Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

wtorek, 5 października 2010

Odeszła pani z "Samego życia"

Autor: Dominik Szcześniak
Wczoraj jedna pani odeszła z redakcji "Samego życia". Blondyna w ciąży, imienia nie znam. Swoją decyzję uargumentowała dwukrotnie. Przy pierwszym podejściu stwierdziła (wybaczcie, cytuję z pamięci), że nowy profil gazety kierowanej przez (prawdopodobnie) nową panią redaktor jest bardzo komiksowy. Przy drugim, zastosowała swą metaforę w sposób bardziej "penetrujący" i rzuciła w stronę swoich kolegów tekst, by się nie sprzedawali, wszakże tak długo pracowali na nazwisko, a teraz będą brać udział w takim komiksowym chłamie, jak z jakiegoś głupiego komiksu.
Byłem z dala od własnych czterech ścian. Oglądanie "Samego życia" spadło na mnie dość przypadkowo - zwykle nie planuję sobie tego rodzaju przyjemności. Towarzyszące mi osoby, widząc lekkie zażenowanie postawą ciężarnej blondyny i dość ostre reakcje na jej durnowate porównania z mojej strony, uspokajały mnie mówiąc:
- Nie ma co się denerwować. Zostaw. Zostaw blondynę.
Na co konsekwentnie odpowiadałem:
 - Jak nie ma? Takie "Samo życie" miliony ludzi ogląda. Zdanie ciężarnej blondyny - z którą jeszcze być może sympatyzują - będzie dla nich kluczowe w wyrabianiu poglądów na komiks.
Podobna wymiana zdań trwała jeszcze chwilę. Skończyła się zgodnie, bo ostatecznie wszystkich ucieszyła wiadomość, że blondyna z redakcji odchodzi. Operując nieznaną sobie terminologią, nie dała by rady w tak renomowanej gazecie, jak "Samo życie". Niech spada. Krzyżyk na drogę.
Problem znany jest ani nie od dziś, ani nie od ostatniego przeboju Natalii Kukulskiej, ani od krótkich polecanek Konrada J. Zarębskiego w "Gazecie Wyborczej". Przeglądając archiwum kseroprasy natrafiłem na artykuł "Dwie różne sprawy", którego autorem był ukrywający się pod pseudonimem Stefan Rzemiosło ja. Artykuł dzięki uprzejmości redaktora Skutnika opublikowany został w magazynie "Vormkfasa" nr 16 (jesień 2000, str.27), a jego treść - zahaczającą o powyższy temat - pozwalam sobie przytoczyć poniżej:
Ale komiksowy film widziałem...
Dwie różne sprawy
Coraz częściej panowie z różnych branż publicystycznych używają w swoich wypocinach przymiotnika "komiksowy". Jest to najwyraźniej jakiś nowy przymiotnik, zwłaszcza, że wchodzi w związki z takimi rzeczownikami, jak np. film. Nie wiem jak reszta społeczeństwa, ale ja sądzę, że komiksowy może być tylko komiks, w dodatku komiks zrobiony na poziomie. W załączniku telewizyjnym do "Gazety Wyborczej" czytamy: "Człowiek ze złotym pistoletem to jeden z najbardziej komiksowych Bondów: z bajeczną wysepką u brzegu Chin, z ekspresjonistycznymi dekoracjami i wesołomiasteczkowym labiryntem". Tak... bajeczna wysepka to idealny charakteryzator komiksu. Każdy komiks jest bajeczny... no tak, niezła bzdura, choć - patrząc na brak jakichkolwiek ludzkich odruchów (pierdzenie, spluwanie, drapanie, swędzenie) w wycyckanym komiksie amerykańskim pt "Superman" - niby nie ma się czemu dziwić. Inaczej rzecz ma się z ekspresjonistycznymi dekoracjami, w końcu komiks czerpie praktycznie ze wszystkiego. Po co go tak szufladkować, stwarzając pozory kolejnego stałego i zawsze na miejscu charakteryzatora? A wesołomiasteczkowy labirynt? Miejska sielanka, uśmiechnięte twarze między biurowcami? Czy tak jest zawsze? Dajcie spokój... Można powiedzieć, że Batman to był komiksowy film, choć i tak będzie to stwierdzenie wynikające tylko i wyłącznie z faktu, że jedno zaadaptowało drugie, a nie oznaczające komiksowość tego filmu. Film Burtona (przykładowo, ale z innymi jest tak samo) nie miał w sobie nic z komiksu - nie da się zrobić komiksowego kadrowania, komiksowego montażu, komiksowego dźwięku (!) Zekranizowany Batman odintegrował się od komiksu kompletnie. Dwie różne sprawy.
Jeszcze jeden przykład, z tej samej gazety, lecz tym razem nie o filmie komiksowym, a o takiej reklamie (komiksowa reklama - za takie zestawienie każdy komiksiarz powinien się obrazić i jeszcze w ryja dać). Tym razem autor porównania upatrzył sobie reklamę napoju 7up (tę z idiotycznym kolesiem, który zamiast kobietę całować, wlewa jej do gardła ciecz z zielonej puchy) i stwierdził, że "poszczególne sceny przypominają klatki komiksu". Kto widział tę reklamę sam już wie, jak przypominały... Może na storyboardzie tak było, ale za takie przed-filmowe rozplanowanie ujęć w stylu komiksowym nie należy "dołować" powstałego potem filmu. Bo to dwie różne sprawy. Na usprawiedliwienie można dodać, że autor zastosował w tym przypadku przymiotnik komiksowy w sensie jak najbardziej pozytywnym, reklamę pochwalił, a sposób jej wykonania wyniósł na piedestał. Cóż... gust to gust, ale komiks i film/reklama to jednak dwie różne sprawy.

4 komentarze:

Rafał T pisze...

Proponuję utworzyć czarną listę autorów tego typu wypowiedzi, bo to już lekka przesada! Jeszcze trochę i dr Lubicz zacznie jechać współczesny komiks polski...

(ale z tą listą to na poważnie)

Anonimowy pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=r9nCsmuzX4Q

Tu też wesołości. Dokładnie to w refrenie.

Anonimowy pisze...

pogódźmy się z tym, że w naszym kraju o komiksach wypowiadają się ludzie, którzy niewiele o nich wiedzą. Od dawna. Dlatego ogół społeczeństwa ma do tego tematu takie a nie inne podejście.

Grim pisze...

Tak se właśnie przeglądałem i znalazłem:
http://www.filmweb.pl/film/Tropiciel-2007-191346/discussion/fim+do%C5%9B%C4%87+naiwny,1239502