Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jerzy Wróblewski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jerzy Wróblewski. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 lutego 2018

Binio Bill: Rio Klawo - Wróblewski

Po eleganckim odrestaurowaniu powrócił Binio Bill. Co prawda powrócił już w marcu 2016 roku - komiksem Binio Bill kręci western i... w kosmos, ale tym razem dostajemy go w pełnokrwistym westernie, zatytułowanym Rio Klawo. Już opublikowany dwa lata temu tom był świetny, ale chyba bardziej przez wzgląd na sentyment do znanej z dzieciństwa postaci, do szanowanego twórcy i do Świata Młodych, w którym Binio pierwotnie się ukazywał. Rio Brawo posiada te same atrybuty, ale jest lepsze od poprzednika ze względu na znakomitą realizację i klimaty Dzikiego Zachodu. To po prostu profesjonalnie zrealizowany komiks. Współcześni rodzimi rysownicy mogą go traktować jako podręcznik kadrowania, kompozycji planszy czy różnego rodzaju rozwiązań graficznych. Nic, tylko brać i uczyć się. 
Walory graficzne to jednak nie wszystko. Rio Klawo to przecież także fantastyczna historia naszego rodaka, który wkomponowany zostaje w realia Dzikiego Zachodu. Zbyszek Bilecki, bo tak naprawdę nazywa się Binio Bill, przemierza pustynne tereny stanu Nevada, zostaje szeryfem w tytułowym Rio Klawo, powstrzymuje łase na złoto trojaczki Benneta, poskramia grzechotnika i pojmuje niebezpieczną Jane Klamotę. Częstuje rozmówców dowcipem, a rzezimieszków kulkami. Od alkoholu stroni - woli bąbelkową wodę lub lemoniadę. 

Podczas lektury można się czasem zastanawiać, czy dialogów nie pisał przypadkiem Wróblewskiemu Andrzej Kondratiuk, bo zalatuje tu interesującymi konstrukcjami zdaniowymi reżysera i współscenarzysty Hydrozagadki. W ogóle znakomicie napisany jest ten komiks. Z dowcipem, polotem, akcją i sensacją. To inteligentna rozrywka dla małych i dużych, która nie zestarzała się ani trochę, a wręcz dojrzała i nabrała szlachetności. 

Jerzy Wróblewski - mistrz.
"Binio Bill: Rio Klawo". Scenariusz i rysunki: Jerzy Wróblewski. Renowacja i kolory "Rio Klawo" i "Binio Bill kontra trojaczki Benneta": Arkadiusz Salamońsk. Renowacja i kolory "Na szlaku bezprawia" i projekt okładki: Jarosław Składanek. Redakcja: Maciej Jasiński. Wydawca: kultura gniewu, Warszawa 2017.

sobota, 5 listopada 2016

Relax: Antologia opowieści rysunkowych

Choć nie wszystkie zamieszczone w niej komiksy bronią się po latach, antologia zbierająca najlepsze komiksy z kultowego, ukazującego się w latach 1976-1981 magazynu „Relax” to niezbędny i piękny powrót do przeszłości. 
Wśród opublikowanych tu prac znaleźć można samą śmietankę polskiego komiksu wszechczasów. Są więc wszyscy najlepsi: Grzegorz Rosiński z "Najdłuższą podróżą", "Dziewięcioma z nieba" i "Pojedynkiem", Janusz Christa z "Panem Paparura i psem Aj" oraz "Bajkami dla dorosłych", Tadeusz Baranowski z "Orient-Menem", Jerzy Wróblewski z "Czarną różą", "Ludziom trzeba wierzyć" i "Wolność mieszka w górach", Marek Szyszko z "Tajemnicą kipu" i "W mocy wielkiej bogini" czy Bogusław Polch ze "Spotkaniem". 
Zbiór zawiera 13 komiksów – zarówno form krótkich, jak i pełnometrażowych – zgromadzonych na 160 stronach w eleganckiej twardej oprawie. Choć graficznie wszystkie komiksy stoją na najwyższym poziomie, a podziwianie wczesnych prac Rosińskiego czy Wróblewskiego to uczta dla oczu, niektóre scenariusze nie przetrwały próby czasu. Rzecz jasna poza Orient Menem Baranowskiego, który był, jest i będzie zawsze żywy i aktualny. 
Scenarzyści odlatują w kosmos, sięgają w stronę przyszłości, tworzą historie sensacyjne, awanturnicze i humorystyczne. Komiksy prezentowane na łamach antologii były pod koniec lat 70. ubiegłego wieku kopalnią cytatów, a twórcy „Relaxu” zainspirowali całe pokolenie artystów tworzących komiksy obecnie. 
Legendarny magazyn obchodzi właśnie 40-lecie powstania. Tej publikacji towarzyszy jeszcze jedna niezwykle ważna okoliczność – antologia „Relaxu” jest tysięcznym albumem Klubu Świata Komiksu wydawnictwa Egmont Polska, które od 1999 roku ciągnie rynek komiksowy w Polsce na swoich barkach. O powiązaniach Relaxu z Egmontem na łamach wprowadzenia do albumu opowiada Tomasz Kołodziejczak, a już o samym „Relaxie” ze znanym sobie zapałem pisze w posłowiu niezastąpiony Adam Rusek. Podczas lektury tego zbioru wielu 40-60-latków może uronić łezkę. Starszym nie muszę polecać tego powrotu do przeszłości, młodych zachęcam do sprawdzenia, jakie komiksy powstawały w PRL-u. 
"Relax: Antologia opowieści rysunkowych". Scenariusz: Ryszard Siwanowicz, Stanisław Majewski, Tadeusz Baranowski, Ryszard Bańkowicz, Janusz Christa, Elżbieta Dobrzyńska, Cezary Chlebowski, Andrzej Sawicki, Stefan Weinfeld, Maria Olszewska. Rysunki: Bogusław Polch, Grzegorz Rosiński, Tadeusz Baranowski, Jerzy Wróblewski, Janusz Christa, Marek Szyszko. Wydawca: Egmont Polska, Warszawa 2016. Komiks można kupić tutaj: Sklep wydawcy, Sklep Gildia.pl

środa, 10 sierpnia 2016

Wspomnienie Jerzego Wróblewskiego

W sierpniu obchodzimy 75. rocznicę urodzin (7.08.41) oraz 25 rocznicę śmierci (10.08.91) wybitnego polskiego twórcy komiksów - Jerzego Wróblewskiego.
„Pię-ękna!” – ten pożądliwy okrzyk Zeusa skierowany w stronę księżniczki Europy, przeczytany w dzieciństwie, pozostał ze mną do dzisiaj. Często stosuję go w odniesieniu do mojej żony. Jako łepek odczytałem go sobie jako taki przeciągły, przerwany nagłym jąknięciem odgłos. Pochodzi z obrazka na drugiej stronie komiksu „Legendy wyspy labiryntu” – albumu, który wrył mi się pamięć i nawet archaiczna forma scenariusza tego nie zmieniła. Zresztą, polityczna, czy też propagandowa otoczka obecna w innych tekstach Stefana Weinfelda i współczesnych mu kolegów również do mnie nie docierała. W głowie zostało mi tylko to, co dzieciak przyswajał najłatwiej – wartka akcja, przygody i kreska. I choć dane rysownika nie widniały na okładkach jego komiksów, a dzieciaki nie zawracały sobie wtedy głowy takimi sprawami jak czytanie stopki redakcyjnej, to ja jednak to nazwisko znałem. Jerzy Wróblewski był cichym bohaterem mojego dzieciństwa. Dzięki „Legendom” wsiąkłem w mitologię grecką i pewnie napisałem kilka porządnych wypracowań z polskiego. Na własne potrzeby ogarnąłem też sobie temat Elvisa Presleya, bo przecież Tezeusz z komiksu miał twarz Elvisa. 

Równie wielkim hitem był dla mnie „Skradziony skarb”, z okładką skomponowaną w tak przyciągający wzrok sposób, że mogłem na niej parkować godzinami. Był na niej zwiastun kilku szybkich akcji, był Lee Marvin, była piękna blondyna i jakaś druga laska, której obecność poza okładkę zdaje się nie wypłynęła. Był też główny bohater – porucznik Montellano. Jak sądzę, zamysłem było zrobienie z niego włoskiego przystojniaka, jednak ten jego wąs i zaczes powodowały, że bardziej kojarzył mi się z polskim wujkiem. Każdy w Polsce miał takiego krewnego wśród starszych. Ja też miałem. 
Trzecim ulubionym komiksem mistrza był „Hernan Cortes i podbój Meksyku”. Nie wiem co mogę tu odkrywczego powiedzieć. To jeden z tych komiksów, które zostawiają w głowie ślad na całe życie. Wciąż mam we łbie szufladki ze scenami z tego albumu. Wiem, że zostaną tam już na zawsze.
Choć cenię wszechstronność, nigdy nie lubiłem „Binio Billa”. Do dzisiaj zdecydowanie wolę „realistyczne” plony Wróblewskiego. Rok jego śmierci– 1991 – to z perspektywy czasu data według mnie bardzo symboliczna. Bo umarł jeden z ostatnich mistrzów, o których historia i podręczniki będą pamiętały za te kilkaset lat. Niewielu takich pojawiło się później. Patrząc na prace Wróblewskiego, na jego ogromny dorobek – ten opublikowany i trzymany w szufladzie – odnoszę wrażenie, że był to człowiek, który żył komiksem ( nie mylić z „żył z komiksu”). Taka postawa, której dzisiejsze dzieciaki już nie rozumieją, bardzo mi odpowiada. Jako komiksiarz też oddycham komiksem na co dzień. To przekleństwo, ale i błogosławieństwo. Pewnie nie kochałbym tego tak bardzo, gdyby nie kontakty z komiksami Jerzego Wróblewskiego.
Dominik Szcześniak
Tekst pierwotnie ukazał się w książce Macieja Jasińskiego "Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych"

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Binio Bill kręci western i... w kosmos! - Wróblewski

Zbigniew Bilecki to postać znana wszystkim fanom komiksu w Polsce. Ten słynny bohater Dzikiego Zachodu, po którego przygody publikowane w "Świecie Młodych" latało się w latach 80. ubiegłego wieku do kiosków Ruchu znany był bardziej i szerzej pod pseudonimem Binio Bill. Sztandarowa seria Jerzego Wróblewskiego doczekała się wreszcie porządnego wznowienia, czego efektem jest opublikowany w ostatnich dniach album „Binio Bill kręci western i… w kosmos!”. 
Wydany przez kulturę gniewu komiks zawiera w sobie tytułową historię, publikowaną w harcerskiej gazetce w latach 1983 i 1987 oraz krótkometrażówkę "Binio Bill i ciocia Patty" z roku 1984. Album uzupełnia artykuł Macieja Jasińskiego "Nasz szeryf z Dzikiego Zachodu" wzbogacony zdjęciami, dokumentami, szkicami i wyciągami ze scenariusza komiksu. Można więc powiedzieć, że jest na bogato.
Cała seria o przygodach szeryfa Rio Klawo jest wyrazem fanatycznego wręcz umiłowania westernów przez jej autora. Wróblewski od najmłodszych lat interesował się tym tematem, po wielokroć chodząc do kina na ten sam film i wymyślając swoje własne historie, osadzone w realiach Dzikiego Zachodu. Western przemycał również do komiksów rysowanych w stylu realistycznym, jak „Przyjaciele Roda Taylora”, ale największą sławę przyniósł mu tworzony cartoonową kreską Binio Bill. 
Omawiany album to cudowne połączenie najlepszych tradycji frankofońskich z polską fantazją. To taki swojski miks Lucky Luke’a z Valerianem, okraszony wciąż świeżym humorem i wzbogacony świetną, precyzyjną kreską. To  sentymentalny powrót do przeszłości dla starszych czytelników, którym zapewni wiele wzruszeń. Jednocześnie, Binio Bill jest produktem na tyle ponadczasowym i uniwersalnym, że bez problemu wsiąknąć w przygody szeryfa mogą również młodsi czytelnicy. 
W tym roku, w sierpniu, przypada 75 rocznica urodzin Jerzego Wróblewskiego oraz 25 rocznica jego śmierci. Autor „Binio Billa”, „Skradzionego skarbu” i „Legend wyspy Labiryntu” uznawany jest za „ostatniego starego mistrza” tamtych czasów. Fani rodzimego komiksu wymieniają go jednym tchem z Januszem Christą, Papciem Chmielem, Grzegorzem Rosińskim i Tadeuszem Baranowskim. Wszyscy ci twórcy doczekali się czy to reedycji swoich dzieł, czy też wydań zbiorczych. Jerzy Wróblewski - jeszcze nie. Mam więc nadzieję, że rok 2016 będzie należał do niego. „Binio Bill” jest świetnym wejściem w tę celebrację. Drugim krokiem będzie zaplanowana na maj książka Macieja Jasińskiego, zatytułowana „Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych”, a prawdopodobnie trzecim – udział artysty w zapowiedzianej na październik antologii komiksów z kultowego magazynu „Relax”. Co dalej? Jest długa kolejka komiksów mistrza, które trzeba wznowić. Oczekując tych rarytasów, polecam zapoznać się z Binio Billem na Dzikim Zachodzie i w nieco mniej dzikim kosmosie. 
"Binio Bill kręci western i... w kosmos!". Autor: Jerzy Wróblewski. Wydawca: kultura gniewu, Warszawa 2016.
Komiks można nabyć tutaj: Sklep wydawcy, Sklep. Gildia.pl 

poniedziałek, 7 marca 2016

"Ostatni stary mistrz" powraca. To będzie rok Jerzego Wróblewskiego

"Skradziony skarb" i "Hernan Cortes i podbój Meksyku"
Jest duża szansa, że nazwisko Jerzego Wróblewskiego przywoła wiele wspomnień czytelnikom, których apogeum zainteresowania komiksem przypadło na lata 70. i 80. ubiegłego wieku. Właśnie wtedy niezwykle płodny artysta z Inowrocławia, który większość życia spędził w Bydgoszczy, obecny był na księgarskich półkach w ilościach wręcz hurtowych – publikowane w bardzo dużych nakładach albumy Krajowej Agencji Wydawniczej, takie jak „Hernan Cortes i podbój Meksyku”, „Skradziony skarb”, „Figurki z Tilos”, czy „Legendy wyspy labiryntu” czytane były bardzo chętnie, a ich największą siłą były właśnie rysunki Wróblewskiego. 
Rysownik-orkiestra
Jerzy Wróblewski
Jerzy Wróblewski zasłynął jako artysta radzący sobie z różnymi gatunkami komiksu - od klasycznego, tworzonego realistyczną kreską (jak wszystkie wyżej wymienione) po groteskowy, cartoonowy (przygody Binio Billa). Potwierdzeniem tezy o prawdziwej wszechstronności rysownika tak naprawdę są jednak te najmniej znane komiksy, które nie oblegały księgarskich półek i nie pojawiały się na witrynach kiosków. Trzeba było odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu, aby je odnalazł i przypomniał. I taki człowiek się znalazł.
- Pamiętam jakie wrażenie zrobił na mnie album „Hernan Cortes i podbój Meksyku”.  Jakieś 30 lat temu postanowiłem go nawet przerysować do zeszytu w kratkę formatu A4. Zajęło mi to całe zimowe ferie. 
I chyba wtedy poczułem, że chciałbym robić w przyszłości komiksy – mówi Maciej Jasiński, scenarzysta i publicysta komiksowy, badacz tej formy sztuki, okazjonalnie rysownik, a od zawsze wielbiciel twórczości Wróblewskiego. „Hernan Cortes” to jego ulubiony komiks mistrza. Niedawno miał możliwość obejrzeć oryginalne plansze pochodzące z tego albumu. „Niesamowite doświadczenie” – napisał na swoim facebookowym profilu.

Oryginalne plansze komiksu "Hernan Cortes i podbój Meksyku"
W 2013 roku Jasiński, z pomocą Leszka Kaczanowskiego z wydawnictwa Ongrys wystartował z serią, której tytuł mówi sam za siebie: „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego”. Obecnie pisze książkę „Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych”, której premiera przewidziana jest na maj. Pracował nad nią kilka ładnych lat…

Maciej Jasiński
- Materiały zacząłem zbierać ponad 10 lat temu. Przyznam, że początkowo nie sądziłem, że aż tyle ich będzie. Córka Jerzego Wróblewskiego spakowała w kartony wszystkie rzeczy swojego ojca, które dziś stanowią kopalnię wiedzy o kulisach powstawania komiksów w okresie PRL-u oraz krótkim okresie transformacji ustrojowej. Dzięki temu zachowały się wszystkie umowy, rachunki, listy, które rysownik otrzymywał z redakcji, a także wiele brudnopisów z listami, które sam do niej wysyłał. Do tego scenariusze - w tym takie, które nie zostały zrealizowane, szkicowniki, setki ilustracji, grafik i szkiców. Samo skatalogowanie tego, zrobienie kopii i skanów zajęło strasznie dużo czasu. Drugie tyle spędziłem w bibliotece przekopując się przez roczniki gazet, z którymi współpracował Wróblewski – wspomina Jasiński.

Tropiąc prace mistrza, Jasiński wykazywał się uporem i konsekwencją. Kiedy poszukiwał pasków komiksowych Wróblewskiego, wydrukowanych w „Przeglądzie Robotniczym”, pani z bydgoskiej czytelni czasopism regionalnych zareagowała dość ekstatycznie, mówiąc: "Nie myślałam, że ktoś jeszcze kiedyś o to zapyta. Przez ponad 30 lat nikt nigdy tego nie wypożyczył. Nawet ostatnio patrzyłam na te roczniki i chciałam po urlopie wycofać je z magazynu czasopism do tego ogólnego w piwnicy. A tu taka niespodzianka!".

W czterech rocznikach „Przeglądu Robotniczego” Jasiński odnalazł około stu pasków komiksowych i ilustracji Jerzego Wróblewskiego.

"Tajemnica Złotej Maczety"
Finansowy zastrzyk miasta

Zdobycie takich komiksowych rarytasów to jedno, natomiast doprowadzenie starych materiałów do stanu używalności to zupełnie odrębna kwestia. Obróbka graficzna materiałów do „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” zżerała Jasińskiemu mnóstwo czasu, ale motywacją do tego wyzwania była aprobata osób, które przyznają w Bydgoszczy stypendia na działalność artystyczną i upowszechnianie kultury. - W ramach tego projektu część nakładu zostanie rozesłana do bibliotek w całym kraju – komentował Jasiński na łamach ziniolowej rubryki „Kibicujemy komiksiarzom” we wrześniu 2013 roku.
"Legendy wyspy labiryntu" i "Figurki z Tilos"
Książka „Jerzy Wróblewski okiem współczesnych artystów komiksowych” również powstaje dzięki finansowemu zastrzykowi miasta – na jej realizację Jasiński otrzymał stypendium prezydenta Bydgoszczy. Co prawda uzyskana kwota wystarczy jedynie na połowę druku, jednak sam fakt pozyskania takich środków był dla Macieja impulsem do efektywnego działania. - Teraz to już nie ma wymówek, że nie mam czasu, mam coś pilniejszego. Do końca kwietnia książka musi być wydana, więc do końca marca powinienem zakończyć prace – mówi autor.

Wewnątrz książki znajdzie się 14 rozdziałów, na łamach których pojawią się ciekawostki dotyczące Wróblewskiego, czy kulisy jego warsztatu. Jasiński przyznaje, że przez lata konstrukcja książki zmieniała się wielokrotnie:

- Z wersji bardziej naukowej ewoluowała w bardziej popularno-naukową. Skupiam się na ciekawostkach, do których udało się dotrzeć, na rzeczach i wydarzeniach, które nie są znane nawet największym fanom Wróblewskiego. Będzie więc w książce historia pociętych komiksów z „Relaxu”, a także ich rekonstrukcja, będzie o tym dlaczego ocenzurowano komiksową „Biblię” i zasłonięto pośladki Ewie, a także o tym jak Maciej Parowski recenzował scenariusz Wróblewskiego i wiele, wiele innych historii. A także oczywiście unikatowych grafik, do których udało się dotrzeć. 
"Legendy wyspy labiryntu" - plansza
Hołd dla mistrza 
Książka będzie miała około 130 stron formatu A4. Ostatni jej rozdział - dość obszerny - będzie potwierdzeniem tezy, że tytuł zobowiązuje. Do udziału w nim Maciej Jasiński zaprosił współczesnych twórców komiksu. 
-Brakowało mi w tym wszystkim mocniejszego podkreślenia znaczenia twórczości Jerzego Wróblewskiego dla polskiego środowiska komiksowego. Dlatego udało mi się namówić wielu rysowników, którzy wychowali się na komiksach Wróblewskiego i na nich uczyli się rysować, do podzielenia się swoimi wspomnieniami, przeżyciami. Liczę, że to grono się jeszcze powiększy - mówi Jasiński.
Zaproszeni twórcy, poza wspominkami, zaprezentują swoje wersje dzieł Wróblewskiego. Okładkę do książki Jasińskiego przygotowuje Piotr Nowacki – rysownik komiksów, który współpracuje z Maciejem przy serii „Detektyw Miś Zbyś na tropie”. Specjalizujący się w stylu groteskowym Nowacki bardzo chętnie podjął się tego zadania.
Grafiki na okładkę książki - rys. Piotr Nowacki
-  Komiksy Jerzego Wróblewskiego towarzyszyły mi od początku mojej przygody z tym medium - wspomina. - Pierwszy był chyba „Skradziony skarb”, który znałem na pamięć. Obezwładniający gaz z zapalniczki wystrzelony przez gorącą blondynkę, podwodne walki nurków, gigantyczna butla holowana przez śmigłowiec - te rzeczy robiły ogromne wrażenie na małym miłośniku komiksów. Jednak w związku z tym, że od małego w żyłach płynął mi raczej cartoon niż realizm, to najbardziej pokochałem tę część twórczości mistrza rysowaną bardziej karykaturalną kreską. Odcinki „Binio Billa” były przeze mnie wycinane ze „Świata Młodych” i wklejane do zeszytów. Pamiętam do dziś letnie poranki, kiedy pędziłem do pobliskiego kiosku Ruchu po kolejne numery gazety harcerskiej, w których mogłem znaleźć następny epizod „Kręci western i… w kosmos”. Wrył mi się w pamięć tekst reżysera podczas filmowania sceny bójki w saloonie: „Walcie się butelkami, są z cukru. Szyby w oknach także.” Cieszę się jak dziecko z faktu, że kultura gniewu wyda w albumach przygody szeryfa z Rio Klawo. Jeszcze bardziej cieszę się z faktu, że książka o Jerzym Wróblewskim napisana przez Macieja Jasińskiego będzie miała okładkę z moimi rysunkami. 
Wspomnieniowa plansza autorstwa Łukasza Godlewskiego
Binio Bill 
Zapowiedziany przez kulturę gniewu na 1 kwietnia „Binio Bill kręci western i …w kosmos” to komiks z serii bardzo dobrze kojarzonej przez wielu polskich rysowników komiksowych. Wśród nich jest m.in. Maciej Mazur, podobnie jak Wróblewski znany z rysowania w różnych stylistykach – od cartoonu („Rechot”) po rysunek realistyczny („Słynni polscy olimpijczycy”, „Przymierze pajęczej nici”).
- Jerzy Wróblewski? Dla mnie to przede wszystkim Binio Bill, publikowany w „Świecie Młodych”. Jako, że mój kontakt z komiksem zaczął się raczej późno i - początkowo – raczej pobieżnie, miałem styczność przede wszystkim z tym, co było publikowane na ostatniej stronie tej „harcerskiej gazety nastolatków”. I do dziś uważam, że ten absolutnie autorski komiks to jego najszczersze i najlepsze dzieło – wspomina Mazur.
Premiera „Binio Billa” jest również radosną informacją dla Macieja Jasińskiego.
- A nawet bardzo radosną, bo moje wycinki ze „Świata Młodych” są dość nieporęczne do czytania. W końcu jedne z moich ulubionych komiksów z dzieciństwa będą wydane w wersji albumowej – oznajmia Jasiński, który zresztą miał swój wkład w powstanie albumu.
- Pożyczałem swoje „Światy Młodych” do skanowania, a także napisałem obszerny tekst o historii Binio Billa, który będzie uzupełnieniem pierwszego albumu. Nie mogę się już doczekać i mam plan aby przeczytać wreszcie ten komiks z moim synem, który bardzo lubi historie z Dzikiego Zachodu – dodaje.

"Cena wolności", "Zesłańcy", "Kapitan Żbik"
25 lat temu

A co z innymi komiksami mistrza Wróblewskiego? Wielu ludzi wychowanych w latach 80. uważa takie albumy jak "Skradziony skarb" czy "Legendy wyspy labiryntu" za wręcz kultowe. Czy dziś również byłyby popularne?

"Figurki z Tilos"
- Komiksy są przypisane czasom, w których powstały - mówi Jasiński. - W jakimś stopniu odpowiadają modom, trendom czy zapotrzebowaniom wydawców i czytelników. Na pewno nie były by kultowe, gdyby miały premierę obecnie. Może tylko niektóre. Choć wiele z nich to komiksy, które oparły się upływowi czasu, a ogromna w tym zasługa ilustracji Jerzego Wróblewskiego.

Podobne zdanie ma Maciej Mazur. 
- Kiedy przyjrzeć się albumom robionym choćby do scenariuszy Stefana Weinfelda (a chyba najwięcej prac zrealizował Wróblewski do jego scenariuszy), widać upływ czasu i progres, jaki nastąpił od tamtej pory w sposobie (sposobach) robienia komiksów. Mam na myśli przede wszystkim sposób pisania scenariuszy, dziś chyba zupełnie archaiczny. Rysunek Wróblewskiego wciąż robi wrażenie. Cóż, los sprawił, ze nigdy już nie przekonamy się, w jaki sposób Wróblewski tworzyłby dziś (i co by tworzył) – mówi Mazur.
W tym roku mija 25 lat od śmierci Jerzego Wróblewskiego. Czy książka Macieja Jasińskiego i „Binio Bill” z kultury gniewu będą jedynymi publikacjami poświęconymi mistrzowi? Wszystko w rękach wydawców.
- Na pewno warto wznowić jego prace. Wartość - choćby tylko sentymentalna - dla pokolenia dzisiejszych 30-40-latków jest niewątpliwa. Czy ma jeszcze „potencjał rynkowy”? Nie umiem zupełnie na takie pytanie odpowiedzieć, nawet mocno spekulacyjnie. Na pewno zasłużył. Jest w końcu chyba ostatnim starym mistrzem, który zupełnie nie istnieje, poza rynkiem antykwarycznym – konkluduje Maciej Mazur.
Ostatni stary mistrz odszedł 10 sierpnia 1991 roku. Trzy dni wcześniej obchodził 50. urodziny. Do dziś jest w sercach wielu. Zdecydowanie jego prace warto wznowić.
Zrekonstruowana plansza "Tajemnicy głębin" z "Relaxu"

środa, 6 listopada 2013

Z archiwum Jerzego Wróblewskiego (I, II)

Jerzy Wróblewski, jeden z mistrzów polskiego komiksu, autor równie wspaniale radzący sobie z kreską realistyczną, co humorystyczną, zostawił po sobie mnóstwo zarysowanych plansz. Był tak płodnym twórcą, że każdy czytelnik może kojarzyć go z innego dzieła - publikowanego na łamach "Świata Młodych" "Binio Billa", historycznego "Hernana Cortesa i podboju Meksyku", sensacyjnego "Skradzionego skarbu"... Opublikowane albumy jego autorstwa to jednak zaledwie promil twórczości. Wróblewski zadebiutował jako 17-latek na łamach bydgoskiego "Dziennika Wieczornego", z którym związał się na wiele lat, publikując na jego łamach niemal 70 komiksowych opowieści. 22 lata po śmierci artysty, dzięki staraniom i ogromnej pracy Macieja Jasińskiego, spełnił się sen wielbicieli twórczości mistrza: ruszyła seria "Z archiwum Jerzego Wróblewskiego", zbierająca wszystko, co mistrz zrobił na łamach "Dziennika".
Pierwsze dwa tomy stanowią ucztę dla koneserów, którzy gazetowe paski kompletowali, wklejając je po kolei do zeszytu, bądź trzymając w odpowiednich segregatorach. Znajdują się w nich komplety następujących opowieści: "James Hart" (publikowany na łamach "Dziennika Wieczornego" od 1 września do 9 października 1971 r.), 'Nie z tej ziemi" (14 lipca - 23 sierpnia 1965 r.), "Tom Texas" (1-29 kwietnia 1961 r.) i "Rycerze prerii" (29 kwietnia - 13 lipca      1965 r.). 
Jako, że jakość druku gazetowego w latach 60. nie była najlepsza, największym wyzwaniem przy przygotowaniu tych historii było wyczyszczenie skanów i dorobienie dymków. Maciej Jasiński wykonał znakomitą robotę. Wsparł go Andrzej Janicki, który przygotował okładki. Albumy edytorsko prezentują się bardzo elegancko - format A4, układ poziomy, papier kredowy. Wewnątrz - mnóstwo materiałów dodatkowych. Poza artykułem "20 lat z Dziennikiem Wieczornym" autorstwa Jasińskiego, znalazło się miejsce dla cyklu pasków "Wróbelek", kilku przygotowanych przez Wróblewskiego konkursów świątecznych oraz fantastycznego działu "Tego jeszcze nie było!".
W tak imponująco opracowanych zbiorach nawet wiejąca ze stronic komiksów starość nie jest minusem. Scenariuszowo te opowiastki to ramotki, przy czym uszeregowane od najlepszej do najgorszej, rysunkowo zaś jest to przegląd możliwości mistrza. Wróblewski w najwyższej formie to Wróblewski z  super-realistycznego "Jamesa Harta" oraz będących przedsmakiem "Binio Billa" "Rycerzy prerii". Porządny stripowy rysunek prezentuje również "Tom Texas", natomiast zdecydowanie najsłabiej wypada rysowane uproszczoną karykaturalną kreską "Nie z tej ziemi". 
Banały, nielogiczności, kulejące dialogi i grafomańska narracja w ostatniej opowieści to nie minus, a smaczek. Bo niezależnie od nich, dla fanów Wróblewskiego ten cykl będzie spełnieniem marzeń i niejedną łzę nad nim uronią. "Z archiwum Jerzego Wróblewskiego" to wielki hołd oddany jednemu z największych polskich komiksiarzy oraz wielka praca wykonana przez jego fanów. Rzecz bezcenna dla domowej biblioteczki polskiego komiksiarza.
"Z archiwum Jerzego Wróblewskiego", tomy I i II. Tekst i ilustracje: Jerzy Wróblewski. Przygotowanie okładki: Andrzej Janicki. Rekonstrukcja graficzna pasków komiksowych: Maciej Jasiński. Wyd. Wydawnictwo Ongrys - Leszek Kaczanowski, Bydgoszcz 2013. Album powstał w ramach programu stypendialnego dla osób zajmujących się twórczością artystyczną oraz upowszechnianiem kultury. program został zrealizowany dzięki wsparciu finansowemu miasta Bydgoszczy.
Komiks można nabyć tutaj: Sklep Gildia.pl, Incal, Picture Book.pl
Tak kibicowaliśmy serii:

piątek, 6 września 2013

Kibicujemy (331)

Ósma wybiła! Tym, którzy jeszcze tego nie zrobili, zalecam wykonanie kilku banalnie prostych czynności celem zrobienia kawy, po czym zapraszam do kibicowania komiksiarzom! Mobilizowania ich do dalszej pracy i wymyślania pomysłów! Badania wykazały, że najlepszy dzień mają ci, którzy zawsze z rańca kibicują komiksiarzom. Kibicuj i Ty! 
O dwóch pierwszych tomach kolekcji „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” opowie dzisiaj Maciej Jasiński, który ostatnimi czasy przy współpracy życzliwych osób oddawał się żmudnemu przygotowaniu materiałów do druku...

Wielu czytelników komiksowych zna Jerzego Wróblewskiego jako autora zeszytów o kapitanie Żbiku czy komiksów sensacyjnych wydawanych w latach 80. Jednak to tylko ułamek jego twórczości. Tysiące pasków i ilustracji tworzonych dla lokalnych gazet jest dziś dostępnych jedynie w zbiorach nielicznych bibliotek i grupki kolekcjonerów. Stąd też właśnie pomysł, aby stworzyć cykl albumów, które pozwolą na zebranie tych materiałów.
Pracy było strasznie dużo, bo rekonstrukcja pasków na podstawie druku sprzed kilkudziesięciu lat zajmuje naprawdę dużo czasu. Im bardziej szczegółowy obrazek, tym więcej godzin wpatrywania się w monitor, zamazywania białych plam, dorysowywania linii, które częściowo zaginęły na etapie skanowania itp. 
Muszę przyznać, że ogromną motywacją do podjęcia tego wyzwania był fakt, że projekt zyskał aprobatę osób, które przyznają w Bydgoszczy stypendia na działalność artystyczną, a także na upowszechnianie kultury. W ramach tego projektu część nakładu zostanie rozesłana do bibliotek w całym kraju. Do dystrybucji powinno trafić po około 350 egzemplarzy pierwszego  i drugiego tomu. Specjalnie na MFKiG zostanie także wydrukowanych 300 egzemplarzy krótkiego komiksu „Huczące Colty”, który będzie można dostać na stoisku jako bonus do zakupu.
Ogromną pomoc w przygotowaniu komiksów okazał Tomasz Szalla - bydgoski fan twórczości Wróblewskiego i kolekcjoner pasków z „Dziennika Wieczornego”. Ma on w swoich zbiorach po kilka kompletów poszczególnych historii, dzięki czemu można było powybierać te najlepiej wydrukowane paski. 
W każdym tomie znajdą się po dwie historie: w pierwszym „James Hart” i „Nie z tej ziemi”, w drugim „Tom Texas” i „Rycerze prerii”.  Do tego dojdą jeszcze rewelacyjne dodatki: paski komiksowe z serii „Wróbelek” oraz ilustracje które Wróblewski tworzył dla „Dziennika Wieczornego” – wśród nich np. bardzo szczegółowe rysunki konkursowe drukowane w świątecznych numerach bydgoskiej popołudniówki. 
W chwili obecnej dwa komiksy są drukowane, z trzecim będzie jeszcze trochę pracy…
Ciąg dalszy nastąpi
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Krzysztof Małecki