Jeszcze przed wydaniem najnowszego komiksu zilustrowanego przez Przemysława Truścińskiego ("Komiks W-wa"), na początku lutego na Starym Mieście w Warszawie z twórcą spotkał się Daniel Podolak. Efektem tegoż spotkania stał się prezentowany przez nas poniżej wywiad z Trustem.
Daniel Podolak: Powiedz, jak się zaczęła Twoja przygoda z komiksem? Słyszałem, że Twoja mama odegrała w tym wielką rolę...
Przemek Truściński: Tak, to prawda. Zawsze, gdy mnie zostawiała w Siedlcach u Babci na wakacje, podrzucała mi jakiś komiks. Bardzo przyczyniła się do tego, że moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej.
Wiesz…w naszym domu nigdy się nie przelewało. Bywało, że ledwie łączyliśmy koniec z końcem, ale moja mama potrafiła nawet wtedy wyciągnąć coś ze skarbonki i podarować na moją zachciankę. Wtedy właśnie mogłem nabyć swoje wymarzone albumy. Tak właśnie zacząłem z komiksem.
Drugim ważnym elementem, było liceum plastyczne. Całe dzieciństwo rysowałem Grunwaldy, Indian skalpujących blade twarze, motywy II wojny światowej, a wojska polskie na zachodzie były moim ulubionym tematem. Rysowałem sporo, a komiksy dostawałem głównie spod sklepowej lady. Liceum plastyczne odegrało kluczową rolę, gdyż to właśnie wtedy pojawiła się idea tworzenia graficznych historii.
Jacy klasycy najmocniej na Ciebie wpłynęli?
W liceum spotkałem wielu wspaniałych ludzi, dzięki temu poznałem również najważniejszych twórców świata komiksu. Pamiętam jak mój kumpel, Wojtek, przyniósł do szkoły całą reklamówkę najbardziej topowych zeszytów. Wtedy poznałem Moebiusa, Gimeneza i kilku innych - mój mózg o mało nie eksplodował. W tych komiksach musiał być jakiś wirus, który później przeszedł na mnie. Cała nasza ekipa utrzymuje się do dzisiaj na rynku, czy to pracując w gazetach czy komiksach.
Jesteś bardzo wszechstronnym artystą: pracujesz dla dużych agencji reklamowych, jesteś autorem komiksów, ilustracji do książek oraz popularnych czasopism. Twoje obrazy w zakresie komiksu przedstawiają mroczny, surrealistyczny świat, zaś te drugie zupełnie inny, nasycony słodyczą reklam. Czy ciężko Ci tworzyć w zupełnie sprzecznych klimatach?
Trzeba to po prostu rozgraniczać. Chodzi o życie, zwyczajną prozę życia, do której jest potrzebna kasa. Muszę realizować pewne rzeczy dla kasy, aby móc potem spełniać się na własnym twórczym polu. Aby pozwolić sobie na ten luksus, muszę pracować również w reklamie. Spora część ludzi nie potrafi tego rozgraniczyć, co ostatecznie może przynieść koniec twórczości. Związana jest z tym żądza pieniądza - gdy w to wsiąkniesz możesz już nie wrócić, co oznacza koniec dla sztuki. Poziom, na którym kiedyś się znajdowałeś, na którym tworzyłeś, może być już nieosiągalny. Tworząc rzeczy dla reklamy cofam się. To zupełnie inna polityka, przede wszystkim są tam inne wymagania.
Dokonałem pewnego podziału, uświadomiłem sobie że trzeba tego dokonać i na szczęście tym samym wypracowałem pewne mechanizmy które umożliwiają mi ciągłe tworzenie własnych rzeczy. Spotkałem się już na wielu forach internetowych z dziwnymi pytaniami, "co ten Truściński robi w tych reklamach?". Żeby była jasność: Truściński tworzy, co najmniej, rok w rok kilkadziesiąt plansz komiksu. Minimum. Od kilkudziesięciu do kilkuset ilustracji wyłącznie dla siebie. Tak więc nie ma powodów na narzekania. Obecnie sytuacja komiksu polskiego jest porównywalna do Hiszpanii, Portugalii i kilku innych krajów. To nie jest oczywiście Francja czy Japonia, lecz rzeczy mają się zdecydowanie ku lepszemu.
Smutny jest fakt, że sporo ludzi w naszym kraju wciąż kwestionuje sztukę komiksu.
Wiesz, to też się jakby po trochu zmieniało. Ja osobiście już od jakiegoś czasu o tym nie słyszę. Chociaż przyznaję, że kilka dobrych lat temu, podczas każdego wywiadu dla prasy czy telewizji słyszałem pytanie "Czy komiks to sztuka?" Można było wymiota rzucić w twarz pytającego, ale oczywiście z uporem maniaka tłumaczyło się swoje. Jakiś czas temu zdarzyło mi się chyba zaczarować sytuację i na to samo pytanie odpowiedziałem, że Polska to ostatni kraj, w którym się o tym dyskutuje, czy komiks to sztuka. Od tamtego momentu nie słyszałem już tych pytań. Każdy gatunek ma mniej lub bardziej udane produkcje, tak samo jest przecież z komiksem.
W 2003r. zacząłeś pracę nad Wiedźminem dla CD Project, według cyklu powieściowego Andrzeja Sapkowskiego. Pracowałeś także z Maćkiem Parowskim nad komiksem o tym samym tytule. Są szanse, że któryś z tych albumów się ukaże?
Co do Wiedźmina, to ciężka sprawa. Wykonałem od siebie trzy plansze, i to wszystko. Mówiąc po dżentelmeńsku, wyszły po prostu pewne niesnaski związane z tym projektem. Było w tym wszystkim trochę mojej winy, lecz inni także dali ciała. Działo się po prostu dookoła wiele niemiłych rzeczy, wspólna praca z paroma osobami źle na mnie wpływała, co ostatecznie przyczyniło się do mojej rezygnacji. Kto wie, może kiedyś wrócimy do tego ponownie. Jak na razie owszem, komiks się pojawi, lecz beze mnie.
Wielka szkoda, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie.
Pewnie, że szkoda, ale nie mam na to wpływu, więc trzeba czekać i mieć nadzieję, że coś może kiedyś ruszy.
Jakie plany na przyszłość? Uchylisz może rąbka tajemnicy?
He he, dobre pytanie. Mam w cholerę niezłych planów, komiksowych, ilustracyjnych, malarskich a nawet rzeźbiarskich. Jeżeli chodzi o bliższe plany na komiks, to pierwszy album ukaże się na pewno w marcu. To będzie album składający się z tych komiksów, które ukazywały się w "Gazecie Wyborczej". Te historie dokumentują życie wielu osób, forma komiksów będzie bardzo nowatorska, osobiście nigdy jej nie praktykowałem. Będzie to komiks reporterski. Zastosuję w tym projekcie technikę fotorealizmu. Pomysł był Andrzeja Stefańskiego, byłego naczelnego "Gazety Wyborczej". Na ten weekend mam także sporo pracy nad planszą do projektu MPO, dla Teatru Nowego. Jest to miejska opowieść w formie horroru, której cała akcja dzieje się w Warszawie. Całość zapowiada się bardzo ciekawie.
Bardzo Ci dziękuje za rozmowę i życzę samych sukcesów.
To ja dziękuję
Daniel Podolak: Powiedz, jak się zaczęła Twoja przygoda z komiksem? Słyszałem, że Twoja mama odegrała w tym wielką rolę...
Przemek Truściński: Tak, to prawda. Zawsze, gdy mnie zostawiała w Siedlcach u Babci na wakacje, podrzucała mi jakiś komiks. Bardzo przyczyniła się do tego, że moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej.
Wiesz…w naszym domu nigdy się nie przelewało. Bywało, że ledwie łączyliśmy koniec z końcem, ale moja mama potrafiła nawet wtedy wyciągnąć coś ze skarbonki i podarować na moją zachciankę. Wtedy właśnie mogłem nabyć swoje wymarzone albumy. Tak właśnie zacząłem z komiksem.
Drugim ważnym elementem, było liceum plastyczne. Całe dzieciństwo rysowałem Grunwaldy, Indian skalpujących blade twarze, motywy II wojny światowej, a wojska polskie na zachodzie były moim ulubionym tematem. Rysowałem sporo, a komiksy dostawałem głównie spod sklepowej lady. Liceum plastyczne odegrało kluczową rolę, gdyż to właśnie wtedy pojawiła się idea tworzenia graficznych historii.
Jacy klasycy najmocniej na Ciebie wpłynęli?
W liceum spotkałem wielu wspaniałych ludzi, dzięki temu poznałem również najważniejszych twórców świata komiksu. Pamiętam jak mój kumpel, Wojtek, przyniósł do szkoły całą reklamówkę najbardziej topowych zeszytów. Wtedy poznałem Moebiusa, Gimeneza i kilku innych - mój mózg o mało nie eksplodował. W tych komiksach musiał być jakiś wirus, który później przeszedł na mnie. Cała nasza ekipa utrzymuje się do dzisiaj na rynku, czy to pracując w gazetach czy komiksach.
Jesteś bardzo wszechstronnym artystą: pracujesz dla dużych agencji reklamowych, jesteś autorem komiksów, ilustracji do książek oraz popularnych czasopism. Twoje obrazy w zakresie komiksu przedstawiają mroczny, surrealistyczny świat, zaś te drugie zupełnie inny, nasycony słodyczą reklam. Czy ciężko Ci tworzyć w zupełnie sprzecznych klimatach?
Trzeba to po prostu rozgraniczać. Chodzi o życie, zwyczajną prozę życia, do której jest potrzebna kasa. Muszę realizować pewne rzeczy dla kasy, aby móc potem spełniać się na własnym twórczym polu. Aby pozwolić sobie na ten luksus, muszę pracować również w reklamie. Spora część ludzi nie potrafi tego rozgraniczyć, co ostatecznie może przynieść koniec twórczości. Związana jest z tym żądza pieniądza - gdy w to wsiąkniesz możesz już nie wrócić, co oznacza koniec dla sztuki. Poziom, na którym kiedyś się znajdowałeś, na którym tworzyłeś, może być już nieosiągalny. Tworząc rzeczy dla reklamy cofam się. To zupełnie inna polityka, przede wszystkim są tam inne wymagania.
Dokonałem pewnego podziału, uświadomiłem sobie że trzeba tego dokonać i na szczęście tym samym wypracowałem pewne mechanizmy które umożliwiają mi ciągłe tworzenie własnych rzeczy. Spotkałem się już na wielu forach internetowych z dziwnymi pytaniami, "co ten Truściński robi w tych reklamach?". Żeby była jasność: Truściński tworzy, co najmniej, rok w rok kilkadziesiąt plansz komiksu. Minimum. Od kilkudziesięciu do kilkuset ilustracji wyłącznie dla siebie. Tak więc nie ma powodów na narzekania. Obecnie sytuacja komiksu polskiego jest porównywalna do Hiszpanii, Portugalii i kilku innych krajów. To nie jest oczywiście Francja czy Japonia, lecz rzeczy mają się zdecydowanie ku lepszemu.
Smutny jest fakt, że sporo ludzi w naszym kraju wciąż kwestionuje sztukę komiksu.
Wiesz, to też się jakby po trochu zmieniało. Ja osobiście już od jakiegoś czasu o tym nie słyszę. Chociaż przyznaję, że kilka dobrych lat temu, podczas każdego wywiadu dla prasy czy telewizji słyszałem pytanie "Czy komiks to sztuka?" Można było wymiota rzucić w twarz pytającego, ale oczywiście z uporem maniaka tłumaczyło się swoje. Jakiś czas temu zdarzyło mi się chyba zaczarować sytuację i na to samo pytanie odpowiedziałem, że Polska to ostatni kraj, w którym się o tym dyskutuje, czy komiks to sztuka. Od tamtego momentu nie słyszałem już tych pytań. Każdy gatunek ma mniej lub bardziej udane produkcje, tak samo jest przecież z komiksem.
W 2003r. zacząłeś pracę nad Wiedźminem dla CD Project, według cyklu powieściowego Andrzeja Sapkowskiego. Pracowałeś także z Maćkiem Parowskim nad komiksem o tym samym tytule. Są szanse, że któryś z tych albumów się ukaże?
Co do Wiedźmina, to ciężka sprawa. Wykonałem od siebie trzy plansze, i to wszystko. Mówiąc po dżentelmeńsku, wyszły po prostu pewne niesnaski związane z tym projektem. Było w tym wszystkim trochę mojej winy, lecz inni także dali ciała. Działo się po prostu dookoła wiele niemiłych rzeczy, wspólna praca z paroma osobami źle na mnie wpływała, co ostatecznie przyczyniło się do mojej rezygnacji. Kto wie, może kiedyś wrócimy do tego ponownie. Jak na razie owszem, komiks się pojawi, lecz beze mnie.
Wielka szkoda, bo zapowiadało się naprawdę ciekawie.
Pewnie, że szkoda, ale nie mam na to wpływu, więc trzeba czekać i mieć nadzieję, że coś może kiedyś ruszy.
Jakie plany na przyszłość? Uchylisz może rąbka tajemnicy?
He he, dobre pytanie. Mam w cholerę niezłych planów, komiksowych, ilustracyjnych, malarskich a nawet rzeźbiarskich. Jeżeli chodzi o bliższe plany na komiks, to pierwszy album ukaże się na pewno w marcu. To będzie album składający się z tych komiksów, które ukazywały się w "Gazecie Wyborczej". Te historie dokumentują życie wielu osób, forma komiksów będzie bardzo nowatorska, osobiście nigdy jej nie praktykowałem. Będzie to komiks reporterski. Zastosuję w tym projekcie technikę fotorealizmu. Pomysł był Andrzeja Stefańskiego, byłego naczelnego "Gazety Wyborczej". Na ten weekend mam także sporo pracy nad planszą do projektu MPO, dla Teatru Nowego. Jest to miejska opowieść w formie horroru, której cała akcja dzieje się w Warszawie. Całość zapowiada się bardzo ciekawie.
Bardzo Ci dziękuje za rozmowę i życzę samych sukcesów.
To ja dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz