Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tomasz Samojlik. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tomasz Samojlik. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 października 2018

Tomasz Samojlik – kolejny wywiad dla Ziniola

Kuba: Rozmawialiśmy już wielokrotnie (na łamach Poltera, na Cyfrowym Ziniolu i w realu). Zawsze zwracałem się w formie pisanej do pana Tomasza per „pan” właśnie. Myślę, że moglibyśmy przejść w końcu na „ty”. Kuba, miło mi.

Pan Tomasz: Żółwik, Tomek jestem.

Kuba: Powodem tego wywiadu miała być publikacja Zguby Zębiełków (wydana w maju 2018), czwartej części sagi o ryjówkach. Przyznaję, że tegorocznego lata zapadłem w sen nocy letniej i wywiad ten jest bardzo spóźniony. Zatem nie będę już marnował czasu i nadwerężał Twej cierpliwości dopytując o wszystkie Twoje projekty, o których tu i tam czytałem, i naciskał w sprawie deklaracji co do ich publikacji. Porozmawiajmy najpierw o samej Zgubie… Pytanie techniczne: czy lata doświadczenia w prowadzeniu sagi o ryjówkach sprawiają, że kolejne albumy tworzy się szybciej, czy też coraz bardziej rozbudowany świat powoduje, że dbałość o spójność wymaga więcej i więcej sprawdzania, a co za tym idzie czas tworzenia się wydłuża? Bo wydaje mi się, że ten uważny i sprytny mały czytelnik bezwzględnie wytropi wszystko, co mu nie będzie pasować. A wtedy zrzucenie winy na zmęczone, stare głowy Fiodora i Sorka nie pomoże…

Tomasz: Nie ma lekko, nie tworzy się wcale szybciej, a bagaż fabularny poprzednich trzech tomów bardziej przeszkadza, niż pomaga. Starałem się wszystko sobie porozpisywać i zaplanować, by było spójne z tym, co czytelnik wyniósł z trylogii i wydaje mi się, że większych wpadek tam nie ma. Co prawda teraz widzę, że mogłem od początku wszystko sobie ładnie zaplanować na dłuższą serię, ale kto by się sześć lat temu spodziewał, że tak to się ułoży...

Kuba: Tak zahaczam o te szczegóły, bo przed Zgubą czytałem taką jedną historyjkę, w której Dobrzyk jednak zgubił swój czerwony kapturek.

Tomasz: Zgubił, ale potem znalazł, spokojna głowa.

Kuba: Podziwiam Twoje zmagania z materią słów dźwiękonaśladowczych. Wielu polskich autorów poddało się i albo ograniczyło w zasadzie do uznanych onomatopei, albo nie korzysta z nich prawie wcale. A u Ciebie jest i „rozsupłu”, i „bamsik”. I dzięki temu robi się jeszcze zabawniej. To wrodzony słuch, masz ucho? Czy nagrywasz dźwięki, np. upadających na ziemię ryjówek, a potem za pomocą skomplikowanej maszynerii dokonujesz ich transkrypcji?

Tomasz: No jasne. I jeszcze dźwięk policzkujących się ciem, ubaw po pachy, mówię Ci.
Kuba: W Zgubie głównie pokazujesz przygotowania leśnych zwierzaków do zimy, ale nie mogło zabraknąć też kwestii ekologicznych, wszak „mordercza mgła” to wcale nie jest problem teoretyczny, prawda?

Tomasz: Bardzo bolesny, namacalny i duszący problem nie tylko dla ryjówek i innych mieszkańców lasu, ale i dla nas, ludzi. Trochę zarzuciłem czytelnika tymi problemami w czwartym tomie, ale chciałem zakończyć serię z przytupem. Poza tym pamiętaj, że te komiksy mają zwrócić naszą uwagę na prosty, acz przeoczony przez większość ludzkiej populacji fakt, że nie jesteśmy sami na tej planecie. Dlatego przedstawienie problemu, który nas samych bardzo boli uznałem za narzędzie potencjalnie skuteczniejsze od omawiania kwestii wpływu norki amerykańskiej na kolonie lęgowe ptaków wodnych. Poza tym mordercza mgła brzmi nieźle, co?

Kuba: Oj, brzmi groźnie. I prawdziwie. Tym razem w przypisach do komiksu wspominasz o ciekawych ryjówkach ze świata. Czyżby ryjówki z Doliny wybierały się w jakąś daleką podróż, żeby poznać inne „plemiona”?

Tomasz: Nie, nie, na razie nigdzie się nie wybierają. Przede mną nowe wyzwania, nowi bohaterowie do pokazania światu. A ryjówki pokażą się niebawem w innym medium.

Kuba: Ha, ale cliffhanger! SZA w tym temacie i szuramy dalej z pytaniami: lepiej mieć w domu ryjówki, czy myszki polne? Bo do mnie na wsi wprowadziły się już myszki. Spać nie można, tak hałasują w nocy, jak turyści z Hiszpanii. Pomyślałem sobie, że ryjówki to jednak się ciszej może zachowują…

Tomasz: Ryjówki Ci się nie wprowadzą do domu, co najwyżej zębiełki białawe. I nie do domu, a raczej do chlewika czy nieogrzewanej szopy.

Kuba: A właśnie, jeszcze z tym „nienaciskaniem” i „deklaracjami”,  o jedną rzecz jednak dopytam. Jak idzie kumulacja historyjek o „leśnych ziomalach” do następcy To nie jest las dla starych wilków? Na przykład w Bicepsie #9, gdzie kiedyś część tych historii miała swoje czarno-białe premiery (ale też w Echach Leśnych), tym razem „leśnych ziomali” nie ma. Za dużo pracy, żeby się wyrobić? Obostrzenia umowy z wydawcą? Za mały biceps?

Tomasz: Niewyróbka po prostu. Historie zbierają się bardzo powoli, bo nie jest to dla mnie priorytetowa sprawa – priorytetem są większe fabuły, które domagają się wydobycia na światło dzienne ze stosu notatników i szkicowników.
Kuba: Przypomnę tylko, z miłości do rysia, nie z upierdliwości, że miał on tam mieć swoich „pięć stron”.

Tomasz: O rysiu szykuje się całkiem spora nowość, o której nie mogę nic powiedzieć, bo potem latami będziesz mi wypominał. To przekleństwo nadmiaru pomysłów i ograniczonych mocy produkcyjnych – więcej rzeczy rocznie nie wycisnę, choćbym pękł.

Kuba: W naszej pierwszej rozmowie „ever” spytałem o to, co sprawiło, że zacząłeś tworzyć komiksy ze zwierzętami. Odpowiedziałeś tak: „Przede wszystkim impulsem była smutna konstatacja, że niewiele jest na rynku adresowanych do młodszego czytelnika książek i komiksów, które w ciekawy, ale i naukowo rzetelny sposób informowałyby o przyrodzie. Zirytowałem się strasznie czytając najróżniejsze książki o zwierzętach mojej córce i postanowiłem, że sam spróbuję zrobić to lepiej”. Widziałeś książeczkę o Gangu Słodziaków w popularnej sieci sklepów? Z ilustracjami Wojciecha Stachyry? Widziałeś, jaki ogon ma ryś?

Tomasz: Hmmm... „Zirytowałem się strasznie” kiedyś? To sam sobie dopowiedz, jakie uczucia towarzyszą mi dziś, kiedy widzę rysia z ogonem tygrysa czy bobra beztrosko wtryniającego się na szczyt drzewa.

Kuba: Mi się to nie mieści w głowie, ten krótki ogon (napisałem do wydawnictwa grzecznego, acz stanowczego maila, w którym powiedziałem, co o tym myślę), żeby skierowane do dzieci pozycje zawierały takie błędy. Nie chodzi mi o to klasyczne ilustracyjne przerysowanie zamiast rysunku realistycznego, ale o tego typu szczegóły, o to, że rodzice czasami pokazują rysia dziecku i mówią „zobacz, kotek!”. Dlatego też, między innymi, wpadłem na pomysł wspólnej akcji PSK-WWF (w fazie koncepcyjnej, ale postaram się ruszyć z konkretami już wkrótce! Dziękuję przy okazji Tobie za słowa zachęty i pomysły).

Tomasz:  „Zobacz, kotek”, a to dobre... Nie!
Kuba: A czy jesteś już gotowy do rysowania komiksów do czyjegoś scenariusza? Mam taki pomysł, żeby napisać paski komiksowe z… (niespodzianka!) rysiami.

Tomasz: I Ty, Kubo, przeciwko mnie? Szczerze mówiąc, spróbowałem w tym roku i bardzo mi się to doświadczenie nie spodobało. Więc, sorencja, nie.

Kuba: We wspomnianym powyżej numerze „bica” jest świetny wywiad z Piotrkiem Nowackim, który opowiada między innymi o tym, że aktualnie pracuje jako freelancer i utrzymuje się z różnych zleceń. Za przekazanie jednego z nich (dla parku rozrywki Rabkoland), dziękuje Tobie. Dużo takich prac musisz przekazywać kolegom z komiksowa?

Tomasz: Ja tam nie muszę ;-) Po prostu sam nie jestem w stanie zająć się wszystkimi ciekawymi propozycjami, które dostaję. Inna rzecz, że mnie najbardziej w tym wszystkim interesuje opowiedzenie mojej historii, nie czuję się wcale dobrym ilustratorem czy grafikdizajnerem, więc takie rzeczy wolę zostawić moim bardziej doświadczonym kolegom.

Kuba: Czy to prace dla dzieci Piotrka przekonały cię, że jest odpowiednią osobą do tego zlecenia?

Tomasz: No ba!

Kuba: Temat zleceń poruszyłem, bo wydaje mi się, że wszędzie Ciebie pełno, a jako fan Twojej twórczości nie lubię przegapiać tego, co tworzysz. Czy takich prac komiksowych ze zleceń nazbierało Ci się już może na… antologię w twardej oprawie na kredzie? 

Tomasz: Ej weź przestań. Marnować tyle kredy?

Kuba: Pytanie bardzo praktyczne ze wstępem: syn znajomych (prawie 3 latka) uwielbia album O rety! Przyroda świata. Tak bardzo, że aż się ślini przy jego oglądaniu. Pal sześć, że obślinił mi ostatnio ubranie przy oglądaniu, bo wyschnie i się upierze, ale obślinił też książkę, a ona się nie upierze. Może trzeba jednak laminować strony?

Tomasz: Ha! Odkryłeś sprytny zabieg wydawniczy, otóż książki z tej serii drukowane są na papierze świetnie wchłaniającym ślinę. Można się nad nimi ślinić bez konsekwencji. Niestety papier wchłania też łzy, więc można łkać rzewnie, jak się natrafi na jakiegoś mojego przyrodniczego babola.
Kuba: Póki co jest to pytanie enigmatyczne, ale czy podjąłbyś się redakcji merytorycznej zadaniariusza (leksykon+abecedariusz) o kosmosie? Żeby się podlizać (który to już raz!), dodam, że Misja kosmos zabrała mnie we wspaniałą podróż międzygwiezdną.

Tomasz: Tak teraz widzę już jasno, żeś Ty, Kubo, przeciwko mnie. Chcesz mej zguby?

Kuba: Wziąłeś w tym roku udział w akcji PSK „Polski Komiks na 26. finale WOŚP". Ja nie wyobrażam sobie nie wspomagać tej akcji rok w rok. Jak było z Twojej perspektywy?

Tomasz: Było super. Jak dostanę powołanie do kadry w przyszłym roku, to na pewno się stawię na zgrupowaniu, trenerze!

Kuba: Podobno Twoja kariera koszykarska rozkwitła. Zdradzisz przepis na sportowy sukces?

Tomasz: O tak, kwitnie od momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że szybkie bieganie, wysokie skakanie i celne rzucanie do kosza to kwestia czysto subiektywna. I choć z perspektywy widza biegam w tempie posuwającego się lądolodu, skaczę wysoko jak zapchana prześcieradłami pralka, a procent skuteczności rzutów mam taki, jak średnia temperatura Bałtyku wiosną, to czerpię z tego masę radości. I oby kontuzje mnie omijały!

Kuba: Tym razem nie lecę na piłkę, jak ostatnio, ale na kolejny odcinek Przystanku Alaska przed snem. Dziękuję ślicznie za rozmowę!

Tomasz: Dzięki, stary! Do zobaczenia!
 
(plansze ilustrujące wywiad pochodzą z albumu Ryjówka Przeznaczenia (4): Zguba Zębiełków. Autor: Tomasz Samojlik. Wydawca: kultura gniewu, 2018)
 

Ryjówka Przeznaczenia (4): Zguba Zębiełków – Samojlik

Czwarta odsłona sagi o ryjówce jest jakby poważniejsza. Co prawda na scenie występuje większość znanych nam postaci – Sorek, Fiodor, Dobrzyk, Śmiłka, Żywia, Korina, Labhallan, Kosmacz, Odylec, Mordreda, leśniczy, ludź wraz z babką i inni, pojawiają się też nowi – Karkosław, Przymiłek i plemię zębiełków, norniki oraz wielu innych, ale wszyscy oni stają przed bardzo realnie odrysowanym problemem przetrwania nadchodzącej zimy. Z tego też powodu obserwujemy zaciętą rywalizację zwierzątek, które wiedzione instynktem, posuną się do wszystkiego, aby to właśnie sobie zagwarantować potrzebne do przeżycia zapasy. Tym razem mniej jest legend i bajania Sorka i Fiodora, co łagodziły wymiar realnych problemów w poprzednich tomach, a więcej prawdziwej leśnej krzątaniny, która umilknie pod białą kołderką. No, a może przynajmniej przycichnie na czas jakiś.

Drugą kwestią, która spowija kadry tego odcinka sagi, jest „mordercza mgła”. Pod taką nazwą mieszkańcy Doliny Ryjówek i całego lasu znają smog. Nie jest to dla nich problem teoretyczny, a namacalny, ale też Tomasz Samojlik nie czyni z niego głównego zagrożenia dla leśnego życia (jak np. wcześniej jesiennego wypalania traw w Powrocie Rzęsorka), spychając ten wątek w zasadzie na drugi plan. Ale na tym drugim planie, dotyczącym obecnych w ryjówkowym lesie (lub na jego skraju) ludzi, jest równie ciekawie i pouczająco.

Zima w Zgubie Zębiełków zaskakuje, mimo gorączkowych przygotowań, ryjówki, jak ma  to w zwyczaju wobec naszych drogowców. A czy zaskakuje nas Tomasz Samojlik? I tak, i nie. Autor zmienił troszeczkę schemat opowieści: tym razem wyzwaniem jest pora roku, zima, jej nieuniknione nadejście z nieodwołalnymi konsekwencjami dla żywych stworzeń. Z zapowiadającego się na nudną pogadankę pomysłu Autor tworzy niezwykłą przygodę z ciekawymi wątkami pobocznymi (poznajemy prawdziwą historię Koriny). Więcej uwagi poświęcono też ludzkim mieszkańcom tego świata, którzy, jak się okazuje, też się czegoś uczą z czasem. Więcej też (na oko, bo nie liczyłem) absurdalnych żarcików (np. taniec i piosenka zmniejszania ryjówek). Więcej zaskoczeń, kiedy Dobrzyk i Labhallan pokazują jak humorem, a nie pięściami, pokonać przeciwnika, albo kiedy Żywia, Śmiłka i Korina ruszają z odsieczą w stylu „girl power”.

Samojlik nadal uczy, nadal bawi, nadal zaskakuje.
(Jakub Jankowski)
"Ryjówka Przeznaczenia (4): Zguba Zębiełków". Autor: Tomasz Samojlik. Wydawca: kultura gniewu, 2018

sobota, 21 stycznia 2017

Kajko i Kokosz: Nowe przygody - Obłęd Hegemona

Choć od śmierci Janusza Christy minęło 8 lat, w ubiegłym roku na księgarskie półki trafił nowy komiks z serii „Kajko i Kokosz". Nie jest to jednak wyciągnięty z szuflady, nigdy niepublikowany komiks mistrza. Nowe przygody w całości zrealizowali młodzi, na szczęście nie butni, polscy twórcy
Gdy wyszła na jaw wieść o powstaniu tej publikacji i kiedy wypłynęły pierwsze plansze nowych wersji znanych od lat postaci, od razu pojawiły się kontrowersje. Z jednej strony barykady stanęli ci, dla których współczesne zamierzanie się na Kajka i Kokosza to kalanie świętości, z drugiej - ci, którzy przychylnie spojrzeli na starania młodych, którym przecież talentu odmówić nie można. A prawda, jak to często bywa, leży gdzieś pośrodku. 
Komiks ma swoje plusy i minusy. Największym objawieniem jest Maciej Kur – scenarzysta, który idealnie nawiązał do klimatu komiksów Christy. Widać, że jako jedyny z piszących ma obeznanie w komiksach mistrza. Jego opowieści o "Obłędzie Hegemona" i szkole zbójowania Łamignata to może nie majstersztyki, ale na pewno bardzo dobre, nasycone niewymuszonym humorem opowieści. Zupełnie odmienne wrażenie sprawia Krzysztof Janicz w mizernej historyjce o młodych Kajku i Kokoszu. Jak widać, nie wystarczy być autorem poczytnego bloga poświęconego twórczości Christy, żeby umieć napisać komiks osadzony w stworzonym przez niego uniwersum. Trzeci ze scenarzystów, a zarazem rysownik - Tomasz Samojlik - to autor, który święci zasłużone triumfy w swoich przyrodniczych, edukacyjnych komiksach dla dzieci. I coś z tych klimatów postarał się przemycić do historyjki o Milusiu. Niekoniecznie czuć tu ducha Christy. Czuć natomiast ducha Samojlika. To bardzo dobrze, ale czy na pewno o to chodziło? 
Z pozostałych rysowników najlepsze wrażenie robi bardzo dynamiczny Sławomir Kiełbus. Norbert Rybarczyk i Piotr Bednarczyk, mimo wielkiego szacunku dla ich pracy przy innych projektach, nie trafiają w klimat opowieści o wojach Mirmiła wcale. 
Nowe przygody Kajka i Kokosza to eksperyment udany w tym sensie, że dał nam Macieja Kura. Gdyby tak skojarzyć go z innym Maciejem – rysownikiem Mazurem, byłby duet marzeń. 
"Kajko i Kokosz: Nowe przygody". Scenariusz: Maciej Kur, Tomasz Samojlik, Krzysztof Janicz. Rysunki: Sławomir Kiełbus, Tomasz Samojlik, Norbert Rybarczyk, Piotr Bednarczyk. Wydawca: Egmont Polska, Warszawa 2016. Komiks można kupić tutaj: Sklep wydawcy, Sklep Gildia.pl

środa, 28 grudnia 2016

Umarły las - Wajrak/ Samojlik

Niedawno rozmawialiśmy z Tomaszem Samojlikiem, bo lubimy, a teraz czytamy Tomasza Samojlika, bo też lubimy. "Umarły Las" to komiks, który kończy się w taki sposób, że będzie musiał mieć kontynuację (zapowiedzianą już zresztą na rok 2017!). To w zasadzie dwa komiksy w jednym, bo historię ptasiego nie do końca raju przerywają "międzyprzypisy" (Tomek Samojlik solo woli przypisy końcowe) z gadułą Adama Wajraka, współautora, który w swojej wersji rysunkowej wędruje z Tomkiem przez martwy las i opowiada.

Autorzy na bohaterów ptasiej draki w leśnej dziczy wybrali dzięcioły, szpaki, sowowate, korniki i jeszcze kilka innych ptaków. Oto do Umarłego Lasu przybywa Triko (dzięcioł trójpalczasty), który ma być jego nowym szeryfem (ale czy na pewno tak jest?). Zapoznanie z okolicą nie idzie mu gładko, gdyż jest dziwnym dzięciołem - ma żółty kapelusz zamiast czerwonego oraz trzy palce, a nie cztery jak każdy szanujący się dzięcioł. Ponadto wszyscy w Umarłym Lesie wspominają dawnego szeryfa, Martiusa, który przeszedł na emeryturę. Los miasteczka na dzikim zach... wschodzie, jest zagrożony, gdyż szpaki ostrzą sobie dzioby na jego gotowe dziuple, a nasz nowy szeryf próbując pomagać mieszkańcom, tylko pogłębia ich niechęć do siebie.

Samojlik i Wajrak zadbali o to, żeby opowiedzieć nam o życiu ptaków w enturażu łesternowym. Przepisali realia życia martwego lasu na realia miasteczka z Dzikiego Zachodu, desygnując do odpowiednich ról odpowiednie ptaki (np. Sóweczka Zwyczajna, zwana Mogiłczykiem, jest grabarzem), kreując przestrzeń nie zapomnieli o tradycyjnych przybytkach (jest saloon, znaczy się kłoda drewna z larwami dla chętnych; jest bank nasion, na który napadają sami sprawdźcie kto), obowiązuje prawo dziczy (czyli prawo natury) i tak dalej. W pewnym sensie schemat konstrukcyjny jest podobny do znanego z opowieści o Dolinie Ryjówek, ale można tę opowieść potraktować jako rozwinięcie pewnych elementów tam zawartych - np. w Norce Zagłady spotkaliśmy na samym początku ptaki jako bohaterów pobocznych, którzy teraz stali się głównymi. Takie budowanie opowieści - przerysowywanie podobnej historii, aby opowiedzieć ją w innym środowisku - stosowali najwięksi, bo przypomnijmy, że Christa odmalowywał w zasadzie bardzo podobne scenariusze w opowieściach albo o wojach, albo o marynarzach. Samojlik (tu wspomagany przez Wajraka) zdaje się jednak przykładać swoje schematy storytellingowo-edukacyjne w sposób dalece bardziej twórczy (choćby rozgrywanie scen komiksowych w sposób mrugającookowy dla znających dobraną dla danej opowieści dominantę - tutaj łesterny, w Dolinie Ryjówek bardziej klasykę fantasy). Czy bardziej interesujący? Najlepszą recenzją jego komiksów są tłumy na spotkaniach autorskich - listopadowym (w Domu Innowacji Społecznych, 5 listopada) i na Niech żyje komiks! oraz dosłownie tłumy zainteresowanych podczas sesji autografów na Niech żyje komiks!.

Niech zatem żyje Umarły Las, skoro na serialową kontynuację genialnego Deadwood raczej nie mamy szans.

Kuba Jankowski
"Umarły las". Scenariusz: Adam Wajrak. Rysunki: Tomasz Samojlik. Wydawnictwo: Agora S.A.. Rok wydania: 2017. Komiks można kupić tutaj: Sklep. Gildia.pl

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Wywiad z Tomaszem Samojlikiem

Tomasz Samojlik podczas Festiwalu Komiksowa Warszawa w 2015 roku
Kuba Jankowski: Rozmawialiśmy na łamach Poltera w latach 2012, 2013 i 2015. Czy pan Tomasz wie dlaczego nie rozmawialiśmy w 2014? Czyżby żaden jego komiks/książka się wówczas nie ukazał/a?

Pan Tomasz
: Ależ nie, ukazał się, tyle że sprawy wydawnicze zeszły na drugi plan wobec intensywnych przygotowań do wyprawy na oba szczyty Kilimandżaro. Ekspedycja miała ambitny plan zbudowania pomostu łączącego oba szczyty. Do przygotowań podszedłem profesjonalnie: przyzwyczajałem się do chłodów jedząc duże ilości lodów czekoladowych, ćwiczyłem zwisy na poręczach w środkach komunikacji miejskiej, do perfekcji opracowałem plan podróży, zakładający dostanie się pociągiem do Białegostoku, a potem już pytanie o dalszą drogę. Sam Pan rozumie, że czasu na wywiady po prostu nie było. Niestety, pięknie się zapowiadająca wyprawa została zaprzepaszczona przez okrutne zrządzenie losu: spóźniłem się na autobus do Białegostoku.

Kuba: Od naszej ostatniej rozmowy, zatytułowanej Powrót Samojlika (2015), wyszło trochę pana Tomasza publikacji - Powrót Rzęsorka, To nie jest las dla starych wilków, Umarły Las, Samo Dzielny, O rety! Przyroda, Misja: kosmos, Pikotek, Pompik, do tego udział w nowym Kajko i Kokoszu, ufff... To wszytko?

Umarły las - okładka
Pan Tomasz: Serce mi krwawi, bo nie wspomniał Pan o przełomowej pracy badawczej „Rozkwit i upadek produkcji potażu w Puszczy Białowieskiej w XVII-XIX wieku”... A, przepraszam, chodziło o komiksy?

Kuba: Nie wszystkie z wymienionych pozycji to komiksy. Czym, tak z grubsza, dla pana Tomasza różni się praca nad książkami ilustrowanymi i komiksami?

Pan Tomasz: Proszę Pana, proszę Pana, to są dwa różne światy! Kiedy zasiadam do pracy nad nowym komiksem, wiem, że czeka mnie mordercza walka z własnymi słabościami, bój o dominację nad czasem mojej dobowej aktywności, batalia o utrzymanie skupienia na wyznaczonym sobie celu, czyli stu kilkudziesięciu stronach opowieści graficznej naszpikowanej dowcipem i informacjami przyrodniczymi. Przygotowuję się jak do walki bokserskiej: buduję masę przyjmując dużo węglowodanów, pokrzykuję motywująco, wygrażam pięściami temu komiksowi, który myśli, że mnie pokona. Gdybym miał szlafrok, to bym pewnie w nim ciągle chodził, jak bokserzy przed galą. Potem następuje konfrontacja. I to już, proszę Pana, nie są żarty: ołówki trzeszczą, cienkopisy skrzypią, tablet graficzny piszczy, żar z rozgrzanego laptopa bucha. Raz komiks jest górą i rozkłada mnie na deski (kiedy na przykład podstępnie wyskoczy mi dysk i muszę pracować na leżąco), raz ja triumfuję i dostarczam wydawcy kolejną partię plansz na czas. Ale dotychczas nie przegrałem żadnej walki!

Kiedy zaś zaczynam pracę nad książką ilustrowaną bądź książką obrazkową, zwaną z angielskiego picturebookiem (na marginesie: proponuję polski termin „obrazkopowieść”; „Nad czym pracujesz?” „Nad obrazpokopowieścią, nie ma lekko”), wiem, że czeka mnie zabójcza batalia z moimi wrodzonymi niedostatkami... Przygotowuję się jak do walki zapaśniczej: buduję masę, zapuszczam brodę, dla motywacji poklepuję się jak goryl. Potem chwytam pomysł na obrazkopowieść, gniotę i cisnę, grafity ołówków chrupią, cienkopisy rozlewają, kartki się marszczą od wylewanego potu, ekran laptopa paruje...
Miluś. Kłusownicy - plansza
Kuba: Nowa przygoda Kajko i Kokosza - na pewno wyzwanie. Ale także spełnienie marzeń? Świętokradztwo? Może bohaterowie Janusza Christy powinni odpocząć, a nie powtarzać model Asteriksa?

Pan Tomasz: Gwoli ścisłości – ja Kajka i Kokosza jeszcze nie miałem okazji pokazać w mojej wersji, zaprezentowałem tylko mój pomysł na jedną z przygód smoka Milusia. Z mojego punktu widzenia – niezwykła sytuacja, spełnienie marzenia, którego jeszcze parę lat temu nawet bym nie wyartykułował, bo sam siebie bym wyśmiał. Świat, który chłonąłem jako czytelnik, nagle uchylił furteczkę i zaprosił mnie jako twórcę. Myślę, że dla wszystkich chłopaków biorących udział w tym przedsięwzięciu, była to niezwykła podróż sentymentalna. Wszyscy też czuliśmy ogromną odpowiedzialność. Nie sądzę, by bohaterowie Christy nadawali się już tylko do muzeum naszej pamięci, wręcz przeciwnie, tak bogate, spójne, fascynujące uniwersum należy kultywować i twórczo rozwijać, przypominać każdemu młodemu pokoleniu. Nasz album jest próbą oddania hołdu Mistrzowi i pokazania, że nie musimy mieć idealnej kopii Jego kreski i języka, by uniwersum żyło.

Kuba: Mnie z ostatnich publikacji pana Tomasza absolutnie zachwycił Pikotek. Dwa pytania: jeden - jak powstała ta opowieść? Widzę w niej bardzo dużo myślenia komiksowego w planowaniu plansz, które tworzą sekwencję. Brakuje tylko dorysować kadrów. Dwa - czy mi się wydaje, czy tylko ryś w tym lesie jest kompletnym darmozjadem, który w zasadzie nic nie robi?

Pan Tomasz: „Pikotek chce być odkryty” to leporello, książka-harmonijka, która po rozłożeniu ma prawie 7 metrów długości i stanowi jeden długaśny obrazek przedstawiający las i dziejące się w nim przygody wyimaginowanego Pikotka i jak najbardziej realnych gatunków naszych zwierząt. Oryginał książki miał jeszcze większe wymiary, prawie 9 metrów długości. Rysowanie było bardzo kłopotliwe, bo ciągle musiałem biegać z jednego końca książki na drugi. Mógłbym co prawda jeździć hulajnogą, ale nie czuję się na niej zbyt pewnie, a strasznie głupio byłoby się wywalić i na przykład złamać rękę podczas rysowania książki. Wyobraża Pan sobie, jak by się ze mnie śmiał składający mnie lekarz? Ale wracając do odpowiedzi - myślę, że właśnie dzięki temu udało mi się uzyskać efekt dynamicznej sekwencji zdarzeń. A ryś absolutnie nie jest darmozjadem, pełni w lesie rolę, którą wyznaczyła mu natura – czai się na potencjalne ofiary. Niestety, na dietę wegetariańską nie jest w stanie przejść.
Pikotek chce być odkryty - okładka
Kuba: A jak już o Pikotku, to pan Tomasz ostatnio zwiedzał Brukselę. Jak wrażenia? Frytki i gofry smakowały?

Pan Tomasz
: To było niezwykłe doświadczenie – na zaproszenie Instytutu Polskiego w Brukseli miałem przyjemność uczestniczyć w największym w tym kraju festiwalu komiksowym. Gdybym miał go do czegokolwiek porównać, to do naszych warszawskich czy krakowskich targów książki – przy czym w Belgii wystawiane są wyłącznie komiksy. Setki, tysiące, nieprzebrane morze komiksów w każdym stylu i gatunku.

Brukselę miałem przyjemność zwiedzać w towarzystwie uroczej pary – Agaty Wawryniuk i Roberta Sienickiego. Mimo, iż mógłbym być ich dziadkiem, szybko nawiązaliśmy porozumienie, zwłaszcza podczas poszukiwań kolejnych pomników ludzi z brodą na koniach. Muszę się Panu przyznać, że nie cierpię podróży, bo zawsze muszę się podczas nich wpakować w jakieś tarapaty. I tym razem nie było inaczej, a uratowali mnie zaspani, zbudzeni w środku nocy (o 5.00) Agata i Robert. Proszę zauważyć, jak zręcznie ominąłem pytanie o frytki i gofry!

Kuba: Pan Tomasz również się uświatowił - np. Bartnik ma wydanie po angielsku i rosyjsku, zgadza się? Jakieś reakcje ciekawe dotarły z tamtejszych puszcz i lasów mieszanych?

Pan Tomasz
: Doprecyzujmy: po angielsku i białorusku. Do tego możemy dodać wydanie „O rety! Przyroda” po chińsku. Na wszystkich rynkach obcojęzycznych moje książki wywołały małe trzęsienia ziemi. No dobrze, porzućmy fałszywą skromność -  to było tąpnięcie, które odczuł rynek wydawniczy całego świata. Ba, parę tygodni później Brad rozszedł się z Andżeliną. Przypadek? Nie sądzę.
Pikotek chce być odkryty
Kuba: Interesuje mnie epizod (?) tłumaczeniowy pana Tomasza, bo Bartnika na przykład przetłumaczył pan Tomasz sam, prawda? Czyżby nowe zajęcie zarobkowe?

Pan Tomasz: To translate or not to be published, that is the question.

Kuba: To nie jest las dla starych wilków - zbiór zapowiadanych opowieści z życia "leśnych ziomali" miał zawierać historię o rysiu (zapowiedziane, powiedziane i zapisane  wywiadzie z 2012!). Ze smutkiem stwierdzam, że w moim wydaniu takiej historii brak...

Pan Tomasz: Ta historia będzie w drugim tomie zbiorówki, do którego materiały zaczynają się powoli kumulować...

Kuba: Kiedy Sorek i Fiodor doczekają się swojego własnego pełnometrażowego komiksu tak, jak im pan Tomasz obiecywał?

Pan Tomasz: Tak, bo przecież jestem nierychliwy, ale... Sorek i Fiodor w młodości to materiał na lekki, przygodowy komiks, oczywiście z nutką edukacji przyrodniczej. Mam szkice do trzech opowieści z tego świata, ale tu pierwszeństwo ma czwarty tom sagi o ryjówce przeznaczenia. Poza tym, nauczony doświadczeniem, już niczego Panu nie obiecam.

Kuba: Czy aby pan Tomasz narysował komiks do czyjegoś pomysłu wystarczy obładować się bagażami i wybrać w podróż z przesiadkami, podczas której się pomocnego pana Tomasz spotka? Czy faktycznie tak to wyglądało z Adamem Wajrakiem (przy okazji polecam książkę o wilkach tego autora - mądra i przeciekawa!) i Umarłym lasem?

Pan Tomasz: Nie do końca – to musi być wspólny pomysł, czyli taki, do którego nie trzeba mnie przekonywać, bo jest w nim cząstka mnie. Chyba jeszcze dużo wody w Narewce upłynie, zanim będę w stanie rysować coś do cudzego pomysłu – własnych mam na kilkanaście następnych tomów.

Kuba: A sprawa słuchowisk ryjówkowych - jakoś ucichła, prawda?

Pan Tomasz: To zależy, kto na jakim poziomie głośności słucha. Oczywiście nie polecam zbytniego hałasu, ale można sobie podkręcić gałeczkę, zwłaszcza w tych bardziej emocjonujących momentach słuchowiska.

Kuba: Wspaniale mi się rozmawiało, ale muszę uciekać pograć w piłkę. Do usłyszenia następnym razem!

Pan Tomasz: Jeśli w piłkę koszykową, to bardzo popieram.
Niewykorzystany projekt okładki do Umarłego lasu

piątek, 5 kwietnia 2013

Norka zagłady - Samojlik

Dobra wiadomość dla dzieciaków i dorosłych: Dobrzyk powrócił, ma się dobrze, znowu ratuje dolinę przed zagładą. Tym razem złem wcielonym jest Norka Zagłady i jej - dość niewielka - armia norek amerykańskich, które zajmują kolonie ptaków, wypijają jajka i rozrzucają gniazda. Afera jeszcze większa niż ta z Czarnym Nieprzyjacielem w głównej czarnej roli!
Kontynuacja "Ryjówki przeznaczenia" trzyma poziom. Zamysł autora się nie zmienił - wciąż bawiąc uczy, na realizację tego celu wynajdując coraz więcej nowych sposobów. Uczy nie tylko o procesach zachodzących w przyrodzie, ssakach, ptakach, skorupiakach, lecz również o podstawowych wartościach, takich jak przyjaźń, czy bezinteresowna pomoc bliźniemu. Polewa to przygodowym sosem. Doprawia solidną dawką humoru, przejawiającego się zarówno w świetnych dialogach, jak i np. nawiązaniach do popkultury. Dorzuca bardzo aktywny drugi plan (fantastyczne wejścia biedronek!) i jedzie na sprawdzonych patentach (motyw spotkania pięknej ryjówki we śnie, czy "przygody dwóch kruków i nieopierzonej kukułki")... nagromadzenie świetnych patentów, sprawiających, że czytelnik obcuje z porządną rozrywką, skutkuje tym, że autor komiksu bez cienia przesady może udzielać rad o tym, "jak zostać genialnym twórcą komiksowym w czterdziestu krótkich krokach"* czy też opowiadać o tym, "jak stworzyć niesamowitego bohatera komiksowego za pomocą ołówka, pisaka i marchewki"*. Bo bohaterów stworzył niesamowitych, a twórcą komiksów dla dzieciaków jest (niemal) genialnym.
Jedynym minusem jest kiepskie obsadzenie roli Odylca - nierozgarniętej ryjówki, która bynajmniej nie z własnej woli przejmuje od Dobrzyka koronę. Postać, będąca materiałem na satyrę z dresiarzy czy też tępych uzurpatorów, nie dość, że została obarczona miałkim charakterem, to i trafiły się jej najgorzej napisane kwestie. Odylec wzbudza skrajną niechęć już poprzez samo bycie przeciwwagą dla dobrego, służącego pomocą i dowcipem Dobrzyka. Cała reszta postaci to już "niesamowici bohaterowie" pełną gębą.
"Norka zagłady" ukazuje się w ramach nowo utworzonego bytu w ramach kultury gniewu - "krótkich gatek". Tym, którym po samej nazwie trudno dojść o co chodzi, wyjaśniam: chodzi o komiksy dla dzieci. Jest to start zacny i dobry. Zadowoli nawet kolekcjonerów, posiadających w swych zbiorach pierwszą część serii o przygodach Dobrzyka, wydaną przez Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk. "Norka zagłady" została przygotowana wedle standardu wyznaczonego przez "Ryjówkę przeznaczenia" i postawiona obok niej na półce, prezentuje się wyśmienicie.
Śmiesznie, z dreszczykiem, morałem i wbitymi do głowy informacjami o sprawach okołoprzyrodniczych. "Norka zagłady" to po prostu świetny komiks.
* tekst z plakatu zapowiadające warsztaty z Tomaszem Samojlikiem podczas Bydgoskiej Soboty z Komiksem,
** tekst zapowiadający warsztaty z Tomaszem Samojlikiem podczas Ligatury.
"Norka zagłady". Autor: Tomasz Samojlik. Wydawca: kultura gniewu (krótkie gatki), Warszawa 2013
Komiks można nabyć tutaj: Sklep.Gildia.pl, Picture Book.pl

wtorek, 5 lutego 2013

Ryjówka przeznaczenia - Samojlik

Zanim polscy wydawcy żywo zainteresowali się komiksem skierowanym do najmłodszych czytelników, Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk zaczął wydawać albumy Tomasza Samojlika - najczystszą formę komiksu dziecięcego. Ślicznie narysowane, czytelnie opowiedziane i realizowane według zasady "bawiąc uczy, ucząc bawi". Po czarno-białym "Ostatnim żubrze" ukazała się "Ryjówka przeznaczenia", która gdzie się pojawi, kolekcjonuje pozytywne opinie. Niniejszym, nie będąc oryginałem, dorzucam kolejną.
Samojlik, kojarzony przede wszystkim z krótkich form komiksowych drukowanych chociażby w lubelskich magazynach oraz publikacji "Wiedźmun. Dwie wieże funduszu emerytalnego", połączył pasję z pracą. Jako pracownik Zakładu Badania Ssaków w Białowieży zajmuje się historią przyrodniczą, jako rysownik komiksowy - jej popularyzacją wśród młodych.
"Ryjówka" jest bezbłędna. Począwszy od tytułowego bohatera, Dobrzyka, który ma wszelkie predyspozycje ku temu, by być współczesnym Kajkiem, Kleksem, Kokoszem lub Tytusem, poprzez napakowaną przygodami fabułę, na przekazie i nauce kończąc. Swobodna kreska i świetnie skrojone dialogi sprawiają, że lektura - choć trwająca nieco ponad sto stron - upływa bardzo szybko, a przerywana jest salwami śmiechu.
Samojlik stworzył epicką opowieść rozgrywającą się w skali mikro. Ekipa śmiałków, wyruszająca na misję ocalenia lasu przed Czarnym Nieprzyjacielem, niczym Drużyna Pierścienia eksploruje leśną przestrzeń, co chwila natrafiając na przeróżne, występujące w Polsce ssaki (świetnie opisane w "dodatkach" do albumu). Bohaterowie wzbudzają sympatię. Każdy z nich ma również charakterystyczne cechy. Dobrzyk ma złote serce i jest typowym wybrańcem, Śmiłka (ryjówka aksamitna) to wyrozumiała i wierna towarzyszka przygód, Labhallan (rzęsorek rzeczek) to wojownik na miarę Williama Wallace'a. Ekipę dopełniają Jeż Kosmacz i tajemnicza Korina. I cała rzesza gadów, ssaków, ptaków i mięczaków drugoplanowych.
Prosta, przyjemna w odbiorze kreska, przyciągające oko kolory to lep na dzieciaki, ale trzeba autorowi przyznać, że swoją grafiką potrafi wciągnąć również starego dziada. Ów dziad znajdzie również co nieco dla siebie w scenariuszu, jak choćby wspaniałą logikę snu, czy montypythonizm w w chrząszczowym wydaniu. Przede wszystkim "Ryjówka przeznaczenia" jest jednak pozycją dla maluchów, którzy nie dość, że będą się dobrze bawiły, przyswoją kilka informacji na temat zwyczajów leśnych żyjątek.
"Ryjówka przeznaczenia" to produkt godny polecenia, a Tomasz Samojlik - autor, którego dokonania warto śledzić. Tym bardziej cieszy, że w zapowiedziach polskich wydawców znalazły się nowe komiksy twórcy - kontynuacja "Ryjówki" zatytułowana "Norka zagłady" oraz "Bartnik Ignat i skarb puszczy". Wszystkie jeszcze w tym roku. Czekamy!
"Ryjówka przeznaczenia". Scenariusz i rysunki: Tomasz Samojlik. Wydawca: Instytut Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk 2012
Komiks można nabyć tutaj: Sklep.Gildia.pl