie rozumie wspomniany już, a swoją drogą genialny Jason.
Chciałbyś, żeby Jason zrobił komiks do twojego scenariusza?
To jedno z moich marzeń.
A kto aktualnie "robi" dla Ciebie? Czym zaskoczy nas Bartosz Sztybor - scenarzysta?
Oj, nie lubię takich pytań, bo też nie lubię składać obietnic, na które mam ograniczony wpływ. Mówiłem już kiedyś o dwóch projektach, czyli "Jedna Wielka Heca" z Tomkiem Zychem i "Kapitan Adelardo" z Mikołajem Spionkiem. i na tym chciałbym poprzestać. A tak wolę milczeć, bo i wolę działać z przyczajki.
A to: "Bartosz Sztybor jest bardzo popularnym scenarzystą - czy kupiłbyś antologię komiksów jego autorstwa?" - taką oto ankietę znaleźć możemy na stronie Gildii. Coś się kroi?
To akurat jest bardzo śmieszna sprawa. O tej ankiecie dowiedziałem się po kilku tygodniach od jej zamieszczenia. Ktoś mi o niej powiedział, a ja sprawdziłem i zagłosowałem na "tak". To wszystko. Nie wiem, czyja to była inicjatywa i co miałoby z tego wyniknąć. I choć miałem propozycję zbiorku różnych prac, to jednak stwierdziłem, że wydawnictwo z kilkoma krótkimi scenariuszami z różnej beczki jednak mnie nie bawi. Co innego, jeśli się jakoś łączą ale o tym jeszcze nie teraz....
Wielkie dzięki za rozmowę.
Ilustracje: kadr otwierający komiks "Szóstego Dnia", rys. Piotr Nowacki, okładka "Szanownego", rys. Wojciech Stefaniec (wyd. timof i cisi wspólnicy) oraz fotografie autorstwa Olgi Skowrońskiej.