Recenzję komiksów o przygodach "reportera z fikuśnym kędziorkiem" warto rozpocząć kilkoma ważnymi datami: postać Tintina Georges Remi wymyślił w 1929 roku, pierwszy album z jego przygodami ("Tintin w kraju Sowietów") ukazał się w roku 1930 natomiast w 1946 wprowadzono na rynek komiksowy "Tintin magazine". Obchody pięćdziesięciolecia powstania tej postaci - w związku z którymi Andy Warhol wykonał cztery portrety Herge'a (bo taki pseudonim obrał Georges Remi), a belgijska poczta wydała znaczek z Tintinem - poprzedzone zostały kilkoma transferami komiksu na szklany ekran (wśród których są wersje: animowana, aktorska i dokumentalna) oraz pomnikiem reportera i jego psa Milusia, jaki postawiono w Brukseli w 1976 r. Z dat bieżących warto zwrócić uwagę na będącą właśnie w produkcji ekranizację komiksu, za którą zabrali się wspólnie Steven Spielberg i Peter Jackson. Premierę ich wizji "Tintina i tajemnicy Jednorożca" zapowiedziano na 2011 rok. Jak więc widać - otoczka wokół postaci Tintina, mimo śmierci jej autora w 1983 r. jest przeogromna. A jak w tym medialnym szumie prezentuje się sam komiks? O co w ogóle tyle zachodu?
Tak wiekowy komiks uznawany jest zazwyczaj albo za klasykę, albo za ramotkę. Bywa również tak, że pojęcie "klasyki" używane jest jako usprawiedliwienie jego przestarzałości i braku jakiegokolwiek związku z nowoczesną narracją, przez co powstaje komiks, którego "nie wypada nie mieć", ale z drugiej strony ciężko jest dzisiaj czytać. "Przygody Tintina" w tak schematyczne rozumowanie nijak się nie wpisują - poszczególne albumy przepełnione są akcją, humorem, a formalnie spreparowane są w sposób, który na zawsze pozostanie wręcz podręcznikowym przykładem tworzenia komiksów. Wymyślona przez Herge'a, fenomenalna w swej prostocie ligne claire (czyli czysta linia) jest metodą robienia komiksów opartą o ich funkcję komunikatywną - rysunki tworzone są zdecydowaną kreską, tej samej grubości, która w jednakowy sposób podkreśla wagę każdej postawionej przez autora linii. Podobnie ligne claire funkcjonuje na płaszczyźnie fabularnej - opowiadana historia płynie równym tempem do przodu. Brak w niej retrospekcji, czy innych zabiegów burzących jednostajną narrację. Ta technika okazała się być autentycznie nowatorska i znacząco przyczyniła się do rozwoju komiksu jako gatunku. Do inspiracji twórczością Herge'a przyznają się dzisiaj m.in. Jason Lutes (autor "Berlina") czy Jason (twórca "Pssst!" oraz wydanych właśnie w Polsce: "Gangu Hemingwaya" i "Skasowałem Adolfa Hitlera").
Wydawnictwo Egmont, po falstarcie z dużymi albumami "Tintina" w latach dziewięćdziesiątych, postanowiło sięgnąć po te historie w nieco innej formie - tym razem otrzymujemy opasłe tomy, zbierające po trzy oryginalne albumy. Jedyną różnicą jest mniejszy format - ze standardowego A4 zmieniony na B5. I tak, tom "zielony" zbiera w sobie albumy "Pęknięte ucho", "Czarną wyspę" i "Berło Ottokara". Tom "żółty" - "Skarb Szkarłatnego Rackhama", "Siedem kryształowych kul" i "Świątynię słońca", a "ciemnoniebieski" - "W krainie czarnego złota", "Kierunek księżyc" i "Spacer po księżycu".
Wszystkie te opowieści zgodne są z duchem serii - na ich kartach obecne są więc detektywistyczne zagadki, pościgi, walki na ziemi i w powietrzu, poszukiwania skradzionych artefaktów etc. Oczywiście, archaiczność przekazu momentami jest widoczna (ot, choćby pretekstowe zawiązania akcji w wielu odcinkach), ostatecznie znika jednak pod przykrywką autentycznie zabawnego humoru oraz sensacyjnych perypetii Tintina. Zdecydowanie in plus zapisać można również przebogatą galerię postaci drugoplanowych, z przemawiającymi się wciąż Tajniakiem i Jawniakiem na czele.
"Przygody Tintina" nieprzerwanie od osiemdziesięciu lat bawią kolejne pokolenia czytelników na całym świecie. Wreszcie dotarły i do Polski, gdzie po raz pierwszy w historii mają szansę bycia pokazanymi w całości. Inicjatywie tej warto kibicować zarówno ze względu na jej aspekt czysto rozrywkowy, jak również przez uwagę na walory artystyczne. To kawał solidnej szkoły komiksu.
"Przygody Tintina", tomy: żółty, zielony, ciemnoniebieski. Scenariusz i Rysunki: Georges Remi (Hergé). Tłumaczenie: Marek Puszczewicz. Wydawnictwo: Egmont Polska 2009.
4 komentarze:
Egmont określa ten ostatni jako "stalowy" :D
Korzystałem z informacji ze strony Egmontu - tam jest "ciemnoniebieski"...
Jako piszczący fan Tintina chciałbym niniejszym wznieść pisk.
ja Tintina znałem do tej pory tylko z fragmentów i jednego tomu, który przeczytałem po portugalsku, wieki temu... a teraz taka gratka! prosty humor, przygoda- wszystko na miejscu. Tylko nie wiem czy to mi już patrzałki wysiadają czy ten format jest jednak ciut mały... a okulary zmieniałem na mocniejsze jakoś dwa miesiące temu. Małe, kurdesz, te literki :lol:
Prześlij komentarz