Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

poniedziałek, 22 marca 2010

Piguła - komiksowa prasówka (08)

Autor: Dominik Szcześniak

Na wstępie chciałbym wspomnieć o czymś, co mnie w minionym tygodniu zaskoczyło. Mowa o prawdziwym, komiksowym publicystycznym mięchu, którego w sieci od bardzo dawna nie było. Łukasz Babiel 15 marca na Motywie Drogi opublikował artykuł "Znaj swoje memy", będący zdystansowaną analizą naukową najciekawszych pojęć polskiego komiksu ostatnich lat. Pojęć, które powstawały na linii starć jednych rysowników z innymi, czy też w forumowych przepychankach. Pojęć, takich jak "plecy konia", czy "promienie z dupy", które w sumie weszły już do języka potocznego, tak jak kiedyś wchodziły powiedzonka z komiksów Tadeusza Baranowskiego. Artykuł rzeczowy, wyczerpujący, sprawnie kreślący rys historyczny memów czyta się znakomicie. Wszystkich, którzy jeszcze się z nim nie zapoznali - zachęcam. A redakcji Motywu życzę więcej tego typu ożywczych akcji.

Pozostając w temacie artykułów - 12 i 14 marca The AAUGH blog zanotował dwa wejścia poświęcone polskim "Fistaszkom", wersji z 1984 roku. The AAUGH blog bada wszystko, co z serią Schultza związane, więc jego autor - po nabyciu "Trzeciego spotkania" dzieli się z czytelnikami wrażeniami z lektury. Zwracając uwagę na fakt przerysowania oryginalnych pasków, stwierdza również, że sam design, czy liternictwo jest fajne. Sprawdźcie te teksty. Sprawdźcie co wspólnego mają "Fistaszki" z "Avatarem". "Trzecie spotkanie", jako że przerysowane, jest zasadniczo komiksem polskim. Tak więc można powiedzieć, że komiks polski miał swoje 5 minut na świecie.


Ani jednej zdaje się nie mieć natomiast w Polsce. Kondycjomierz komiksu polskiego niezmiennie wskazuje zero. Miniony tydzień w tym temacie zaserwował nam dwie ciekawe akcje: forumową wymianę zdań na Alei Komiksu oraz powstanie bloga - happeningu zatytułowanego "Polski komiks ssie". Obie inicjatywy to podjazdówki w walce wielbicieli komiksu polskiego z jego zagorzałymi przeciwnikami. Choć być może precyzyjniej byłoby określić wielbicieli jako tolerancyjnych gości, mających świadomość istnienia różnych komiksowych gatunków, a przeciwników jako tępych konserwatywnych krzykaczy, nie potrafiących swoich zarzutów uzasadnić i wykazujących się brakiem szacunku do autorów. Generalnie całą sytuację należy przemilczeć, nie zabierać głosu, spasować. I tak też uczynię po wyłożeniu pewnego spostrzeżenia: twórca komiksowy w Polsce nie jest szanowany przez czytelników. Przynajmniej tych internetowych. I przynajmniej tych internetowych, którzy nie należą do (bzdurnych zresztą) "kolesi z kawangardy". I cóż ma taki twórca komiksowy począć? Jaszczu założył wspomnianego wyżej bloga, w którym wyśmiewa czytelników, z którymi wojuje. KRL również wystąpił w obronie swojego imienia. Tymczasem jest tak, że chyba pewnych spraw nie da się przeskoczyć - krzykacze zawsze będą. Podobnie zawsze będzie komiks polski. Wdawanie się w dyskusje nie jest dobrym pomysłem. Lepszym jest rzucenie tej niewdzięcznej roboty w cholerę. Albo po prostu rysowanie i pisanie w oderwaniu od sieciowego bajzlu.

11 komentarzy:

Piotr Nowacki pisze...

Olewka netowych hejtersów jest najzdrowszym podejściem. Mój happening zostaje na pamiątkę, ale postaram się już włączyć olewator i odpuszcić wszelkie dyskusje, bo to faktycznie do niczego nie prowadzi i zużywa energię, którą lepiej jest uwolnić w innym kierunku. Tak jak napisałem w ostatnim poście na Alei - nawet jeśli jest grupa kumpli poklepujących się po plecach, to cytując klasyka "chuj ci do tego, panie kolego".

pjp pisze...

Dzięki za miłe, krzepiące słowa, dzisiaj postanowiliśmy znów zaatakować podobnym "mięchem", także zapraszam.

A tych hejtersów ja olewam przede wszystkim dlatego, że oni nie potrafią jakoś jasno przedstawić swojego zdania, napisać składnego tekstu, wyłuszczyć argumentów. I sam nie wiem, dlaczego niektórym włącza się emo. Ale to może takie podejście jak z wkurzającą osą - niektórzy nic nie robią i czekają, aż odleci, a niektórzy zaczynają ją agresywnie odganiać.

pawelk pisze...

Jaszczu, ja bym ten happening skasował - ma żenujący poziom i sam się podkładasz. Dałeś się sprowadzić na ich poziom dyskusji, teraz pokonają Cię doświadczeniem.

Anonimowy pisze...

"podjazdówki w walce wielbicieli komiksu polskiego z jego zagorzałymi przeciwnikami"- myślę, ze to niezręczne sformułowanie.Bowiem wśród "wielbicieli komiksu polskiego", którzy zabrali głos w dyskusji są w większości (jeśli nie wyłącznie) rysownicy i "działacze" na polu środowiska komiksowego. Przy czym nie wypowiadam się na temat poziomu i racji w tych dyskusjach

Piotr Nowacki pisze...

A jednak skasowałem, bo jak słusznie pisze Paweł, faktycznie żenka i leżało mi to gdzieś na flakach.

Soras luco - Twoja linka prowadzi donikąd. Zostanie pewnie w pamięci kilku osób i na dysku Łukasza:)

Maciej Pałka pisze...

Polubilem tego bloga :(

Dominik Szcześniak pisze...

Jaszczu: link zostaje na pamiątkę. pawelk ma rację w kwestii kasacji. Dobrze zrobiłeś.

pjp: rzucę okiem na pewno.

mxztplx: zręczne, zręczne. Bo jakakolwiek rzeczowa dyskusja obywa się wśród właśnie grona twórców/wydawców/działaczy. Patrząc na to, co się dzieje w necie wydawać by się mogło, że tylko oni są wielbicielami komiksu polskiego. Na szczęście poza netem jest inaczej. Dlatego też netowym hejtersom warto powiedzieć "pa" i się nie przejmować, nie spinać, nie zniżać.

Piotr Nowacki pisze...

A propos "poza netem jest inaczej". Wystawiłem jakiś czas temu planszę z "Mutującej teczki" na allegro. Chciałem sprawdzić jaką cenę może osiągnąć plansza takiego, używając języka szanownych forumowiczów z AK, tfurcy jak ja. Planszę wylicytowała jakaś Pani za niespecjalnie wysoką kwotę Y, ale jak najbardziej mnie satysfakcjonującą(prawie dwukrotność ceny okładkowej samego komiksu). Spoksik. Temczesem na konto wpływa mi kwota 3xY z adnotacją "grzechem byłoby zapłacić mniej". Fajnie? Dla mnie bardzo. Mogę rysować komiksy tylko dla tej Pani. A dzieciakom z forum AK życzę wszystkiego dobrego i takich komiksów na rynku, jakie sobie są tylko w stanie wymarzyć.

kaerel pisze...

ja się wychowałem w czasach kiedy nie było internetowych anonimów. jak ktoś rzucał epitetami to dostawał w mordę. trochę mi zostało. dlatego nie potrafię odnaleźć się w tej rzeczywistości. pewnie to żenujące i smutne - ale jak tak mam. po prostu nauczono mnie w domu, żeby nigdy, przenigdy nie dać sobie jeździć po własnej osobie i nazwisku. a tu kurwa przyszły czasu, kiedy wypada słuchać bluzgów, a nie wypada reagować. czas umierać. albo przeprowadzić się do Teksasu.

Dominik Szcześniak pisze...

jaszczu: krzepiące!

kaerel: to nie jest tak, że nie należy bronić swojego nazwiska. Ale walka z wiatrakami też przecież nie ma sensu. Kolesie z alei to anonimowe hipki onetowe, a może nawet jeden hipek, robiący sztuczny tłum. Dlatego ja rozumiem Twoje prośby o "mówienie sobie prosto w twarz pewnych rzeczy", tyle, że jest to prośba skierowana do anonimowego hipka, który nie ma zamiaru się ujawniać i na bank wciąż będzie kręcił po swojemu. Ciągłe reagowanie może Cię tylko zmęczyć, a po co się męczyć przez gnojka jednego z drugim? Sprawy honorowo takie typki nie załatwią. Magia internetu.

pstraghi pisze...

Karol. Witaj w moim świecie. Przywykniesz;)