Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

sobota, 23 czerwca 2018

100 Bullets #50 - Azzarello/Risso

Który to mógł być rok? 2007? Upalne lato, wakacje, niewiele do roboty. Wtedy właśnie wpadło mi w ręce drugie wydanie zbiorcze 100 Naboi od Mandragory. Tak, zacząłem czytać „od środka”. Lubię tak czasem. Dać się rzucić w wir wydarzeń, powoli samemu dochodzić, kto jest kim, i o co tu biega. Szybko nadrobiłem resztę wydanych w Polsce tomów, ale wciąż było mi mało, a Mandragora powoli przestawała dawać jakiekolwiek znaki życia. Zacząłem więc szukać wydań oryginalnych. W zupełnie losowej kolejności dozbierałem brakujące trade’y, aż do numeru dziesiątego, po czym śledziłem „100 kulek” numer po numerze, miesiąc po miesiącu.

Widzicie, byłem trochę opętany tym komiksem. Aktówka ze spluwą i stoma nienamierzanymi nabojami przewijająca się w luźno powiązanych ze sobą historiach, które powoli tworzyły większy obraz? Kilkunastoletni ja nie potrafił sobie wyobrazić, by dało się wymyślić coś genialniejszego. Minęło kilkanaście lat i dziś dostrzegam, że Brian Azzarello w którymś momencie zaczął się trochę motać i pogubił w licznych wątkach historii, ale i tak mam ogromny sentyment do tej serii. Nauczyła mnie sporo ciekawego (i, bądźmy szczerzy, wątpliwego) angielskiego, owszem, ale przede wszystkim był to jeden z pierwszych tytułów, który uświadomił mi, jak bogatym medium jest komiks i ile da się z jego pomocą pokazać; Wcześniej miałem styczność tylko z typowym komiksem superbohaterskim, albo z „poważnymi” powieściami graficznymi.

Czemu akurat zeszyt pięćdziesiąty ze stu? Cóż, kto czytał 100 Bullets, wie, że przez 49 wcześniejszych naboi autorzy bawili się z czytelnikami stawiając za każdym razem więcej pytań, niż dając odpowiedzi. Pięćdziesiątka z kolei była poświęcona głównie odpowiedziom. Była trochę jak prezent dla wytrwałych fanów, którzy spędzali całe noce dyskutując o serii na internetowych forach. Główny wątek fabularny 100 Bullets bazował na teorii spiskowej: pokazywał Stany Zjednoczone, którymi z cieni rządziła grupa zamożnych rodzin zwana Trustem. Zawarta w 100 Bullets #50 historia Prey for Reign wyjaśniała, skąd Trust się wziął, i skąd wzięli się pilnujący w nim równowagi minutemani, a najzabawniejsze jest to, że robiła to wyjaśniając inną znaną tajemnicę historyczną, wokół której powstało przez lata multum teorii: co stało się z brytyjską kolonią Roanoke.

Historię Trustu opowiada nam Victor Ray, minuteman, którego Agent Graves „obudził” za kulisami w pierwszym zeszycie serii. Dwutorowe prowadzenie akcji to w „stu kulkach” standard: z jednej strony poznajemy dzieje Trustu, z drugiej obserwujemy konsekwencje kradzieży diamentów, w której uczestniczył Victor. Trochę jak u Tarantino, dużo gadania poprzedza tu krótką, brutalną strzelaninę. Snuta przez cały numer opowieść w przewrotny sposób zwiastuje wydarzenia, które będą miały miejsce w kolejnych pięćdziesięciu zeszytach, a ostatnie słowa Victora znajdują swoje odzwierciedlenie na ostatniej stronie finału całej serii. Wybrałem do tego tekstu 100 Bullets, bo to ważny dla mnie komiks, a historia z numeru pięćdziesiątego jest jednocześnie jednym z najbardziej mięsistych przykładów konstruowania fabuły przez Azzarello i Risso, jak również wyśmienitym podsumowaniem tego, co czytelnik już widział, jak i zapowiedzią tego, co zobaczy w 100 nabojach. Można się czepiać autorów za spadek jakości w późniejszych tomach, ale tworząc Prey for Reign byli jeszcze w szczytowych formach; Ta historia po prostu działa na każdym możliwym poziomie. 
(Mateusz Jankowski)

"100 Bullets" #50. Scenariusz: Brian Azzarello. Rysunki: Eduardo Risso. Kolor: Patricia Mulvihill. Wydawca: DC Vertigo, sierpień 2004

Brak komentarzy: