Charakteryzujące młodość sprzeciw i walka z systemem w pewnym momencie przemijają i zostają zamienione na puste frazesy wypowiadane z perspektywy obrotowego krzesła w korpo. Wielcy obrońcy ideałów stają się ich cichymi przeciwnikami. Irokezy idą w przedziałki, wóda przemienia się w herbatkę. Czy zawsze? Kumpel Johna Constantine, pięćdziesięcioletni Faeces McCartney udowadnia, że nie. Wali od niego gorzałą, wciąż wielbi Sida Viciousa i, co najważniejsze, ma te same ideały, co trzydzieści lat temu.
Tchatcheryzmy, które powodowały że chciało się skakać z mostu i brudne trzy akordy, powrót konserwatystów (w wersji demono-zombie) i konfuzja wśród młodych punków, subkultury i brak kultury. Dwuodcinkowa historia No future ma w sobie to wszystko i jeszcze kilka innych elementów, nierozerwalnie związanych z głównym trzonem opowieści wymyślonej przez Milligana - czyli tym, co dzieje się w "życiu sercowym" bohatera. Akompaniujący Milliganowi Simon Bisley (a może odwrotnie) jest w formie, punk mu bardzo leży, brudne mordy i barowe potyczki także.
Są tacy, dla których John Milligana to w ogóle nie John i coś, czego powinni zakazać lub chociaż nie uwzględniać w kontinuum serii. A ja tę wersję cynicznego dziada w prochowcu lubię coraz bardziej. No future to jeden z najlepszych kawałków ze wszystkich 300 numerów serialu. Duet Milligan/Bisley w najwyższej formie. Z przekazem, który powinien zawstydzić każdego antysystemowca, który po latach, zagnieździwszy się w tym systemie, pierdzi sobie wesoło w stołek.
"Hellblazer" #266. Scenariusz: Peter Milligan. Rysunki: Simon Bisley. Kolor: Brian Buccellato. Wydawca: DC Vertigo, czerwiec 2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz