Autor: Dominik Szcześniak
Pierwsza część "Wartości rodzinnych", wydana w grudniu, dawała nadzieję na pierwszy od dawna polski komiks "dla ludzi". Część druga miała do wyboru: albo tę nadzieję zmieszać z błotem, albo znacznie ją podsycić. Po lekturze stwierdzam:
Za tym, że nadzieja rośnie w siłę przemawia wszystko.
Za tym, że zanika - absolutnie nic.
Ci, którzy zapoznali się z epizodem "Nie wszyscy są zadowoleni", przez "Małpę na przyjęciu" przejdą z bananem na twarzy - Śledziu w przezabawny sposób kontynuuje rodzinną epopeję Państwa Król, znakomicie korzystając z dobrodziejstwa dwóch zabiegów: działania przez zaskoczenie oraz powtarzalności. Odwołując się do motywów, znanych z poprzedniego odcinka, autor wyraźnie daje nam do zrozumienia, że chce robić pełnokrwistą serię, w której rys charakterologiczny każdego z bohaterów jest stały. Używając zastosowanych uprzednio klisz, pcha do przodu motywy ratowniczych akcji Edgara, nawiązań do jego przeszłości i przewijających się przez całe życie fobii. To samo robi z innymi członkami rodziny, przy czym jednym poświęca więcej, innym mniej uwagi. Nie jest to jednak zarzut, lecz prawo serii.
Wśród tych znanych już elementów, zaskakująca jest zabawa Śledzia-scenarzysty stroną fabularną komiksu, przejawiająca się choćby w świetnej scenie demaskującej "mrocznego narratora z offu, mówiącego do czytelnika białymi literami na czarnym tle" lub też w subtelnym wplataniu w fabułę komiksu żartów, które spokojnie mogłyby funkcjonować jako osobne jednoplanszówki (np. motyw sygnału z kosmosu, poruszony w programie Bingo Benka - świetnie rozegrany na połówkach dwóch pierwszych plansz odcinka). Humor to w "Wartościach rodzinnych" podstawa i w tym epizodzie autor serwuje go na każdej stronie. Poza nawiązaniami do kondycji społeczeństwa, religii (Pan J. spotyka Pana B.!), czy filozofii Śledziu potrafi w świeży sposób ująć nawet ten rodzaj dowcipu, który określany jest mianem "kloacznego" lub "niewybrednego", co samo w sobie jest nie lada osiągnięciem.
Nie ma najmniejszego sensu zdradzać fabuły odcinka - ta dostępna jest dla wszystkich, których zachęcą motywy, omówione przeze mnie powyżej, a które to są gwarantem naprawdę dobrej zabawy. Zabawy, która nie trwa jedynie na stronicach wewnętrznych, programowo przeznaczonych na komiks, lecz również wychodzi poza nie, atakując wewnętrzne (i tylną) strony okładki. Na nich również znajdziecie zarówno elementy powtarzalne, jak i w wysokim stopniu zaskakujące. A co najważniejsze - będziecie się przy nich zanosić śmiechem.
Pierwsza część "Wartości rodzinnych", wydana w grudniu, dawała nadzieję na pierwszy od dawna polski komiks "dla ludzi". Część druga miała do wyboru: albo tę nadzieję zmieszać z błotem, albo znacznie ją podsycić. Po lekturze stwierdzam:
Za tym, że nadzieja rośnie w siłę przemawia wszystko.
Za tym, że zanika - absolutnie nic.
Ci, którzy zapoznali się z epizodem "Nie wszyscy są zadowoleni", przez "Małpę na przyjęciu" przejdą z bananem na twarzy - Śledziu w przezabawny sposób kontynuuje rodzinną epopeję Państwa Król, znakomicie korzystając z dobrodziejstwa dwóch zabiegów: działania przez zaskoczenie oraz powtarzalności. Odwołując się do motywów, znanych z poprzedniego odcinka, autor wyraźnie daje nam do zrozumienia, że chce robić pełnokrwistą serię, w której rys charakterologiczny każdego z bohaterów jest stały. Używając zastosowanych uprzednio klisz, pcha do przodu motywy ratowniczych akcji Edgara, nawiązań do jego przeszłości i przewijających się przez całe życie fobii. To samo robi z innymi członkami rodziny, przy czym jednym poświęca więcej, innym mniej uwagi. Nie jest to jednak zarzut, lecz prawo serii.
Wśród tych znanych już elementów, zaskakująca jest zabawa Śledzia-scenarzysty stroną fabularną komiksu, przejawiająca się choćby w świetnej scenie demaskującej "mrocznego narratora z offu, mówiącego do czytelnika białymi literami na czarnym tle" lub też w subtelnym wplataniu w fabułę komiksu żartów, które spokojnie mogłyby funkcjonować jako osobne jednoplanszówki (np. motyw sygnału z kosmosu, poruszony w programie Bingo Benka - świetnie rozegrany na połówkach dwóch pierwszych plansz odcinka). Humor to w "Wartościach rodzinnych" podstawa i w tym epizodzie autor serwuje go na każdej stronie. Poza nawiązaniami do kondycji społeczeństwa, religii (Pan J. spotyka Pana B.!), czy filozofii Śledziu potrafi w świeży sposób ująć nawet ten rodzaj dowcipu, który określany jest mianem "kloacznego" lub "niewybrednego", co samo w sobie jest nie lada osiągnięciem.
Nie ma najmniejszego sensu zdradzać fabuły odcinka - ta dostępna jest dla wszystkich, których zachęcą motywy, omówione przeze mnie powyżej, a które to są gwarantem naprawdę dobrej zabawy. Zabawy, która nie trwa jedynie na stronicach wewnętrznych, programowo przeznaczonych na komiks, lecz również wychodzi poza nie, atakując wewnętrzne (i tylną) strony okładki. Na nich również znajdziecie zarówno elementy powtarzalne, jak i w wysokim stopniu zaskakujące. A co najważniejsze - będziecie się przy nich zanosić śmiechem.
2 komentarze:
"dawała nadzieję na pierwszy od dawna polski komiks "dla ludzi"."
e tam Lou Cyan przesadzasz. a Otto Bohater? A Pierwsza Brygada? a NSS? to niby przepraszam dla kogo?
przepraszasz - i dobrze! bo zadałeś pytanie, na które dość jasno odpowiadam w recenzjach pierwszego i drugiego odcinka "wr".
Prześlij komentarz