Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

środa, 6 stycznia 2010

Rok 2009: odsłona druga

Autor: Dominik Szcześniak

W typowaniu najlepszych komiksów roku często dochodzą do głosu subiektywne odczucia typującego. Idąc za ciosem zawartej w podtytule "Ziniola" misji o krzewieniu kultury komiksowej, w tym roku chciałbym przedstawić dziesięć najlepszych komiksów w kontekście właśnie kulturowym. Takich, które tworzyły historię komiksu dawno temu i tych, które budują tę historię dzisiaj. Takich, które pchają komiks w zupełnie nowe rejony. Dziesięć komiksów, które śmiało można postawić koło książek triumfatorów Nike i filmów zwycięzców Złotych Globów. Dziesięć najlepszych powieści graficznych, które każdy obserwator, pasjonat i czynny uczestnik kultury, niezależnie od tego czy się komiksem interesuje czy też nie, powinien mieć na półce.

Jest pewna oczyw
ista sytuacja, którą - mimo jej oczywistości - pozwolę sobie skrótowo nakreślić, by moim intencjom stało się zadość: komiks w Polsce, mimo bardzo sprawnego nadrabiania zaległości w stosunku do reszty świata, nie może się z ową resztą jeszcze równać. Podczas gdy na zachodzie nagradza się komiksy premierowe autorstwa młodych autorów, my dopiero teraz odkrywamy tych twórców i te komiksy, które budowały historię gatunku na przestrzeni wielu lat, kiedy komiks w Polsce był "prześladowany". Poniższe zestawienie takie pozycje zawiera.

Lista ułożona jest od miejsca dziesiątego do pierwszego i - tak jak wspomniałem w pierwszym akapicie - subiektywne odczucia typującego prawdopodobnie wkradły się w poniższy ranking. Starałem się jednak unikać ich jak ognia, a swoją decyzję odpowiednio wyjaśnić. Zaznaczę jeszcze, że przyznane przeze mnie miejsca mają charakter umowny, ponieważ wszystkie te komiksy są znakomitymi przedstawicielami kultury komiksowej, podporządkowanymi przeróżnym gatunkom a ich wartościowanie w obrębie jednej klasyfikacji na podstawie li tylko ich wydrukowania w tym samym roku, byłoby bezsensem. Kolejność, jaką proponuję możecie zatem zrzucić na karb mojego subiektywizmu.

10. "Łauma" Karola Kalinowskiego. Jedyny reprezentant komiksu polskiego na liście. Co prawda rok 2009 obrodził rodzimymi komiksami (piszemy o tym w najnowszym drukowanym "Ziniolu"), jednak KRL okazał się być poza konkurencją. "Łauma", fantastycznie miksując ze sobą wiele gatunków komiksowych, jest jednocześnie komiksem bardzo uniwersalnym jeśli chodzi o odbiorcę. Realizm wymieszany z fantastyką, jaćwieskie legendy ze współczesną technologią, humor z grozą - to możliwość dotarcia z komiksem do młodego Czytelnika, który już od lat kończy swoją "komiksową edukację" na "Kaczorze Donaldzie", nie mając później żadnej wartościowej pozycji, która w fascynacji komiksem mogłaby go utrzymać. O "Łaumie" szerzej piszemy tutaj oraz w siódmym numerze "Ziniola".

9. "Przygody Tintina" Herge'a. Klasyk, którego przedstawiać nie trzeba. Publikacja pierwszych trzech tomów na początku roku, kolejnych dwóch pod jego koniec oraz zapowiedź wydawcy, która praktycznie gwarantuje wydanie całości serii to okazja do poznania prac twórcy, który odmienił bieg wypadków w światowym komiksie. Stworzona przez niego metoda ligne claire - bardzo prosta, opierająca się na czystej, przejrzystej kresce - to po dziś dzień źródło inspiracji dla nowych pokoleń rysowników. Z historycznego punktu widzenia jest to zatem kamień milowy. jeśli zaś chodzi o fabułę, to - posiłkując się tradycyjnymi metodami narracyjnymi - "Tintin" wciąż trzyma fason, a jego lekturę polecić można czytelnikom w absolutnie każdej grupie wiekowej.

8. "Gang Hemingwaya" Jasona. Autor tego komiksu jest właśnie jednym z tych, którzy herge'owską prostotą zaczarowali świat komiksowy. Jason, korzystając z dobrodziejstw ligne claire, daleki jest jednak od zwykłego kopiowania stylu swojego mistrza. Można powiedzieć, że biorąc na warsztat klasykę, osiągnął mistrzostwo w jej współczesnej, bardziej wyrafinowanej i zagmatwanej fabularnie, wersji. Jego komiks jest skrajnie nowoczesny, a jednak ugruntowany w historii gatunku - poza "Gangiem Hemingwaya" warto również zwrócić uwagę na inne, wydane w tym roku pozycje Jasona: "Skasowałem Adolfa Hitlera" i "Stój!". Warto również odnotować fakt, iż Jason jest kilkukrotnym zdobywcą nagrody Eisnera, a każdy jego komiks spotyka się z aplauzem na całym świecie.

7. "Zoo zimą" Jiro Taniguchiego. Podczas, gdy tęgie głowy zastanawiają się nad absurdalną kwestią "czy manga to komiks?", wszyscy czytelnicy, mający oczy otwarte na inne kultury, mogą doświadczać niezapomnianych doznań, jakie proponuje im Jiro Taniguchi. "Zoo zimą" to opowieść bardzo swobodna, spisana niespiesznie i być może właśnie poprzez to tempo taka piękna. Poza emocjonalną podróżą wgłąb głównego bohatera, autor ukazuje również tokijską bohemę oraz prawdziwe życie rysowników komiksu. "Zoo zimą" to dzieło wielopoziomowe - więcej o nim w tym miejscu. W bogatej ofercie utworów Taniguchiego "Zoo zimą" jest utworem wybijającym się. Zainteresowani lekturą innych jego komiksów, mogą sięgnąć chociażby po "Ratownika" lub "Japonię widzianą oczyma 20 rysowników", gdzie autor zamieścił krótką historię.

6. "Życie w obrazkach. Opowieści autobiograficzne" Willa Eisnera. Will Eisner, piewca Nowego Jorku (porównywalny w tej kwestii z Lou Reedem czy Woody Allenem) to człowiek, który pchnął historię amerykańskiego komiksu do przodu za pomocą swoich obyczajowych komiksów, rysowanych bardzo nowoczesną kreską. "Życie w obrazkach" to zbiór historii, w których dość bezpośrednio pokazał swoim Czytelnikom samego siebie, a w ten autobiografizm wplątał życiorysy wielu innych twórców komiksu amerykańskiego. W komiksach Eisnera bardzo istotna jest sama tematyka, dotykająca ludzi, kwestii społecznych, spraw najprostszych a przy tym najistotniejszych. Lecz nie tylko. Eisner jest bowiem mistrzem techniki - co widać również w drugim wydanym w tym roku w Polsce komiksie tego autora. "Spirit. Najlepsze opowieści", podobnie jak "Życie w obrazkach" to podręcznikowa wręcz podróż przez kompozycję planszy oraz różnorodność zabaw, jakie można sobie na niej urządzać.

5. "Pan Naturalny" Roberta Crumba. Kolejny klasyk, tym razem dotyczący undergroundu - nurtu w komiksie, który wybuchł w roku 1968 r. i przejawiał się nieposzanowaniem żadnych wartości moralnych. Czołowym twórcą undergroundu był Robert Crumb, którego poza byciem "czołowym twórcą" określano mianem "boga undergroundu" czy "mizoginicznego szatana". Przy tych podniebnych epitetach bardzo przyziemnie brzmią słowa Terry'ego Gilliama, który o Crumbie powiedział, że "sprawiał wrażenie, jakby myślał o sobie w kategoriach nikogo, zera". Z tego niepozornego pana z wąsem diabeł wychodził na kartach komiksu, a jednym z jego najznakomitszych dokonań jest właśnie "Pan Naturalny". O tej pozycji będziemy jeszcze pisać, natomiast co warto o niej wiedzieć to: po pierwsze, że nie jest to komiks dla wszystkich, po drugie, że jest to najpełniejsze kompendium wiedzy o tym bohaterze (polskie wydanie, wedle zapewnień edytora, jest najbardziej kompletnym ze wszystkich wydanych do tej pory na świecie) i wreszcie po trzecie, że jest to kawał historii komiksu kontrkulturowego.

4. "Mały świat Golema" Joanna Sfara. Już na początku pierwszej czwórki pojawił się problem - który komiks do niej zaliczyć? Na szczęście bój rozgrywał się między pozycjami, zatytułowanymi "Mały świat Golema" i "Klezmerzy". Na szczęście, bo każdy z tych komiksów powstał dzięki temu samemu autorowi. Pozwolę więc sobie przyznać miejsce trzecie w niniejszym podsumowaniu nie komiksowi, a jego twórcy, choć pod płaszczykiem jednego z tytułów. Joann Sfar. Jeden z najpłodniejszych twórców komiksu autorskiego naszych czasów. Jeden z największych scenarzystów i jeden z najszybszych rysowników. Potrafi urzec swoim upodobaniem do wprowadzania bardzo sugestywnych ścieżek dźwiękowych, zamiłowaniem do prezentowania żydowskich tradycji, a przede wszystkim mądrością, jaką przesycone sa jego komiksy. "Mały świat Golema" to komiks szczególny, "Klezmerzy" - magiczny. Szorstka, szarpana i na pierwszy rzut oka niedokładna kreska Sfara to wbrew pozorom nie wada, lecz zaleta jego prac. Im więcej ich naprodukuje, tym więcej jego mądrości trafi do Czytelników. Sfar - w odróżnieniu od wielu nazwisk z niniejszego podsumowania - jest artystą, który dopiero teraz, współcześnie tworzy historię komiksu. Każdy jego nowy komiks to ważne historyczne wydarzenie, a on sam uważany jest za jednego z najważniejszych obecnie twórców europejskich.

3. "Fun Home - Tragikomiks rodzinny" Alison Bechdel. "Maus" Arta Spiegelmana przekonał cały świat, że komiks autobiograficzny, w dodatku poruszający tematykę cierpkich związków autora z jego ojcem, to jest coś! "Fun Home", poza dwoma powyższymi wyznacznikami porusza jeszcze jedną istotną kwestię, związaną z homoseksualizmem zarówno autorki, jak i jej ojca. Komiks Bechdel nie jest jednak dobry jedynie poprzez jazdę na reputacji Spiegelmana i spółki. Nie robi wrażenia tylko poprzez ów autobiografizm, który w dzisiejszych czasach zdaje się być przepustką dla artysty, by krytycy na temat jego dzieła zakrzyknęli "och!". "Fun Home" Alison Bechdel to komiks znakomity głównie poprzez swoją konstrukcję - wydarzenia z życia autorki są tu zmontowane w sposób znakomity. Przeszłość i teraźniejszość ukazywana jest przez Alison Bechdel poprzez odniesienie do pewnych faktów z życia jej lub jej ojca. Fabuła zbudowana jest przez autorkę z małych fragmentów, oscylujących wokół sztuki, literatury, ogrodnictwa czy topografii. Oraz przez rysunki. Bechdel jest rysowniczką zupełnie niepozorną, wręcz anonimową - jej grafiki wyglądają zupełnie zwyczajnie i nie można jakoś specjalnie rozpływać się na temat jej zdolności w tym temacie. Ot, zdawałoby się, zwykłe, przeciętne, rzemieślnicze rysowanie. W trakcie lektury jednak okazuje się, że jest to rysowanie świadome; takie, które równoważy poszczególne elementy komiksu i uzmysławia, że nie mamy tu do czynienia ze zbiorem tylko fajnych obrazków ani z szeregiem jedynie świetnie skleconych zdań. Mamy do czynienia z komiksem idealnie skomponowanym.

2. "Lapinot i marchewki z Patagonii" Lewisa Trondheima. 500 stron eksperymentu. Autor, który w przedmowie stwierdza, że nie umie rysować, ale chciałby zaimprowizować, bo zobaczył coś podobnego u kolegi. Wydawałoby się, że nie wyjdzie z tego nic dobrego, a tu proszę: Trondheim może i rysować nie umiał, kiedy płodził pierwszą stronę "Lapinota", ale wyzewnętrznił się przed Czytelnikiem, włączył go w swój eksperyment i pod koniec dał świadectwo temu, że rysować jednak umie, w dodatku wyśmienicie. Trondheim może i miał w planach improwizację i rzeczywiście płodził postaci i wątki na potęgę, ale w trakcie lektury okazało się, że była metoda w tym szaleństwie, w dodatku metoda znakomita. "Lapinot i marchewki Patagonii" rzuca historię komiksu na nowe tory; jest eksperymentem, który się powiódł i improwizacją, która mogłaby trwać wiecznie. Autor tego komiksu, stosując minimalistyczną kreskę i stały układ kadrów na stronie pokazuje również, że można stworzyć fantastyczne dzieło, nie poświęcając jednej planszy kilku tygodni. Lewis Trondheim jest również autorem wydanych w ubiegłym roku komiksów "Dworzec centralny" (z Jean -Pierre Dufourem), "Mucha" i "Wyspa Burbonów rok 1730" (z Apollo). Należy zwrócić uwagę na każdą z tych pozycji.

1. "Dziadek Leon 2: Brzydki, biedny i chory oraz Módl się za nami" Chometa i De Crecy. Oto i zwycięzca. Pozycja błyskotliwa, zabawna, przeraźliwie prawdziwa i bez ogródek, w bardzo brutalny sposób analizująca kondycję człowieka we współczesnym świecie. Po bardziej wyczerpujące uzasadnienie odsyłam do recenzji tego komiksu, która kilka dni temu zawisła na stronie "Ziniola".



Gwoli formalności i poza pierwszą dziesiątką, chciałbym również poinformować, że w kategorii Najlepsza seria komiksowa 2009 roku wg Ziniola zwyciężyła seria Billa Willinghama "Baśnie". Więcej o niej poczytać możecie tu i tu. Tymczasem jutro ostatni dzień podsumowań - podobnie jak rok temu, poświęcę go sprawom związanym z magazynem.

Brak komentarzy: