Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

wtorek, 24 września 2013

A niech cię, Tesla! - Świdziński

Mamy tu do czynienia z bardzo sprytnym tytułem. Krzyczącym, wykorzystującym znane nazwisko, chwytliwym, jak również przecież intrygującym w zestawieniu z tymi różami na okładce. Dla recenzentów taki tytuł to samograj. Swoje omówienia albumu Jacka Świdzińskiego mogliby zaczynać od słów na przykład takich:
"A niech Cię, Świdziński!" (Herald Tribune Next)
lub nieco mocniej:
"A niech Cię Tesla, Świdziński!" (New Yorker Time)
Zabieg ten pomógłby również wydawcy, który umieszczając powyższe blurby na tylnej stronie okładki, mógłby sprzedać większą ilość egzemplarzy i trafić do szerszej rzeszy fanów. W przypadku nowego albumu Jacka Świdzińskiego nie jest to w sumie jednak potrzebne - na skrzydełku okładki znajduje się bowiem wiele mówiąca rekomendacja: znaczek Kolekcji Maszina.
Wspaniałe jest już to, że twórcy zrzeszeni w grupie, mającej swój początek w zinie Mikołaja Tkacza, są wszędzie. Po wcześniejszych samizdatowych publikacjach oraz pozycjach wydanych przez Centralę, efekty ich niecodziennych wybryków docenia i przedstawia kultura gniewu. Zmienił się wydawca, lecz klimat został utrzymany - dość powiedzieć, że poza szeregiem pomysłów Jacka Świdzińskiego, w "A niech cię, Tesla!" odnaleźć można nawiązania do innych maszinowych publikacji (ot, choćby gościnny występ wnętrz z "Przygód Nikogo" na stronie 33). Są to jednak drobnostki. Album podpisany jest nazwiskiem Świdzińskiego i taki też jest. Bardzo Świdziński. I bogaty w naukową wykładnię, co będzie niewątpliwą gratką dla umysłów ścisłych.
Sytuacja, jaką przygotował dla czytelników autor rozgrywa się na czterech platformach. Po pierwsze, obserwujemy dole i niedole dwóch naukowców, którzy przy akceleratorze rozprawiają na temat Tesli i thereminu, budując swoimi zdaniami tło fabularne komiksu. Po drugie, mamy do czynienia z mężczyzną i kobietą (relacji mąż-żona bądź syn-matka), osadzonymi w najgłębszej z możliwych codzienności. Po trzecie - uwaga - w scenerii budynku Rady ds. Autostrad dochodzi do zdemaskowania byłych agentów sowieckich i mamy możliwość obserwowania pogoni tychże agentów za panią z Państwowej Inspekcji Pracy. Po czwarte wreszcie przenosimy się do miejsca, w którym zmyślny szef korpo dzieli się fascynującymi teoriami na przeróżne tematy z grupką małych ludków.
Zarzut braku wiary w inteligencję czytelnika pada z ust wielu recenzentów przy okazji omawiania różnych dzieł. Dzieje się tak w przypadku kiedy autor prowadzi czytelnika za rączkę, mówi więcej, niż trzeba i dubluje tekstem to, co znajduje się na rysunkach. No i... Jacek Świdziński też pozwala sobie prowadzić odbiorcę. Robi to jednak delikatnie, poprzez specyficzne oznaczenia scen, w których udział biorą konkretni bohaterowie. Goście od thereminu - jedna kropka. Para zgłębiająca codzienność - dwie, itp. Kropy wiszą sobie na górze każdej z plansz, przy jej zewnętrznej stronie. I są to jedyne wskazówki, jakie autor daje. Reszta jest totalnym oddaniem dzieła pod rozwagę czytelnikowi, co powinno schlebiać jego inteligencji.
W kontekście powyższego uważam, iż do "A niech Cię, Tesla" należy podejść bardzo ostrożnie i czujnie. Podczas pierwszej, nonszalanckiej lektury, czujność miałem uśpioną. Zbudziła ją dopiero strona numer 62, na której nieroztropny sowiecki szpieg odstrzela sobie łeb, co zostaje skwitowane przez jedną z bohaterek stwierdzeniem, iż najwyraźniej odebrał wykształcenie humanistyczne.
To by się zgadzało. Jestem humanistą. Po odstrzeleniu sobie łba i wzięciu się za drugie czytanie (tym razem czujne) pochłonąłem historię Świdzińskiego na jednym wdechu.
"A niech cię, Tesla!" jest rzeczą piekielnie inteligentną i wymagającą, która przy zachowaniu przez odbiorcę wspomnianej czujności, staje się bogatą w ciekawostki i specyficznie zabawną, mistrzowską kompilacją czterech form komiksowych. Jeśli ktoś potrzebuje, to pozwolę sobie przywołać porównania do Lewisa Trondheima zmutowanego z Bohdanem Butenko albo Nicolasa Mahlera scalonego z Kurtem Vonnegutem i Markiem Koterskim. Albo Monty Pythona, gdyby Monty Python działał w XXIII wieku i miał ścisły umysł.
"A niech cię, Tesla!", kolejny polski komiks roku 2013, jest również prawdopodobnie najgłębszą od dawien dawna kopalnią cytatów. Świdziński zostaje w głowie jak Baranowski, jednak na Świdzińskiego należy bardziej uważać (do dziś wyczuwam dziwne spojrzenie ludzi, którym podaję definicję "paproszków" jako "małych piszczących ludzików").
Piękny to komiks. Przeglądając - stwierdzicie, że minimal. Czytając - będziecie łapać się za głowę. Albo śmiać się do rozpuku. I wracać do lektury po raz drugi, trzeci, czwarty, bo ten piękny komiks można czytać wielokrotnie. Nie po to, żeby "ciągle odkrywać coś nowego", ale po to, żeby znowu łapać się za głowę albo śmiać się do rozpuku...
Fanów rysunku realistycznego i klasycznie skonstruowanych fabuł niech ta recenzja jednak nie zwiedzie - "A niech Cię, Tesla!" nie jest komiksem dla wszystkich, ani też materiałem na komiks, który może wszystkich zarazić. Jeśli jednak kogoś rusza taka kreska, ten styl i tego rodzaju wrażliwość - nie ma się co zastanawiać. Kolekcjo Maszina, trwaj. 
"A niech cię, Tesla!". Rysunki i scenariusz: Jacek Świdziński. Wydawca: kultura gniewu, Warszawa 2013.
Recenzje innych komiksów z Kolekcji Maszina:
"Przygody Nikogo" - Mikołaj Tkacz
"S/N" - Michał Rzecznik
"(Nie)znani geniusze"

Przed Kolekcją Maszina:
"Tu powstała Polska" - Gutowski/ Tkacz/ Rzecznik/ Gąsiorowska

Brak komentarzy: