Co powstanie, jeśli za wyeksploatowaną postać biznesu komiksowego weźmie się mistrz komiksu alternatywnego? Ano na przykład coś takiego, jak „Batman: Rok Setny”.
Człowiek-Nietoperz w wizji Paula Pope’a to postać świeża i z potencjałem, nawet mimo tego, że akcja komiksu została umiejscowiona w roku 2039. Choć Batmanowi stuknęła setka, wciąż skacze po dachach i walczy z przestępczością. Czy to ciągle Bruce Wayne, czy może ktoś inny przejął tożsamość zamaskowanego obrońcy sprawiedliwości? A może Batman to po prostu Batman, stuletnia idea, legenda i potwór czający się w mroku? Równie dużo czasu, co na rozpatrywanie tego zagadnienia, Pope poświęca czystej, niczym nieskrępowanej akcji. Na kartach "Roku setnego" dzieje się bardzo dużo i wszystko to trzyma się kupy, tworząc mieszkankę dość wybuchową.
A pretekst jest dość stereotypowy: Batman jest poszukiwany za morderstwo agenta federalnego. Pościg futurystycznych służb i ich sfory psów skutkuje trafieniem przez Nietoperza na spisek, mający na celu zniszczenie świata. Ale Batman, jak zawsze, ma swoich sprzymierzeńców.
Ta świetna, wymykająca się standardom, historia ma wsparcie w kilku mniejszych opowiastkach, a w jednej z nich - to rzecz warta zaznaczenia - Pope’a jako kolorysta wspiera świetny rysownik Ted McKeever, wyklęty przez polskich czytelników jeszcze za czasów opublikowanego w serii TM-Semic komiksu "Machiny" ("Batman" 2/1997). Co by było gdyby Batman urodził się w Berlinie, a jego alter ego byłby inspirującym się Picassem kubistą i bywalcem berlińskich salonów? Na to pytanie odpowiada pierwsza z dodatkowych historii. Pozostałe - łącznie z efektowną, czarno-białą opowieścią ze zbioru „Batman: Black&White” podtrzymują porządny poziom całego tomu.
W kategorii komiksów superbohaterskich „Rok setny” jest prawdziwą delicją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz