Okrągłe numery twórcy i/lub wydawcy bardzo często starają się jakoś uczcić. Tak też postanowił zrobić Brian Wood. Pięćdziesiąty zeszyt DMZ do jego scenariusza rysuje dziesięciu różnych rysowników: jest główny mistrz ołówka w serii, Riccardo Burchielli (w zaskakującym epizodzie w czerni i bieli) oraz Rebekah Isaacs (Roth i taksówkarz dają lekcję pewnemu panu, który planuje w DMZ ubić interes), Jim Lee (zaledwie całostronicowy rysunek), Fabio Moon (niemy szorciak o dzieciach i ładunku wybuchowym), Ryan Kelly (obok opowieści Isaacs i Burchielliego ta należy do trzech najlepszych: o człowieku, który próbuje ocalić dzieła sztuki na „po konflikcie”; nie ukraść ani sprzedać, ale ocalić dla potomnych), Lee Bermejo (jeden rysunek plus tekst), Philip Bond (jedna ilustracja z tekstem), Jean Paul Leon (o chińskiej kuchni Wilsona), Eduardo Risso i Dave Gibbons (obaj panowie, podobnie jak Lee, z jednym rysunkiem na całą planszę plus tekst).
Co uzasadnia taką konstrukcję jubileuszowego odcinka? Otóż Matty, po czterech latach (tyle samo czasu upłynęło od publikacji pierwszego odcinka serii) w strefie, postanawia napisać kilka słów o mniejszych elementach układanki, gdyż nie potrafi póki co dostrzec szerszej perspektywy. Pisze więc reportaż, trochę podobnie, jak pisał przewodnik po DMZ w #12, ale tym razem jednostronicowe ilustracje przeplata regularnymi komiksowymi szorciakami – z tekstem i bez.
Przy patchworkowej metodzie twórczej zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że wyjdzie niespójnie. Woodowi i pracującym dla niego rysownikom, choć bardzo różnią się kreską, wychodzi jednak bardzo ciekawie i sensownie, i nie ma „syndromu Žeželja”. Ponieważ #50 ma być zlepkiem, nie sposób zarzucić scenarzyście i rysownikom, że nic tu do siebie nie pasuje. Jest po prostu różnorodnie. Szkoda może tylko, że „wielkie nazwiska” jak Lee czy Risso nie popisali się kunsztem na kilku planszach.
Aby uczcić jubileusz można wydać zeszyt z kilkoma wariantami okładki, zrobić rozkładaną okładkę trójczęściową albo wrzucić hologram z pająkiem. Tylko że do serii DMZ nic z tego nie pasowałoby tak dobrze, jak to, co wymyślił Wood.
Co uzasadnia taką konstrukcję jubileuszowego odcinka? Otóż Matty, po czterech latach (tyle samo czasu upłynęło od publikacji pierwszego odcinka serii) w strefie, postanawia napisać kilka słów o mniejszych elementach układanki, gdyż nie potrafi póki co dostrzec szerszej perspektywy. Pisze więc reportaż, trochę podobnie, jak pisał przewodnik po DMZ w #12, ale tym razem jednostronicowe ilustracje przeplata regularnymi komiksowymi szorciakami – z tekstem i bez.
Przy patchworkowej metodzie twórczej zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że wyjdzie niespójnie. Woodowi i pracującym dla niego rysownikom, choć bardzo różnią się kreską, wychodzi jednak bardzo ciekawie i sensownie, i nie ma „syndromu Žeželja”. Ponieważ #50 ma być zlepkiem, nie sposób zarzucić scenarzyście i rysownikom, że nic tu do siebie nie pasuje. Jest po prostu różnorodnie. Szkoda może tylko, że „wielkie nazwiska” jak Lee czy Risso nie popisali się kunsztem na kilku planszach.
Aby uczcić jubileusz można wydać zeszyt z kilkoma wariantami okładki, zrobić rozkładaną okładkę trójczęściową albo wrzucić hologram z pająkiem. Tylko że do serii DMZ nic z tego nie pasowałoby tak dobrze, jak to, co wymyślił Wood.
(Kuba Jankowski)
"DMZ" #50. Scenariusz: Brian Wood. Rysunki: Rebekah Isaacs, Jim Lee, Fábio Moon, Ryan Kelly, Lee Bermejo, Riccardo Burchielli, Philip Bond, John Paul Leon, Eduardo Risso, Dave Gibbons. Kolor: Jeromy Cox. Wydawca: DC Vertigo, kwiecień 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz