
Tytułowy bohater tego komiksu jest typowo pulpową postacią - żywiołakiem mającym za cel bronić interesów matki ziemi, naukowcem zespolonym z naturą na luizjańskich bagnach. Dla złośliwych "człowiekiem - rośliną" albo bagnem, posiadającym duszę. Chyba trudno o większy absurd? A jednak mimo takiego rodowodu, opisując "Miłość i śmierć" nie można rozpocząć od stereotypów w rodzaju "kolejna przygoda Potwora z Bagien", czy "czytając najnowsze perypetie Potwora z Bagien". Bo choć pojawiają się tutaj postaci znane z uniwersum DC (Joker, Spectre, Phantom Stranger czy Demon) to ani one, ani interakcje w jakie wchodzą ze Swamp Thingiem, ani nawet cała otoczka superbohaterska nie są ważne. Ważny jest Alan Moore i jego pokręcona wyobraźnia. Alan Moore i arsenał możliwości pisarskich, jaki ten facet posiada. Alan Moore i jego zdolność do tworzenia opowieści ponadczasowych. I przy okazji do totalnego uwiarygodnienia tak absurdalnej postaci i jej losów.
Zanim jednak czytelnik zagłębi się w wizje brytyjskiego scenarzysty, wysłucha przemów dwóch jego ziomków: Jamiego Delano i Neila Gaimana. Pierwsza z nich zgrabnie, choć momentami nieco bełkotliwie, podsumowuje cały komiks, druga natomiast dość szczegółowo go opisuje. Obie najlepiej zostawić sobie na deser. Głównie dlatego, by więcej z nich wynieść. Bez znajomości komiksu mogą sprawiać wrażenie marnego teoretyzowania, po jego lekturze zaś okazuje się, iż mogą kryć w sobie esencję pisarstwa Moore'a.
Największym plusem tego pisarstwa jest różnorodność stylów, jakimi Moore swobodnie operuje. Świetnie radzi sobie w metaforycznej, subtelnej historii traktującej o pogrzebie Aleca Hollanda, potrafi autentycznie przestraszyć w trylogii "Miłość i śmierć" i zupełnie zaskoczyć żywiołowym przedstawieniem "seksu roślinnego". Dla każdej z tych opowieści stosuje odpowiednie środki wyrazu. W trylogii Arcane'a jest to podkreślające strach, powtarzane po wielokroć zdanie rozpoczynające się od słów "Człowiek, który wrócił...". W "Pogu" są to fantastyczne zabiegi językowe, mające na celu przedstawienie optyki kosmitów, którzy spotykają Swamp Thinga. W "Wiosennym rytuale" jest wreszcie szczegółowy, bogaty w roślinne metafory, opis stosunku seksualnego. Różnorodność dopełniają rymy, będące domeną jednego z drugoplanowych bohaterów opowieści - Demona. Tak fantastycznie brzmiących kwestii nikt mu jeszcze nie napisał. Ani też nie przetłumaczył - w związku z tym brawa należą się również Jackowi Drewnowskiemu.
Dla fanów historii i znakomitego pisarstwa "Saga o Potworze z Bagien" jest zdecydowanym "musiszmieciem". Czy jednak zwolennicy wspomnianego na wstępie pulpowego charakteru opowieści, poczują się zawiedzeni? Ani trochę. Forma, jaką Moore wytworzył, zdecydowanie upiększa treść "Miłości i śmierci". Owa treść zasadza się na losach głównych postaci - historia Swamp Thinga zostaje przez Moore'a rozłożona w czasie - poznajemy aspekty jego przeszłości, towarzyszymy mu w teraźniejszych wędrówkach oraz dostajemy wgląd w przyszłość i przeznaczenie tej postaci. Karty komiksu pełne są trzymających w napięciu cliffhangerów, przerażających demonów i ludzkich koszmarów. Moore wysyła Potwora z Bagien na podróż do piekła i z powrotem, a Abigail - również główną bohaterkę serii - wrzuca w wir Krainy Snów, gdzie spotyka postaci, znane z wydawanej kilka lat później serii "Sandman" - Kaina i Abla.
Archaiczność rysunków jest w przypadku "Sagi" kwestią dyskusyjną - owszem, brak w nich jakiejkolwiek ingerencji komputera, kolory są płaskie, lecz z drugiej strony kadrowanie, jakie szereg rysowników stosuje w tym komiksie można uznać za nowoczesne, a rysujący dwie opowieści w zbiorze Shawn McManus przeżywa tu swój najlepszy okres.
Publikując takie pozycje jak "Saga o Potworze z Bagien" Egmont nie tylko kłania się nisko wspaniałemu okresowi amerykańskiego komiksu, lecz również daje czytelnikom możliwość obcowania z mistrzowsko napisanymi opowieściami, które nie są tępą sieczką pokroju wielu współczesnych produkcji. "Miłość i śmierć" to świetny horror z przyrodą w tle, który - że zacytuję Jamiego Delano "rozszerzył możliwość komiksowego medium". Jedna z pozycji, które trzeba mieć na półce. Jak również jedna z tych, na której kolejną odsłonę nie można czekać dwa lata...
"Saga o Potworze z Bagien 2: Miłość i śmierć". Scenariusz: Alan Moore, Len Wein. Rysunki: Shawn McManus, Stephen Bissette, John Totleben, Alfredo Alcala, Rick Veitch, Berni Wrightson. Tłumaczenie: Jacek Drewnowski. Wydawca: Egmont Polska 2009. Komiks wydany w cyklu "Obrazy Grozy"
Dla fanów historii i znakomitego pisarstwa "Saga o Potworze z Bagien" jest zdecydowanym "musiszmieciem". Czy jednak zwolennicy wspomnianego na wstępie pulpowego charakteru opowieści, poczują się zawiedzeni? Ani trochę. Forma, jaką Moore wytworzył, zdecydowanie upiększa treść "Miłości i śmierci". Owa treść zasadza się na losach głównych postaci - historia Swamp Thinga zostaje przez Moore'a rozłożona w czasie - poznajemy aspekty jego przeszłości, towarzyszymy mu w teraźniejszych wędrówkach oraz dostajemy wgląd w przyszłość i przeznaczenie tej postaci. Karty komiksu pełne są trzymających w napięciu cliffhangerów, przerażających demonów i ludzkich koszmarów. Moore wysyła Potwora z Bagien na podróż do piekła i z powrotem, a Abigail - również główną bohaterkę serii - wrzuca w wir Krainy Snów, gdzie spotyka postaci, znane z wydawanej kilka lat później serii "Sandman" - Kaina i Abla.
Archaiczność rysunków jest w przypadku "Sagi" kwestią dyskusyjną - owszem, brak w nich jakiejkolwiek ingerencji komputera, kolory są płaskie, lecz z drugiej strony kadrowanie, jakie szereg rysowników stosuje w tym komiksie można uznać za nowoczesne, a rysujący dwie opowieści w zbiorze Shawn McManus przeżywa tu swój najlepszy okres.
Publikując takie pozycje jak "Saga o Potworze z Bagien" Egmont nie tylko kłania się nisko wspaniałemu okresowi amerykańskiego komiksu, lecz również daje czytelnikom możliwość obcowania z mistrzowsko napisanymi opowieściami, które nie są tępą sieczką pokroju wielu współczesnych produkcji. "Miłość i śmierć" to świetny horror z przyrodą w tle, który - że zacytuję Jamiego Delano "rozszerzył możliwość komiksowego medium". Jedna z pozycji, które trzeba mieć na półce. Jak również jedna z tych, na której kolejną odsłonę nie można czekać dwa lata...

1 komentarz:
podzielam opinię- dwa lata czekania, to się nie godzi!
A sam komiks urzekł mnie od samego początku właśnie kadrowaniem i kolorem- jakoś miałem spory niedosyt takich oldschoolów. Przeczytałem sobie jedynkę drugi raz po zakupie dwójki i to robi wrazenie. Ekspresyjność formy w połaczeniu z bardzo fajnie wymyslona postacią i takim moore'owskim uproblematycznieniem jej losów- fascynujące. I po lekturze tej recki, tego komiksu, juz wiem dlaczego tak bardzo lubię komiksy Kelleya Jonesa (mimo iż treściowo bywa słabo...)- za przerysowanie, teatralność, klasyczną kompozycję, która mimo upływających lat potrafi wydawac się nowatorska. To wszystko w "Sadze" jest na najwyższym poziomie, u Jonesa tylko do tego poziomu się zbliża.
WE WANT MOORE! :lol:
Prześlij komentarz