Statystyczny czytelnik komiksu środka w czasach, gdy mainstreamem są pozycje ambitne, poruszające ważkie tematy i częstokroć trudne w odbiorze, nie miał ostatnio za dobrze. Na ratunek przybywa mu Leo wraz ze zbiorczym wydaniem pięciu tomów "Aldebarana" - komiksu, do którego podejście zaliczyło swego czasu wydawnictwo Siedmioróg, kończąc publikację serii na tomie drugim. Już samą decyzją o wydaniu "Aldebarana" Egmont zyskał aplauz wśród sympatyków serii, nie mogących doczekac się jej zakończenia po polsku. Bardzo przychylnie został również przyjęty nowy cykl tematyczny, którego "Aldebaran" został pionierem, a który to za zadanie ma prezentować komiksy "science - fiction". A czy sam komiks wart jest uwagi?
Jako niezobowiązująca rozrywka - jak najbardziej. We wprowadzeniu do albumu nad wirtuozerią Leo zachwyca się sam Moebius. I choć widoczne jest, iż robi to bardziej na zasadzie koleżeńskiej przysługi, nie sposób nie zgodzić się z nim w jednej kwestii: świat wykreowany przez brazylijskiego artystę potrafi wciągnąć na tyle, że jego fanów można określić mianem "sekty Aldebarana" (z przymrużeniem oka). Świat ten wykreowany został wedle przepisów starożytnej receptury i podrasowny szczyptą wizjonerskiej wyobraźni.
Tytułowy Aldebaran to zasiedlona przez ludzi w odległej przyszłości planeta, która w jeszcze bardziej odległej przyszłości traci kontakt ze swą macierzą - Ziemią. Osadników, zatrzymanych na pewnym etapie rozwoju technologicznego, poznajemy w momencie, gdy na planecie zaczynają dziać się dziwne rzeczy, której przyczyną okazuje się być tajemnicze monstrum. Co to za monstrum, jakie są jego cele i skąd pochodzi? - na te pytania zdaje się mieć odpowiedź enigmatyczna persona, przybywająca do pewnej wioski. Wioski, w której cała historia się zaczyna, w której poznajemy głównych bohaterów opowieści i która już w pierwszym albumie serii ulega całkowitemu zniszczeniu. Pozostawieni sobie bohaterowie - 17-letni Marc Sorensen i 13-letnia Kim Keller - miotani rozterkami sercowymi ruszają w głąb wyspy, a ich celem staje się dotarcie do wymarzonego miasta - Anatolii.
Fikcja naukowa w "Aldebaranie" to przede wszystkim sugestywnie przedstawione życie morskie w ujęciu grupy oceanografów i biologów, badających nieznane organizmy. Flora i fauna planety, jaka powstała w wyobraźni Leo, schodzi jednak na drugi plan, na pierwszy wysuwają się zaś motywy, dzięki którym komiks można określić jako przygodowy. Perypetie Marca i Kim oraz kolorowej galerii bohaterów drugoplanowych, choć tworzone na starych kliszach, potrafią trzymać w napięciu, a wątek romantyczny, jaki rozwija się stopniowo między parą głównych bohaterów dodaje opowieści dodatkowego smaku.
Leo - scenarzysta podporządkował swój album omówionej wyżej tematyce w stopniu oszałamiająco precyzyjnym. Pięcioksiąg zdaje się być przemyślany od początku do końca, choć pierwsze fragmenty opowieści pozwalają czytelnikowi zastanawiać się jak (oraz w ogóle czy?) autorowi uda się rozwiązać pewne wątki. Płynność narracji zawdzięczamy powierzeniu roli narratora jednemu z bohaterów - Marcowi. Pewne zgrzyty odczuwane są jedynie w kilku scenach, dziejących się poza tym, co Marc mógł widzieć/doświadczyć. Leo - rysownik z kolei posługuje się dość klasycznym rysunkiem, o którym Moebius napisał: "Styl jest dziwny: nie widać go!". I rzeczywiście, kreska pozbawiona jest jakichkolwiek fajerwerków, a jaskrawe, żywe kolory pozwalają wczuć się w atmosferę panującą na obcej planecie.
"Aldebaran" jest typowym komiksem środka. Lekturą, o której można rzec, że była miła, sympatyczna i wybitnie rozrywkowa. Świetna sprawa dla fanów komiksu przygodowego, ze szczyptą science-fiction i wątkiem romantycznym. Nowa seria Egmontu zalicza świetny początek. Teraz trzeba mieć nadzieję, iż jej kontynuacja będzie choć w takim samym stopniu przyzwoita, co "Aldebaran".
"Aldebaran". Scenariusz i rysunki: Leo. Tłumaczenie: Maja Kostecka. Wydawnictwo: Egmont Polska 2009. Komiks został wydany w cyklu "Science Fiction".
Jako niezobowiązująca rozrywka - jak najbardziej. We wprowadzeniu do albumu nad wirtuozerią Leo zachwyca się sam Moebius. I choć widoczne jest, iż robi to bardziej na zasadzie koleżeńskiej przysługi, nie sposób nie zgodzić się z nim w jednej kwestii: świat wykreowany przez brazylijskiego artystę potrafi wciągnąć na tyle, że jego fanów można określić mianem "sekty Aldebarana" (z przymrużeniem oka). Świat ten wykreowany został wedle przepisów starożytnej receptury i podrasowny szczyptą wizjonerskiej wyobraźni.
Tytułowy Aldebaran to zasiedlona przez ludzi w odległej przyszłości planeta, która w jeszcze bardziej odległej przyszłości traci kontakt ze swą macierzą - Ziemią. Osadników, zatrzymanych na pewnym etapie rozwoju technologicznego, poznajemy w momencie, gdy na planecie zaczynają dziać się dziwne rzeczy, której przyczyną okazuje się być tajemnicze monstrum. Co to za monstrum, jakie są jego cele i skąd pochodzi? - na te pytania zdaje się mieć odpowiedź enigmatyczna persona, przybywająca do pewnej wioski. Wioski, w której cała historia się zaczyna, w której poznajemy głównych bohaterów opowieści i która już w pierwszym albumie serii ulega całkowitemu zniszczeniu. Pozostawieni sobie bohaterowie - 17-letni Marc Sorensen i 13-letnia Kim Keller - miotani rozterkami sercowymi ruszają w głąb wyspy, a ich celem staje się dotarcie do wymarzonego miasta - Anatolii.
Fikcja naukowa w "Aldebaranie" to przede wszystkim sugestywnie przedstawione życie morskie w ujęciu grupy oceanografów i biologów, badających nieznane organizmy. Flora i fauna planety, jaka powstała w wyobraźni Leo, schodzi jednak na drugi plan, na pierwszy wysuwają się zaś motywy, dzięki którym komiks można określić jako przygodowy. Perypetie Marca i Kim oraz kolorowej galerii bohaterów drugoplanowych, choć tworzone na starych kliszach, potrafią trzymać w napięciu, a wątek romantyczny, jaki rozwija się stopniowo między parą głównych bohaterów dodaje opowieści dodatkowego smaku.
Leo - scenarzysta podporządkował swój album omówionej wyżej tematyce w stopniu oszałamiająco precyzyjnym. Pięcioksiąg zdaje się być przemyślany od początku do końca, choć pierwsze fragmenty opowieści pozwalają czytelnikowi zastanawiać się jak (oraz w ogóle czy?) autorowi uda się rozwiązać pewne wątki. Płynność narracji zawdzięczamy powierzeniu roli narratora jednemu z bohaterów - Marcowi. Pewne zgrzyty odczuwane są jedynie w kilku scenach, dziejących się poza tym, co Marc mógł widzieć/doświadczyć. Leo - rysownik z kolei posługuje się dość klasycznym rysunkiem, o którym Moebius napisał: "Styl jest dziwny: nie widać go!". I rzeczywiście, kreska pozbawiona jest jakichkolwiek fajerwerków, a jaskrawe, żywe kolory pozwalają wczuć się w atmosferę panującą na obcej planecie.
"Aldebaran" jest typowym komiksem środka. Lekturą, o której można rzec, że była miła, sympatyczna i wybitnie rozrywkowa. Świetna sprawa dla fanów komiksu przygodowego, ze szczyptą science-fiction i wątkiem romantycznym. Nowa seria Egmontu zalicza świetny początek. Teraz trzeba mieć nadzieję, iż jej kontynuacja będzie choć w takim samym stopniu przyzwoita, co "Aldebaran".
"Aldebaran". Scenariusz i rysunki: Leo. Tłumaczenie: Maja Kostecka. Wydawnictwo: Egmont Polska 2009. Komiks został wydany w cyklu "Science Fiction".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz