Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

sobota, 10 stycznia 2009

Rok 2008: odsłona pierwsza

Autor: Dominik SzcześniakPodpisując wniosek urlopowy, dokument w urzędzie czy umowę w firmie telekomunikacyjnej wielce możliwym jest, iż spotkamy się z prośbą o wpisanie daty w odpowiednio wydzielone miejsce. I tu trzeba być bardzo ostrożnym, aby się – przepraszam za francuszczyznę – nie walnąć. Bo „2008” już nie możemy wpisać. „2008” już nie ma i nie wróci. Mamy coś nieznacznie większego – rok 2009. A jako, że dopiero się zaczął, żyjemy jeszcze końcówką poprzedniego. I jego podsumowaniami. Ulegając modzie, chciałbym w tym momencie podsumować rok 2008. Subiektywnie i na gruncie komiksowym.

Najbardziej dyskusyjną sprawą jest wybór komiksu roku, najlepszego z najlepszych, arcykomiksu wśród komiksów. Jak głosi staropolskie przysłowie – jest ich tyle, ilu ludzi zabierających głos w sprawie. Osobiście uważam, że ciężko zupełnie obiektywnie taki komiks wytypować. Nie tylko ze względu na to, że wybór mieliśmy tak ogromny, tematykę utworów tak skrajnie różną (choć niejednokrotnie tak samo wybitną), a kryteria wyboru niejasne, ale też dlatego, że praktycznie każde wydawnictwo taki komiks roku wyprodukowało. Bardziej więc skłaniałbym się ku opcji przypomnienia tych wszystkich komiksów miesiąca lub też komiksów danego wydawcy, niż przypisywania miana „debeściaka” całego ’08. Pozwólcie jednak, że przypomnę je następnym razem. Dziś tok mojej pisaniny podrepta raczej w inne rejony.

W rejony zdarzeń i zjawisk komiksowych, dzięki którym przybijam z rokiem ’08 piątala.

Pierwsze zjawisko omówię, rozpoczynając od następującego zdania: Wydawnictwa parające się komiksem w Polsce wciąż istnieją i mają się dobrze. Ponadto, są one świadome tego, co wydają i robią to według konsekwentnie przyjętych planów. I niezależnie od tego, czy są to plany podyktowane wybadaniem rynku czy osobistymi preferencjami wydawcy, działalność tak szerokiego wachlarza edytorów to dla czytelnika istne błogosławieństwo. Bo dzięki nim mamy wybór. Dla tych, którzy chowali się w czasach, gdy ukazywało się 5 albumów rocznie, taka sytuacja jest nieco zaskakująca. Wygłodzeni, wyposzczeni, kupujący wówczas wszystko, co rynek miał do zaoferowania, a i tak mogący zostawić trochę pieniędzy w kieszeni, w 2008 roku raczej nie przyoszczędzili. Bardziej niż nad pieniędzmi, warto byłoby jednak pochylić się nad aspektem maniakalnego kolekcjonerstwa, będącego jeszcze nie tak dawno cechą charakteryzującą polskiego komiksiarza. Oto bowiem w czasach „5 albumów rocznie”, o których wspomniałem, maniakalny kolekcjoner mógł sobie pozwolić na zakup wszystkiego i jeszcze pozostawał mu spory margines maniakalnego niedosytu. W 2008 roku, nawet jeśli wszystko kupił, ów niedosyt został wyeliminowany i zastąpiony przesytem. Bo kiedyś, kupując wszystko, kupowało się 5 komiksów. W 2008 roku natomiast kupowało się kilkadziesiąt (kilkaset?) przeróżnych historii – obyczajowych, sensacyjnych, historycznych, katastroficznych, erotycznych i humorystycznych. Historii, nie komiksów. Tematyka wyszła poza ramy komiksu. Zajęli się nim nie tylko maniacy, lecz także ludzie, którym tak samo zależy na lekturze dobrej książki, czy obejrzeniu dobrego filmu. Ludzie, którzy przestali czytać komiks tylko dlatego, że akurat komiksem się on nazywał. Wyluzowali. Nie brali wszystkiego jak leci. Niezbywalnym dobrem roku 2008 jest więc według mnie cegiełka dołożona do wyeliminowania maniakalnych komiksiarzy i zastąpienia ich świadomymi odbiorcami. Dajcie mi wierzyć, że rok 2009 dorzuci kolejną!

Zjawisko drugie to trzy sprawy: Kuba Jankowski, Taurus Media i najbardziej spektakularne transfery minionego roku z Portugalii do Polski. Fernandes, Brito, Fazenda i Abranches. Kim oni są? Nie wiedziałem. Czym jest komiks portugalski? Nie miałem pojęcia. Czy chciałem je mieć? W życiu! I wystarczyło kilka stron komiksu „Najgorsza kapela świata” by mnie komiks portugalski, ze swą filozoficzną wrażliwością i ujmującą ascezą wciągnął na całego. Ile jeszcze takich nieodkrytych talentów ma w zanadrzu Kuba i Taurus Media? Dajcie mi wierzyć, że tony!

Trzecim zjawiskiem są goście komiksowych imprez. Na jednej z nich ramię w ramię stanęli Moebius, Manara, Liberatore i Rosiński. Fani komiksu nie dość, że mogli zobaczyć ten dream team na żywo, zagadać czy uścisnąć dłoń, to jeszcze dzięki organizatorom, którzy zapewnili ograniczoną ilość toi toi, mogli z owym dream teamem wysikać się w jednym rządku pod jedną ścianą podczas imprezy wieńczącej MFK. I było wesoło, niczym na słynnym obrazkowym dowcipie Tadeusza Baranowskiego o trzech sikających Meksykanach. Czy w roku 2009 można przebić takie nazwiska (pozwólcie, że wymienię raz jeszcze: Moebius, Manara, Liberatore, Rosiński)? Czy można zaprosić kogoś bardziej znanego i uwielbianego? A może skupić się na młodych komiksiarzach, którzy tworzą rzeczy równie przełomowe i innowacyjne, a przy okazji aktualne? Dajcie mi wierzyć, że ’09 odpowie na te pytania twierdząco i w dodatku w rozsądny sposób pogodzi te opcje!

Czwartym zjawiskiem są same komiksy. Polski czytelnik dostał ogrom literatury obrazkowej, z czego spora część to lektury najwyższej jakości. Ale o nich– następnym razem.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

proszę, choćby David Soares, Pedro Nora, Miguel Rocha, Antonio Jorge Goncalves, Rui Lacas. To tak tylko z pamięci.

Dominik Szcześniak pisze...

no i świetnie! mam nadzieję, że to specyjały na miarę tego, co już miałem okazję widzieć.

Anonimowy pisze...

Moim skromnym zdaniem zdecydowanie tak. No i jeszcze zostało trochę Fernandesa- szczególnie ciekawie predstawia sie jego współpraca z Luisem Henriquesem- niezwykle uzdolniony, wszechstronny grafik. Tworzą wspólnie jedną serię komiksową o miastach (już niedługo na pRzYpAdKiEm słów kilka o tym projekcie), co jest efektem wcześniejszej, bardzo udanej kolaboracji przy pierwszym tomie Black Box Stories. Jest tez w planach Pedro Brito solo. Właśnie z El Bruto, o którym wspomina w wywiadzie ziniolowym. Zapomniałem z nazwisk doać jeszcze jednaego: Richard Camara, który brnie głównie w komiksy nieme. No i ogólnie trzymam rękę na pulsie ;-)