"Muzyka Marie" to komiks utopijny - wykreowana przez autora kraina Piritu jest miejscem sielankowym, gdzie wszyscy są dla siebie mili, a życie toczy się spokojnie, w pełnym porozumieniu i współpracy z równie bezkonfliktowymi sąsiadami. Pieczę nad tym miejscem sprawuje Marie - istota stworzona przez samego Boga, której muzyka "oczyszcza ludzkie serca" i powstrzymuje ludzi przed tym, co jeszcze setki lat temu praktykowali nałogowo - zabijaniem się nawzajem. W tak utkane uniwersum, Usumaru Furuya wrzuca motyw młodzieńczej miłości Kaia, obdarzonego nadludzkim zmysłem słuchu oraz Pipi, najpiękniejszej osiemnastki Jiru, Miasta Atelier. By było ciekawiej - jest to miłość (przynajmniej póki co) platoniczna.
Autor wprowadza czytelnika w świat przedstawiony niespiesznie - można nawet powiedzieć, iż przez pierwsze trzy rozdziały wieje nudą. Postaci oraz wątki poboczne w nich wprowadzone zaczynają procentować w epizodzie czwartym ("Trzech Leśnych Mędrców"), gdzie akcja momentalnie przyspiesza. Furuya w bardzo ciekawy sposób przedstawia zwyczaje ludów zamieszkujących sąsiadujące ze sobą wyspy. Jeden z nich - rytuał obchodów osiemnastych urodzin dziewcząt i związany z nim wybór przyszłego męża - okazuje się dla fabuły "Muzyki Marie" kluczowy. I nadaje utworowi dramatyczny ton.
Obecna na okładce informacja o przeznaczeniu komiksu dla dorosłego czytelnika, przez wspomniane już trzy początkowe rozdziały, jest niezwykle zagadkowa, lecz w miarę poznawania kolejnych przyczyn obecnej sielanki na wyspach, pozwala mi przyznać rację wydawcy. Furuya odsłaniając ukrywane przed wyspiarzami fakty z przeszłości, nie wzbrania się przed ukazaniem (bardzo szczątkowym co prawda) scen śmierci czy spółkowania. Ujmuje je jednak w słowa, grafiką nie ukazując zbyt wiele.
Sama strona graficzna albumu jest dopracowana, choć rysownik mało uwagi poświęca szczegółom. Często ucieka w upraszczanie, co widoczne jest głównie w sposobie rysowania twarzy bohaterów, które w momentach skrajnie emocjonalnych składają się z pospiesznie poskładanych kresek. Irytujące jest towarzyszące im pisemne wyjaśnienie stanu emocjonalnego bohatera (np. gdy bohater się uśmiecha, co wyraźnie widać na załączonym rysunku, obok jego śmiejącej się twarzy otrzymujemy informację pisemną: "uśmiech"). Mówiąc o warstwie graficznej należy wspomnieć, że "Muzyka Marie", w większości stworzona w technice czarno - białej, posiada sześć stron pokolorowanych.
Hanami wyspecjalizowało się w wydawaniu najlepszych mang w kraju, w związku z czym nie schodzi poniżej pewnego poziomu artystycznego. I choć "Muzyka Marie" jest według mnie najsłabszą jak dotąd propozycją tego edytora, to zakończenie pierwszego tomu jest na tyle intrygujące, że przed premierą drugiego (w maju) pojawia się spora dawka zaciekawienia.
Autor wprowadza czytelnika w świat przedstawiony niespiesznie - można nawet powiedzieć, iż przez pierwsze trzy rozdziały wieje nudą. Postaci oraz wątki poboczne w nich wprowadzone zaczynają procentować w epizodzie czwartym ("Trzech Leśnych Mędrców"), gdzie akcja momentalnie przyspiesza. Furuya w bardzo ciekawy sposób przedstawia zwyczaje ludów zamieszkujących sąsiadujące ze sobą wyspy. Jeden z nich - rytuał obchodów osiemnastych urodzin dziewcząt i związany z nim wybór przyszłego męża - okazuje się dla fabuły "Muzyki Marie" kluczowy. I nadaje utworowi dramatyczny ton.
Obecna na okładce informacja o przeznaczeniu komiksu dla dorosłego czytelnika, przez wspomniane już trzy początkowe rozdziały, jest niezwykle zagadkowa, lecz w miarę poznawania kolejnych przyczyn obecnej sielanki na wyspach, pozwala mi przyznać rację wydawcy. Furuya odsłaniając ukrywane przed wyspiarzami fakty z przeszłości, nie wzbrania się przed ukazaniem (bardzo szczątkowym co prawda) scen śmierci czy spółkowania. Ujmuje je jednak w słowa, grafiką nie ukazując zbyt wiele.
Sama strona graficzna albumu jest dopracowana, choć rysownik mało uwagi poświęca szczegółom. Często ucieka w upraszczanie, co widoczne jest głównie w sposobie rysowania twarzy bohaterów, które w momentach skrajnie emocjonalnych składają się z pospiesznie poskładanych kresek. Irytujące jest towarzyszące im pisemne wyjaśnienie stanu emocjonalnego bohatera (np. gdy bohater się uśmiecha, co wyraźnie widać na załączonym rysunku, obok jego śmiejącej się twarzy otrzymujemy informację pisemną: "uśmiech"). Mówiąc o warstwie graficznej należy wspomnieć, że "Muzyka Marie", w większości stworzona w technice czarno - białej, posiada sześć stron pokolorowanych.
Hanami wyspecjalizowało się w wydawaniu najlepszych mang w kraju, w związku z czym nie schodzi poniżej pewnego poziomu artystycznego. I choć "Muzyka Marie" jest według mnie najsłabszą jak dotąd propozycją tego edytora, to zakończenie pierwszego tomu jest na tyle intrygujące, że przed premierą drugiego (w maju) pojawia się spora dawka zaciekawienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz