Zgodnie z zapowiedziami Mandioca nie zwalnia tempa i taśmowo dostarcza nam kolejne odcinki serii o argentyńskich kibicach. W chwili, kiedy czytacie ten tekst, na rynku są już do nabycia trzy zeszyty. My tymczasem nadrabiamy zaległości w sprawie numeru drugiego.
W drugiej odsłonie Utrera nadal próbuje zawiązać akcję, ale w zasadzie nie dowiadujemy się niczego szczególnego. Jacyś kibice zwinęli ciężarówkę z jogurtami, więc na dzielni handluje się jogurtem. Przypomina to trochę sytuację biednych nadmorskich wiosek w biednych nadmorskich krajach, w których ludzie akurat karmią się tym, co wyrzuciło morze z ostatniego statku, który zatonął. Kibice po odbyciu niezbyt zajmujących rozmów o niczym wsiadają na koń, zdobywają broń, a potem jest zadyma. Na koniec pojawiają się kolejni kibice, ci którzy stracili broń w części pierwszej. A już na sam koniec... A, tego akurat nie zdradzę, bo ostatni żart autorowi się udał.
No więc niby czegoś się dowiadujemy z tomu drugiego, ale nadal mamy stosunkowo mało elementów, żeby coś konkretnego zaczęło się nam składać w większą całość. Na motyw przewodni wyrasta kwestia broni, której na mieście zabrakło, a jedna z grup gdzieś ją transportowała. Zanosi się więc na większą, gangsterską rozróbę.
Pierwszą część komiksu poskładałem sobie w głowie po trzecim czytaniu. Drugiej po dwóch nie jestem jeszcze w stanie, więc może dopiero przy recenzji trójki coś mi zaskoczy. Nie uważam jednak, żeby dobrze świadczyło to o kompozycji komiksu. Tom drugi rozpoczyna „w poprzednim zeszycie” - konia z rzędem temu, kto wyczytał z zeszytu pierwszego wszystko to, co zawiera się w tym streszczeniu. Jaki jest zatem problem Barras? Nieczytelność. Nie chodzi w tej nieczytelności tylko o brak znajomości argentyńskiego kontekstu kibicowskiego, choć ten też wpływa znacząco na odbiór. Problemem nie są też same rysunki Utrery, bo te stoją na odpowiednim poziomie. Być może pojedyncze kadry mogłyby być bardziej czytelne. Problemem według mnie jest to, co najważniejsze w komiksie - opowiadanie obrazem, czyli konstruowanie sekwencji. Niestety, chaos fabularny w połączeniu z brakiem takiego samego (lub choćby zbliżonego) odbioru fenomenu zorganizowanego kibicowania spod znaku barras przez Polaków oraz drobnymi brakami graficznymi wpływa na to, że Barras czyta się źle. Brak tu lekkości. I można mówić, że Argentyna to nie Szwajcaria, i że chaos w komiksie to facsimile argentyńskiej rzeczywistości, ale ostatecznie, póki co, zbyt dużo polski czytelnik ma do zasypania nieznanych mu przestrzeni między kadrami Barras, żeby można na tę chwilę serię Utrery uznać za wyjątkową, dobrą, przeciętną czy ciekawą. Problem w tym, że dla Argentyńczyka te niezwykłe wydarzenia, o których w komiksie czytamy są śmieszne tak, jak dla nas śmieszne są filmy Barei. Spróbujcie przetłumaczyć takie doświadczenie tak, żeby intencja została zachowana. Nie, nie próbujcie, nie da się. Można tylko przybliżać. Na podstawie dwóch dotychczasowych zeszytów czytelnik tego zupełnie nie poczuje. Czekajmy zatem na trzeci, czwarty, piąty i szósty. A potem na integral.
(Kuba Jankowski)
"Barras 2". Scenariusz
i rysunki: Emilio Utrera. Tłumaczenie: Marek Cichy. Wyd. Wydawnictwo:
Mandioca, Warszawa 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz