Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

niedziela, 25 stycznia 2009

Fotostory 04: Rycz, Ridż, rycz.

Autor: Dominik SzcześniakRafał Trejnis na swoim digartowym profilu zamieścił planszę z czwartej odsłony serii "Fotostory", która pojawi się już w najbliższym "Ziniolu". Wszystkich zainteresowanych tym, "jak to się robi?" zapraszam do zerknięcia, a wszystkich ciekawych co wydarzyło się u bohaterów i jaki związek z czymkolwiek ma Ridż Forrester odsyłam na strony "Ziniola" # 4, który pojawi się w marcu.

Tymczasem pierwszy sezon serialu powoli dobiega końca - planowe, huczne zamknięcie nastąpi wraz z ostatnią stroną szóstego odcinka.

piątek, 16 stycznia 2009

Panie Szwarcenegerze...

Autor: Dominik Szcześniak

Rafał "Otoczak" Tomczak to twórca komiksu "Bi-Bułka", zawiadowca "Kąciku Otoczaka" w "Ziniolu" oraz, jak się okazuje - piosenkarz! Autor bryluje słowem w zespole, który nie jest obcy fanom "Bi-Bułki", a jego nazwa brzmi: Płetwonurki Szczurki. Powstał w 1995 roku, w składzie:

Elwis, „Człowiek Kiść” -kompozycje, instrumentarium, często głos, czasem słowo,
Primen, „ Człowiek Prima Sort” - kompozycje, instrume
ntarium, rzadziej głos,
Tomas, „Człowiek Nie dla Mas” - głównie słowa
i głos, kompozycje, instrumentarium.

Tomas to właśnie jeden ze starszych pseudonimów Otoczaka, obecnie używany jedynie dla potrzeb scenicznych. Oddaję głos kapeli:

Działania grupy to głównie dramatyczne kompozycje dźwiękowe, o drapieżnej zazwyczaj jakości brzmień. W ogólnym pojęciu nieatrakcyjne i trudne do odsłuchania, wzbudzać mają niepokój psychiczny i podważać nawyki percepcji tak słuchającego, jak i autorów tych dysonansów. Ekspresyjne wyrażanie siebie poprzez dźwięki ekstremalne, naznaczone jest próbą dotarcia do źródeł PSYCHO.

PSYCHO jest naturą pierwotną i drapieżną, subtelną i intymną, a ukrywającą się głęboko pod oswojonymi pojęciami i schematami w życiu każdego człowieka. Fundamentalnie związane z intuicją.

W znacznej mierze dążenia te, jako jedne z podstawowych stymulują działalność Płetwonurków Szczurków. Cele, nie będąc jednak formalnymi postulatami, a zwyczajnie częścią składową akcji podejmowanych w stronę obnażenia PSYCHO: pozwalają na absolutną swobodę środków działania twórczego. Stąd, dla strategii Płetwonurków Szczurków istotne stało się korzystanie z odmiennych pozornie mediów, jakimi są tekst, dźwięk i obraz. Wyzwaniem dla Płetwonurków Szczurków stało się połączenie tych dyscyplin, zacieranie ich granic i stworzenie multimedialnego wielodzieła.

Zainteresowanych brzmieniem Płetwonurków Szczurków odsyłam na stronę Rafała oraz na kanał you tube, poświęcony kapeli. Szczególnej uwadze polecam hity "Panie Szwarcenegerze, ja w pana nie wierzę" oraz "Babcia i ja".


niedziela, 11 stycznia 2009

Rok 2008: odsłona trzecia

Autor: Dominik SzcześniakDonnie Wahlberg, z zalanego krwią planu serii "Piła", wraz z kolegami odświeżył znajomość ze studiem nagraniowym i reaktywował New Kids on the Block. Czy to dobrze, czy to źle - nieważne. Ważne, że miało to miejsce w roku 2008.
Axl W. Rose, po milijonach lat dopieszczania swych najnowszych dźwięków, upublicznił efekty tego procederu - "Chinese Democracy" Guns'n'Roses ujrzała wreszcie światło dzienne, a kolejna reaktywacja dokonała się. W 2008 roku.
Mickey Rourke, hollywoodzki buntownik, po latach grywania w filmach bardzo niedobrych ("Point Blank") lub niezłych, lecz robionych tylko dla kasy ("Spun") wrócił rolą genialną w obrazie "The Wrestler" Darrena Aronofsky'ego. Najpierw to on wypiął się na biznes filmowy, później biznes wypiął się na niego. Aż w końcu podali sobie dłonie. W 2008 roku.
Czy więc rok 2008 nie był najlepszym na reaktywację "Ziniola"?

Cóż... gdy na ten pomysł wpadłem, świeżo po wznowieniu działalności był zespół The Smashing Pumpkins...


"Ziniol" wchodził na rynek jako produkt eksperymentalny, mający na celu wybadanie zapotrzebowania na magazyny komiksowe w Polsce, jak również jako efekt działań fascynatów, którzy w swych idealistycznych zapędach uznali, że taki eksperyment ma szansę powodzenia. Dzisiaj mamy nieco większe pojęcie o tych szansach niż w czerwcu, kiedy debiutowaliśmy na rynku. I nie jest to wiedza, pozwalająca na wyluzowane spoglądanie w świetlaną przyszłość. Nie dla nas spożywane bez stresu driny na karaibskiej plaży. Ale z drugiej strony mamy na pewno więcej doświadczenia, więcej kontaktów, mnóstwo chęci i arsenał możliwości w zanadrzu. I nie zawahamy się ich wykorzystać, o ile, Drogi Czytelniku, dasz nam taką możliwość.
Pamiętam, jak w jednej z recenzji starego, xerowanego "Ziniola" w zinie "Vormkfasa", Mateusz Skutnik napisał, że takie to małe, kserowane i skromne, a jak równy z równym gadamy sobie z Millerem i Milliganem. Oczywiście były to wywiady ściągane z sieci i przez nas tłumaczone, a o wymianie zdań z tymi Panami mogliśmy jedynie pomarzyć. I po kilku latach, dzisiaj, gadamy sobie jak równy z równym z ludźmi, którzy dostali Eisnera. Z Jasonem, Abadzisem. Z gośćmi, których pracami jaraliśmy się, będąc brzdącami. Z Breyfogle'm, Portacio. Z tuzami alternatywy światowej. Jasonem, Mawilem, Nicolasem Mahlerem i Robelem. Czy wreszcie z nieodkrytymi do tej pory talentami z Portugalii. Możliwość pogadania z nimi, poznania i przekonania się, jak otwarci to ludzie, to sprawa dla "Ziniola" w 2008 roku najważniejsza.
Podobnie z twórcami polskimi. W 2008 roku specjalnie dla "Ziniola" swoje komiksy wyprodukowała śmietanka komiksowego półświatka. Staraliśmy się stawiać zarówno na profesjonalistów, jak i na tych, którzy w komiksie dopiero zaczynają. I nadal będziemy tak robić. Z uporem maniaka i otwartymi na oścież drzwiami dla tych, którzy chcialiby wstąpić. Skoro Mickey Rourke mógł za darmo zagrać taką rolę, to i my się postaramy.
Aż do ostatniej strony. I może nawet o jedną dłużej.

sobota, 10 stycznia 2009

Rok 2008: odsłona druga

Autor: Dominik Szcześniak

Najlepsi z najlepszych 2008 roku? Proszę bardzo:



Styczeń. Kulisy powstawania „Szanownego” Bartosza Sztybora i Wojciecha Stefańca nie są mi znane, aczkolwiek dobrze jestem zapoznany ze skłonnością Stefańca do rozciągania scenariuszy, które ilustruje, w związku z czym stawiam tezę, że „Szanowny” w zamierzeniu scenarzysty miał być krótką formą. Wyszedł zeszyt. Kolorowy, zakręcony, przepełniony symboliką i dający się interpretować na wiele sposobów. Niby małe, a cieszy i daje dużo radości z czytania. Poza tym zmusza do zadania sobie pytań typu: w co autorzy z nami pogrywają? Czy aby nie bawią się z naszymi umysłami?


Luty: Zaskakująco znakomita trójca: fantastycznie splatający losy kilku (fascynujących!) postaci „Berlin” Jasona Lutesa, świetny formalnie „Zostawiając powidok wibrującej czerni” Daniela Chmielewskiego oraz bogata w treści wszelkiego rodzaju „Najgorsza Kapela Świata” Jose Carlosa Fernandesa. Gdyby rok kończył się w lutym, byłyby to komiksy okupujące najwyższe miejsca w klasyfikacji „The best of ‘08”. Wartość wszystkich tych pozycji jest nieoceniona, lecz z najlepszym przyjęciem spotkał się „Berlin”, który zresztą doczekał się dodruku i stał się jednym z ważniejszych wydarzeń kulturalnych w Polsce. Niewątpliwy wpływ na taki stan rzeczy miała tematyka utworu Lutesa: wielki kryzys w Niemczech 1928 roku i starcia socjalistów z nacjonalistami. Zachęciwszy odbiorców tłem historycznym, komiks odkrywał przed nimi drugie dno: aspekt społeczny. Znakomita praca kronikarska i reporterska ukazująca życie zwykłych ludzi, wzbogacona jest celnymi przemyśleniami na tematy sztuki i dziennikarstwa. O sztuce, ale też i filozofii, religii, życiu traktuje esej Daniela Chmielewskiego o „wszelkich obliczach komunikacji międzyludzkiej”. Sponsorowany jest on przez cyfrę 44 – tyle bowiem ma szkielet komiksu, składający się z takiej właśnie ilości jednoplanszówek, jak również jego epilog, będący (o dziwo) 44-stronicową zwartą historią. Konsekwencją w materii objętościowej wykazał się również Jose Carlos Fernandes, który „Najgorszą kapelę świata” prezentował w historiach rozpisanych na dwie strony. Tym samym pokazał, że nawet na tak małej powierzchni twórczej można przekazać cały ogrom treści.


Marzec: w tym miesiącu zarządził tercecik Andreas – Eisner – Satrapi. „Koziorożec” to jeden z najbardziej wyczekiwanych komiksów roku, znakomicie łączący tajemnicę z sensacją, „Nowy Jork” to klasyka, będąca encyklopedią komiksowych sztuczek oraz poradnikiem dla początkujących i zaawansowanych twórców, „Wyszywanki” z kolei to jakże odmienna od „Persepolis” i „Kurczaka ze śliwkami” historia obyczajowa, obleczona w fantastyczne dialogi i anegdoty.


Kwiecień: „5 to liczba doskonała” to komiks doskonały, a przy tym bardzo prosty „w obsłudze”. Znakomita rozrywka dla fanów gangsterskich klimatów i kompendium stylistyczne dla tych, którzy komiks lubią „pobadać”. Igort ma świadomość tego, że historia którą opowiada do skomplikowanych nie należy, ale za to obok technik jakie przyjmuje opowiadając ją, nie można przejść obojętnie.


Maj: „Bajabongo” Marka Turka. Nieme szaleństwo jednego z najbardziej aktywnych twórców polskiego komiksu. Plus najlepiej wydany polski komiks w 2008 roku.


Czerwiec: niby sezon ogórkowy, a jednak wydawcy poszaleli: debiutant na rynku, Abiekt.pl, wydał „Konrada i Paula” Ralfa Koniga – rewelacyjny humorystyczny serial o perypetiach homoseksualnej pary, bezkompromisowo obchodzący się z seksualnością. Nie próżnowali również inni. Do Polski trafił wreszcie „Hellblazer” i to od razu z sezonem Gartha Ennisa. „Niebezpieczne nawyki” to jedna z najlepszych opowieści o Johnie Constantine, a już na pewno taka, która na długo pozostaje w pamięci. Czarna magia wymieszana z angielskimi slumsami to świetny materiał na rozpoczęcie przygody z tą serią w Polsce. Choć trochę szkoda, że nie dostaliśmy wprawki w postaci odcinków Jamiego Delano, osadzonych w klimatach horroru, jednak usprawiedliwione jest to takim samym cyklem wydawniczym w Stanach. Ale! Mainstream mainstreamem, lecz czerwiec okazał się być prawdziwie odkrywczym miesiącem w kategorii „alternative”: obok wspomnianego już komiksu Koniga, debiut w Polsce zaliczył wizjoner komiksu niemego: Jason. „Pssst!”, jak zresztą wiele komiksów genialnych, przy przekartkowaniu nie robi większego wrażenia, aby po lekturze rozłożyć ciało i umysł na łopatki. Mimo swego skromnego formatu, wydanie tego komiksu to jedno z najważniejszych wydarzeń komiksowych w Polsce. Pozostając w kategoriach komiksu niemego polecam również: „Numer 73304-23-4153-6-96-8” Thomasa Otta, czyli przypowiastkę o losie i ulotności szczęścia. Sporym wydarzeniem była również druga część „Na szybko spisane” Michała Śledzińskiego, fabularnie skupiająca się na „pewnym introwertycznym człowieczku”, a w tle serwująca mnóstwo smacznych patentów związanych z ostatnią dekadą XX wieku. Na deser jeszcze jeden komiks: „Józek” Nicolasa Robela, którego zakończenie powinno pretendować do miana jednego z najbardziej „wybuchowych”, jakie nam autorzy zaserwowali w 2008.


Lipiec: Duncan Fegredo zadebiutował w Polsce! Nie „Enigmą”, nie „Jayem i Cichym Bobem”, ani nawet nie serią „Shade”, do której tworzył okładki, lecz – co zaskakujące – „Hellboyem”. Autorskim dzieckiem Mike’a Mignoli. Dzieckiem, którego – jak sądziliśmy – nikomu
innemu pod opiekę tatuś nie odda. „Zew Ciemności” to powiew świeżości w serialu o Diabelskim Chłopcu.


Sierpień: Z ręką na sercu polecam „Szaloną z Sacre-Coeur”, będącą jednym z lepszych komiksów Moebiusa opublikowanych w Polsce w roku ubiegłym oraz może nawet najlepszym komiksem Jodorowskiego, spośród tych, które u nas wydano. Historia jest fanatyczna, rozbuchana, narysowana z werwą i polotem. Wydaje się, że „Morskie powie
trze” Tima Sieverta, ze swoimi dłużyznami i spokojną atmosferą znajduje się na przeciwległym do „Szalonej” biegunie. W niczym to jednak nie przeszkadza polecać mi również tego komiksu.


Wrzesień: Tutaj faworytów mam trzech: Daniel Clowes „Niczym aksamitną rękawicą odlaną z żelaza” pojechał tam, gdzie zaraz po premierze „Dzikości serca” był David Lynch. W tym komiksie można odnaleźć wszystko albo nic. I nieistotne którą opcję odnajdziemy, bo liczy się jedynie fascynujący proces szukania. Pedro Brito i Joao Fazenda zrobili za to ko
miks konkretny. O miłości, sztuce wysokiej i niskiej, inspiracjach i związkach. „Kobieta mego życia, kobieta moich snów” – takie rzeczy mogą się dziać tylko w komiksie! A na koniec „HP i Giuseppe Bergman” Milo Manary, będący świetną wiwisekcją na przygodzie, narysowaną w sposób mistrzowski.


Październik: O „Prosto z piekła” napisano już tak dużo, że w tym momencie niech wystarczy jedno: arcydzieło gatunku. Poza tą wyczekiwaną cegiełką, podczas MFK zadebiutowały następujące świetne komiksy: „Możemy zostać przyjaciółmi” Mawila – komiks, który jest pamiętnikiem każdego z nas, odnalezionym po latach; „Misterium” Morrisona i Mutha – wielopłaszczyznowa opowieść o małym miasteczku, w którym ktoś zabija Boga, „Wędrowiec z tundry” Jiro Taniguchiego, poprzez kilka krótkich form świetnie opowiadający o związkach człowieka z naturą; oraz „Dynia z majonezem” Nananan – wciągające obyczajowe czytadło o związku dwojga ludzi.


Listopad: Wspominałem o pierwszym tomie ennisowskiego „Hellblazera”. Drugi również wypada polecić – jest on bowiem pierwszą kooperacją tego scenarzysty ze znakomitym rzemieślnikiem, jakim jest Steve Dillon. Było o pierwszym, było o drugim, więc teraz o ostatnim: „Dziki kot psychopatyczny morderca” to pożegnanie z niesamowitą, bezbłędną i t
rzymającą poziom przez cały czas serią Billa Wattersona „Calvin i Hobbes”.


Grudzień: „Trzy paradoksy” Paula Hornschemeiera to komiks o komiksie, o rzeczywistości zmiksowanej z fikcją oraz o związkach międzyludzkich. I jest on fantastycznie rozegrany na płaszczyźnie psychologicznej, co sprawia że zakończenie roku mamy całkiem wybuchowe.

I to wszystko. 30 najlepszych rzeczy roku 2008. Wyłuskać z nich jedyną świętą trójcę to niemożliwość. Dokonałem jej co prawda dla potrzeb polterowego podsumowania roku, jednakże tam ramy zostały jasno wytyczone – miało być okiem twórców, więc jest. Okiem tzw. scenarzysty. Niniejsze podsumowanie natomiast to subiektywny i nie wartościujący przelot przez wszystkie miesiące minionego roku. A następnym razem, na zakończenie tego wspominkowego weekendu, poruszę temat obecności „Ziniola” w pożegnanym niedawno roku.

Rok 2008: odsłona pierwsza

Autor: Dominik SzcześniakPodpisując wniosek urlopowy, dokument w urzędzie czy umowę w firmie telekomunikacyjnej wielce możliwym jest, iż spotkamy się z prośbą o wpisanie daty w odpowiednio wydzielone miejsce. I tu trzeba być bardzo ostrożnym, aby się – przepraszam za francuszczyznę – nie walnąć. Bo „2008” już nie możemy wpisać. „2008” już nie ma i nie wróci. Mamy coś nieznacznie większego – rok 2009. A jako, że dopiero się zaczął, żyjemy jeszcze końcówką poprzedniego. I jego podsumowaniami. Ulegając modzie, chciałbym w tym momencie podsumować rok 2008. Subiektywnie i na gruncie komiksowym.

Najbardziej dyskusyjną sprawą jest wybór komiksu roku, najlepszego z najlepszych, arcykomiksu wśród komiksów. Jak głosi staropolskie przysłowie – jest ich tyle, ilu ludzi zabierających głos w sprawie. Osobiście uważam, że ciężko zupełnie obiektywnie taki komiks wytypować. Nie tylko ze względu na to, że wybór mieliśmy tak ogromny, tematykę utworów tak skrajnie różną (choć niejednokrotnie tak samo wybitną), a kryteria wyboru niejasne, ale też dlatego, że praktycznie każde wydawnictwo taki komiks roku wyprodukowało. Bardziej więc skłaniałbym się ku opcji przypomnienia tych wszystkich komiksów miesiąca lub też komiksów danego wydawcy, niż przypisywania miana „debeściaka” całego ’08. Pozwólcie jednak, że przypomnę je następnym razem. Dziś tok mojej pisaniny podrepta raczej w inne rejony.

W rejony zdarzeń i zjawisk komiksowych, dzięki którym przybijam z rokiem ’08 piątala.

Pierwsze zjawisko omówię, rozpoczynając od następującego zdania: Wydawnictwa parające się komiksem w Polsce wciąż istnieją i mają się dobrze. Ponadto, są one świadome tego, co wydają i robią to według konsekwentnie przyjętych planów. I niezależnie od tego, czy są to plany podyktowane wybadaniem rynku czy osobistymi preferencjami wydawcy, działalność tak szerokiego wachlarza edytorów to dla czytelnika istne błogosławieństwo. Bo dzięki nim mamy wybór. Dla tych, którzy chowali się w czasach, gdy ukazywało się 5 albumów rocznie, taka sytuacja jest nieco zaskakująca. Wygłodzeni, wyposzczeni, kupujący wówczas wszystko, co rynek miał do zaoferowania, a i tak mogący zostawić trochę pieniędzy w kieszeni, w 2008 roku raczej nie przyoszczędzili. Bardziej niż nad pieniędzmi, warto byłoby jednak pochylić się nad aspektem maniakalnego kolekcjonerstwa, będącego jeszcze nie tak dawno cechą charakteryzującą polskiego komiksiarza. Oto bowiem w czasach „5 albumów rocznie”, o których wspomniałem, maniakalny kolekcjoner mógł sobie pozwolić na zakup wszystkiego i jeszcze pozostawał mu spory margines maniakalnego niedosytu. W 2008 roku, nawet jeśli wszystko kupił, ów niedosyt został wyeliminowany i zastąpiony przesytem. Bo kiedyś, kupując wszystko, kupowało się 5 komiksów. W 2008 roku natomiast kupowało się kilkadziesiąt (kilkaset?) przeróżnych historii – obyczajowych, sensacyjnych, historycznych, katastroficznych, erotycznych i humorystycznych. Historii, nie komiksów. Tematyka wyszła poza ramy komiksu. Zajęli się nim nie tylko maniacy, lecz także ludzie, którym tak samo zależy na lekturze dobrej książki, czy obejrzeniu dobrego filmu. Ludzie, którzy przestali czytać komiks tylko dlatego, że akurat komiksem się on nazywał. Wyluzowali. Nie brali wszystkiego jak leci. Niezbywalnym dobrem roku 2008 jest więc według mnie cegiełka dołożona do wyeliminowania maniakalnych komiksiarzy i zastąpienia ich świadomymi odbiorcami. Dajcie mi wierzyć, że rok 2009 dorzuci kolejną!

Zjawisko drugie to trzy sprawy: Kuba Jankowski, Taurus Media i najbardziej spektakularne transfery minionego roku z Portugalii do Polski. Fernandes, Brito, Fazenda i Abranches. Kim oni są? Nie wiedziałem. Czym jest komiks portugalski? Nie miałem pojęcia. Czy chciałem je mieć? W życiu! I wystarczyło kilka stron komiksu „Najgorsza kapela świata” by mnie komiks portugalski, ze swą filozoficzną wrażliwością i ujmującą ascezą wciągnął na całego. Ile jeszcze takich nieodkrytych talentów ma w zanadrzu Kuba i Taurus Media? Dajcie mi wierzyć, że tony!

Trzecim zjawiskiem są goście komiksowych imprez. Na jednej z nich ramię w ramię stanęli Moebius, Manara, Liberatore i Rosiński. Fani komiksu nie dość, że mogli zobaczyć ten dream team na żywo, zagadać czy uścisnąć dłoń, to jeszcze dzięki organizatorom, którzy zapewnili ograniczoną ilość toi toi, mogli z owym dream teamem wysikać się w jednym rządku pod jedną ścianą podczas imprezy wieńczącej MFK. I było wesoło, niczym na słynnym obrazkowym dowcipie Tadeusza Baranowskiego o trzech sikających Meksykanach. Czy w roku 2009 można przebić takie nazwiska (pozwólcie, że wymienię raz jeszcze: Moebius, Manara, Liberatore, Rosiński)? Czy można zaprosić kogoś bardziej znanego i uwielbianego? A może skupić się na młodych komiksiarzach, którzy tworzą rzeczy równie przełomowe i innowacyjne, a przy okazji aktualne? Dajcie mi wierzyć, że ’09 odpowie na te pytania twierdząco i w dodatku w rozsądny sposób pogodzi te opcje!

Czwartym zjawiskiem są same komiksy. Polski czytelnik dostał ogrom literatury obrazkowej, z czego spora część to lektury najwyższej jakości. Ale o nich– następnym razem.

niedziela, 4 stycznia 2009

Prenumerata 2009

Autor: Dominik Szcześniak

"Ziniol" w 2009 roku zaprezentuje Państwu 4 numery w miesiącach: marcu, czerwcu, wrześniu i grudniu. Jeśli pragną Państwo otrzymywać je regularnie, w tempie ekspresowym i z dostawą do domu, zapraszamy do skorzystania z prenumeraty i kliknięcia tu (lub w bannerek po prawej stronie, na samej górze).
Niestety, zostaliśmy zmuszeni do podwyższenia ceny magazynu - od czwartego numeru będzie ona wynosiła 30 zł. Prenumeratorzy za cztery numery zapłacą 120 zł (w tym: cena egzemplarza 23 zł i koszt przesyłki 7 zł) oraz otrzymają gwarancję ceny, nawet jeśli okładkowa ulegnie zmianie. Prenumerata zostanie uruchomiona po zebraniu grupy chętnych.

piątek, 2 stycznia 2009

Radiowy Ziniol

Autor: Dominik Szcześniak

W Nowy Rok wkroczyliśmy z przytupem. Wczoraj między godziną 22:00 a 23:00 byłem gościem Józefa Szopińskiego w "Noworocznej studni akademickiej", emitowanej na antenie Radia Lublin. Pogadaliśmy o "Ziniolu", jak również o komiksach w ogóle (poleciliśmy słuchaczom m.in. takie komiksy jak "Kobieta mego życia, kobieta moich snów", "Możemy zostać przyjaciółmi" oraz "Prosto z piekła"). Pewne niezręczności językowe, jakie niewątpliwie się pojawiły, były efektem wcześniejszego hucznego świętowania końca roku. Jeśli wejdę w posiadanie zapisu rozmowy, udostępnię ją na blogu. A tymczasem, wszystkim czytelnikom raz jeszcze życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku!