Wszystko było potrzebne, każdy krok zaplanowany, a kolejna pomniejsza
fabułka stanowiła trybik w mistrzowskim systemie – to mówi nam „Dziki Gon”. Mignola–scenarzysta jest wspaniały jak nigdy, a Fegredo, który za jego błogosławieństwem
przejął pałeczkę rysownika gwarantuje świeżość i dynamikę w szalony sposób
połączone z estetyką pierwowzoru. Dziki Gon to porażający efekt kompromisu,
który nadaje historii o Hellboyu kompletny wymiar.
Tytułowe wielkie łowy dotyczą uświęconej tradycją nagonki na olbrzymy, pojawiające się w Anglii. Wyrwany z leżakowania i sączenia trunków Hellboy musi pójść w ślady sir Benwicka oraz - uwaga - Trevora Bruttenholma - i wziąć udział w tego rodzaju zabawie, którą w tym wydaniu określić można mianem nadzwyczajnej z jednego powodu: olbrzymy, zazwyczaj wyskakujące pojedynczo, bądź zorganizowane w dwu/trzy-olbrzymowe gangi, tym razem atakują szóstką. A spotkanie z nimi jest zaledwie preludium do prawdziwych łowów, na czele których jechał będzie... no właśnie.
Jeśli komuś na dźwięk tytułu "Hellboy" wciąż dudnią w głowie takie elementy, jak: spuszczanie łomotu nazistom, wylewna gadatliwość głównego bohatera podczas absorbującej walki oraz elementy folkloru, sprawiające wrażenie wciśniętych na siłę, to - o ile tych myśli nie porzucił przy tomie "Zew ciemności" - przy "Dzikim Gonie" powinien. Nie tylko dlatego, że Hellboy jest tutaj dość małomówny i głównie rzuca szlagiem, jak również nie dlatego, że nie ma nazistów. Przede wszystkim dlatego, że ten cały folklor, od podań z matki Rosji po mity arturiańskie, bardzo mocno trzyma się kupy i tworzy mieszankę wybuchową.
Mignola od pierwszych stron swobodnie składa hellboyową układankę. Wykorzystuje do tego niemal wszystkie postaci, które pojawiały się na kartach serii, powraca do plenerów, które kiedyś już widzieliśmy, buduje napięcie i po mistrzowsku, przy trzasku opadających szczęk czytelników, wyjaśnia pochodzenie Hellboya. Co więcej, kończy kilkoma zawieszeniami akcji, które powodują, że od razu chce się więcej.
Duncan Fegredo związał się z rysowaniem serii na stałe. Protesty wyznawców Mignoli zostały uciszone w momencie, kiedy ujrzeli pierwsze próbki jego prac - nawiązujące do stylu, w jakim rysuje od zawsze, ale równie mocno kłaniające się autorowi pierwowzoru. Rysowanie "Hellboya", po kilku fuszerkach będących pokłosiem popularności takich komiksów, jak "Enigma", wyszło mu na dobre. Duża w tym zasługa Dave'a Stewarta, kolorysty związanego z serią od początku. Dodatkowo, na oddaniu części swoich obowiązków koledze skorzystał Mike Mignola, który w spokoju mógł poświęcić się pisaniu scenariuszy oraz splataniu ze sobą wątków. Jak mu wyszło? Odpowiedzią jest "Dziki Gon".
W historii Hellboya jest to album bardzo ważny, jeśli nie najważniejszy. Towarzyszy mu rozmach i totalne opanowanie rzemiosła komiksowego. Gdyby kolejne tomy serii ukazywały się w Polsce częściej, niż raz na kilka lat, byłby to murowany kandydat do miana najlepszego serialu komiksowego.
Hellboy: Dziki Gon. Scenariusz: Mike Mignola. Rysunek: Duncan Fegredo. Kolor: Dave Stewart. Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz. Wydawca: Egmont 2012
Komiks można nabyć tutaj: Sklep.gildia.pl
1 komentarz:
Zaraz murowany. Jest jeszcze Usagi Yojimbo :-)
Prześlij komentarz