Najlepsi z najlepszych 2008 roku? Proszę bardzo:
Styczeń. Kulisy powstawania „Szanownego” Bartosza Sztybora i Wojciecha Stefańca nie są mi znane, aczkolwiek dobrze jestem zapoznany ze skłonnością Stefańca do rozciągania scenariuszy, które ilustruje, w związku z czym stawiam tezę, że „Szanowny” w zamierzeniu scenarzysty miał być krótką formą. Wyszedł zeszyt. Kolorowy, zakręcony, przepełniony symboliką i dający się interpretować na wiele sposobów. Niby małe, a cieszy i daje dużo radości z czytania. Poza tym zmusza do zadania sobie pytań typu: w co autorzy z nami pogrywają? Czy aby nie bawią się z naszymi umysłami?
Luty: Zaskakująco znakomita trójca: fantastycznie splatający losy kilku (fascynujących!) postaci „Berlin” Jasona Lutesa, świetny formalnie „Zostawiając powidok wibrującej czerni” Daniela Chmielewskiego oraz bogata w treści wszelkiego rodzaju „Najgorsza Kapela Świata” Jose Carlosa Fernandesa. Gdyby rok kończył się w lutym, byłyby to komiksy okupujące najwyższe miejsca w klasyfikacji „The best of ‘08”. Wartość wszystkich tych pozycji jest nieoceniona, lecz z najlepszym przyjęciem spotkał się „Berlin”, który zresztą doczekał się dodruku i stał się jednym z ważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce. Niewątpliwy wpływ na taki stan rzeczy miała tematyka utworu Lutesa: wielki kryzys w Niemczech 1928 roku i starcia socjalistów z nacjonalistami. Zachęciwszy odbiorców tłem historycznym, komiks odkrywał przed nimi drugie dno: aspekt społeczny. Znakomita praca kronikarska i reporterska ukazująca życie zwykłych ludzi, wzbogacona jest celnymi przemyśleniami na tematy sztuki i dziennikarstwa. O sztuce, ale też i filozofii, religii, życiu traktuje esej Daniela Chmielewskiego o „wszelkich obliczach komunikacji międzyludzkiej”. Sponsorowany jest on przez cyfrę 44 – tyle bowiem ma szkielet komiksu, składający się z takiej właśnie ilości jednoplanszówek, jak również jego epilog, będący (o dziwo) 44-stronicową zwartą historią. Konsekwencją w materii objętościowej wykazał się również Jose Carlos Fernandes, który „Najgorszą kapelę świata” prezentował w historiach rozpisanych na dwie strony. Tym samym pokazał, że nawet na tak małej powierzchni twórczej można przekazać cały ogrom treści.
Marzec: w tym miesiącu zarządził tercecik Andreas – Eisner – Satrapi. „Koziorożec” to jeden z najbardziej wyczekiwanych komiksów roku, znakomicie łączący tajemnicę z sensacją, „Nowy Jork” to klasyka, będąca encyklopedią komiksowych sztuczek oraz poradnikiem dla początkujących i zaawansowanych twórców, „Wyszywanki” z kolei to jakże odmienna od „Persepolis” i „Kurczaka ze śliwkami” historia obyczajowa, obleczona w fantastyczne dialogi i anegdoty.
Kwiecień: „5 to liczba doskonała” to komiks doskonały, a przy tym bardzo prosty „w obsłudze”. Znakomita rozrywka dla fanów gangsterskich klimatów i kompendium stylistyczne dla tych, którzy komiks lubią „pobadać”. Igort ma świadomość tego, że historia którą opowiada do skomplikowanych nie należy, ale za to obok technik jakie przyjmuje opowiadając ją, nie można przejść obojętnie.
Maj: „Bajabongo” Marka Turka. Nieme szaleństwo jednego z najbardziej aktywnych twórców polskiego komiksu. Plus najlepiej wydany polski komiks w 2008 roku.
Czerwiec: niby sezon ogórkowy, a jednak wydawcy poszaleli: debiutant na rynku, Abiekt.pl, wydał „Konrada i Paula” Ralfa Koniga – rewelacyjny humorystyczny serial o perypetiach homoseksualnej pary, bezkompromisowo obchodzący się z seksualnością. Nie próżnowali również inni. Do Polski trafił wreszcie „Hellblazer” i to od razu z sezonem Gartha Ennisa. „Niebezpieczne nawyki” to jedna z najlepszych opowieści o Johnie Constantine, a już na pewno taka, która na długo pozostaje w pamięci. Czarna magia wymieszana z angielskimi slumsami to świetny materiał na rozpoczęcie przygody z tą serią w Polsce. Choć trochę szkoda, że nie dostaliśmy wprawki w postaci odcinków Jamiego Delano, osadzonych w klimatach horroru, jednak usprawiedliwione jest to takim samym cyklem wydawniczym w Stanach. Ale! Mainstream mainstreamem, lecz czerwiec okazał się być prawdziwie odkrywczym miesiącem w kategorii „alternative”: obok wspomnianego już komiksu Koniga, debiut w Polsce zaliczył wizjoner komiksu niemego: Jason. „Pssst!”, jak zresztą wiele komiksów genialnych, przy przekartkowaniu nie robi większego wrażenia, aby po lekturze rozłożyć ciało i umysł na łopatki. Mimo swego skromnego formatu, wydanie tego komiksu to jedno z najważniejszych wydarzeń komiksowych w Polsce. Pozostając w kategoriach komiksu niemego polecam również: „Numer 73304-23-4153-6-96-
Lipiec: Duncan Fegredo zadebiutował w Polsce! Nie „Enigmą”, nie „Jayem i Cichym Bobem”, ani nawet nie serią „Shade”, do której tworzył okładki, lecz – co zaskakujące – „Hellboyem”. Autorskim dzieckiem Mike’a Mignoli. Dzieckiem, którego – jak sądziliśmy – nikomu innemu pod opiekę tatuś nie odda. „Zew Ciemności” to powiew świeżości w serialu o Diabelskim Chłopcu.
Sierpień: Z ręką na sercu polecam „Szaloną z Sacre-Coeur”, będącą jednym z lepszych komiksów Moebiusa opublikowanych w Polsce w roku ubiegłym oraz może nawet najlepszym komiksem Jodorowskiego, spośród tych, które u nas wydano. Historia jest fanatyczna, rozbuchana, narysowana z werwą i polotem. Wydaje się, że „Morskie powietrze” Tima Sieverta, ze swoimi dłużyznami i spokojną atmosferą znajduje się na przeciwległym do „Szalonej” biegunie. W niczym to jednak nie przeszkadza polecać mi również tego komiksu.
Wrzesień: Tutaj faworytów mam trzech: Daniel Clowes „Niczym aksamitną rękawicą odlaną z żelaza” pojechał tam, gdzie zaraz po premierze „Dzikości serca” był David Lynch. W tym komiksie można odnaleźć wszystko albo nic. I nieistotne którą opcję odnajdziemy, bo liczy się jedynie fascynujący proces szukania. Pedro Brito i Joao Fazenda zrobili za to komiks konkretny. O miłości, sztuce wysokiej i niskiej, inspiracjach i związkach. „Kobieta mego życia, kobieta moich snów” – takie rzeczy mogą się dziać tylko w komiksie! A na koniec „HP i Giuseppe Bergman” Milo Manary, będący świetną wiwisekcją na przygodzie, narysowaną w sposób mistrzowski.
Październik: O „Prosto z piekła” napisano już tak dużo, że w tym momencie niech wystarczy jedno: arcydzieło gatunku. Poza tą wyczekiwaną cegiełką, podczas MFK zadebiutowały następujące świetne komiksy: „Możemy zostać przyjaciółmi” Mawila – komiks, który jest pamiętnikiem każdego z nas, odnalezionym po latach; „Misterium” Morrisona i Mutha – wielopłaszczyznowa opowieść o małym miasteczku, w którym ktoś zabija Boga, „Wędrowiec z tundry” Jiro Taniguchiego, poprzez kilka krótkich form świetnie opowiadający o związkach człowieka z naturą; oraz „Dynia z majonezem” Nananan – wciągające obyczajowe czytadło o związku dwojga ludzi.
Listopad: Wspominałem o pierwszym tomie ennisowskiego „Hellblazera”. Drugi również wypada polecić – jest on bowiem pierwszą kooperacją tego scenarzysty ze znakomitym rzemieślnikiem, jakim jest Steve Dillon. Było o pierwszym, było o drugim, więc teraz o ostatnim: „Dziki kot psychopatyczny morderca” to pożegnanie z niesamowitą, bezbłędną i trzymającą poziom przez cały czas serią Billa Wattersona „Calvin i Hobbes”.
Grudzień: „Trzy paradoksy” Paula Hornschemeiera to komiks o komiksie, o rzeczywistości zmiksowanej z fikcją oraz o związkach międzyludzkich. I jest on fantastycznie rozegrany na płaszczyźnie psychologicznej, co sprawia że zakończenie roku mamy całkiem wybuchowe.
I to wszystko. 30 najlepszych rzeczy roku 2008. Wyłuskać z nich jedyną świętą trójcę to niemożliwość. Dokonałem jej co prawda dla potrzeb polterowego podsumowania roku, jednakże tam ramy zostały jasno wytyczone – miało być okiem twórców, więc jest. Okiem tzw. scenarzysty. Niniejsze podsumowanie natomiast to subiektywny i nie wartościujący przelot przez wszystkie miesiące minionego roku. A następnym razem, na zakończenie tego wspominkowego weekendu, poruszę temat obecności „Ziniola” w pożegnanym niedawno roku.
3 komentarze:
W imieniu swoim i Bartka Sztybora dziękujemy redakcji "Ziniol" za tę jakże nobilitującą ocenę "Szanownego". Jest nam niezmiernie miło, a naszym i naszych rodzin wzruszeniom nie było końca. Wszystko dlatego, że "Szanowny" został wymieniony jako jeden z lepszych komiksów stycznia.
Co do pogrywania umysłami. No cóż, my się nieźle bawiliśmy robiąc "Szanownego". A skoro my bawiliśmy się swoimi umysłami, to czemu i nie mielibyśmy pobawić się umysałmi czytelników?
Nie ma Towarzyszy Zmierzchu??!!! Proszę się wytłumaczyć z tego baraku;)
Znaczy się z braku:P Bo barak to jest obama:)
Prześlij komentarz