Po ubiegłorocznym "Piracie Izaaku" Egmont sięgnął po kolejną marynistyczną opowieść Christophe'a Blaina. Tym razem, zamiast awanturniczych przygód na pełnym morzu, Blain opowiada dość kameralną historię, skupiając się głównie na ukazaniu marynarskiego życia. Ten prosty wątek podszywa bardziej już skomplikowanym zagadnieniem wojny w świadomości społecznej.
W "Reduktora prędkości" wprowadza nas Georges Guilbert, oceanograf zaciągający się na stanowisko nawigatora na pancerniku "Bojownik", a wkrótce dołączają do niego pozostali bohaterowie późniejszego dramatu - pisarz Louis Blinault (również nawigator) oraz bosman Nordiz. Razem zapuszczają się w zakazane rejony maszynowni, kryjące wiele ciekawych dla nich rzeczy, wśród których najbardziej interesuje ich panaceum na chorobę morską (bo im niżej, tym mniej trzęsie) oraz tytułowy reduktor prędkości. Poprzez własną niefrasobliwość w stosunku do tego urządzenia, bohaterowie uznani zostaną za sabotażystów, a w pościg za nimi ruszą służby porządkowe...
Pierwsza połowa komiksu to dla Blaina pole do popisu w kwestii marynarskiego żywota. Na przykładzie Guilberta poznajemy ten zawód od podszewki. Blain dokonuje konfrontacji wyobrażenia o nim z szarą rzeczywistością. Wielkie przygody? Piękne kobiety w każdym porcie? Bójki w barach? Skądże. W "Reduktorze prędkości" są tylko problemy z chorobą morską, bród, smród, ciężka praca w maszynowni i nocne wachty na zarzyganym pokładzie. W tak odmitologizowanej rzeczywistości funkcjonują bohaterowie komiksu. Jednakże, choć ich oczekiwania były zupełnie inne, odnajdują w końcu coś, co ich zaciekawia. A nawet więcej - coś, co pcha ich w objęcia (dość lichej co prawda) przygody i inspiruje co niektórych do podjęcia pewnych radykalnych kroków.
Jak już wspomniałem, w powietrzu wisi również wojna. "Bojownik" jest bowiem na misji, a w oddali, na morzu pływa jej cel - obca łódź podwodna. Wizja wojny, jaka tworzy się w umysłach marynarzy i jaką podsyca ciąg pozornie niebezpiecznych, a tak naprawdę zabawnych zdarzeń na pokładzie, implikuje w pewien sposób działania bohaterów. Jedni skupiają się na tym, by przed śmiercią zjeść pączka, inni są w pełnej gotowości do nadchodzącej bitwy, jeszcze inni panikują, rozsiewając tę panikę wokół siebie. Ten ważki temat, po ogarnięciu całego komiksu, okazuje się być jego kluczowym zagadnieniem, w związku z czym określanie "Reduktora prędkości" mianem komiksu wojennego jest jak najbardziej uzasadnione. Choć nie jest ona namacalna i nie doświadczają jej bohaterowie opowieści, stosowana przez Blaina metaforyka sugestywniej oddziałuje na wyobraźnię niż ukazywanie zabitych ciał i efektownych wybuchów. Zamiarem Blaina nie jest bowiem szokowanie, lecz uchwycenie esencji.
Autor niezwykle precyzyjnie poradził sobie ze skleceniem całej historii - choć początkowo zdaje się ona ciągnąć, mniej więcej w połowie znacznie przyspiesza, aż do zakończenia, elegancką klamrą spinającego się z początkiem. Wymienione przeze mnie ważkie tematy potraktowane są przez Christophe'a Blaina z wielkim ukłonem w stronę czystej opowieści. Żaden z elementów nad nią tutaj nie góruje, wszystkie - włącznie z fenomenalną graficzną wizją potężnych statków - są jej bezwzględnie podporządkowane.
"Reduktor prędkości" to kameralna opowieść, z dużą dawką marynarskich anegdot, sensacją, wojną i humorem w tle. Christophe Blain, będący inspiracją dla wielu młodych twórców komiksu z całego świata, potwierdza swoją wysoką wartość. "Pirat Izaak" i omawiane tu dzieło Blaina stanowią bardzo ciekawe, biegunowe podejście do komiksu przygodowego. Podczas, gdy pierwszy z nich owiany jest mocno awanturniczym mitem, drugi ów mit sprowadza do szarej rzeczywistości. Przekaz Blaina jest prosty: przygoda to przygoda. Czy to podczas huku dział na pełnym morzu, czy też w gorącej i trzeszczącej maszynowni. Nie wierzycie, że ta druga opcja potrafi być fascynująco wciągająca? Christophe Blain swoim nowym komiksem mówi Wam: uwierzcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz