Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

środa, 9 lutego 2011

Festiwal w Angouleme/ Wystawa Moebiusa - relacja

Autor: Paweł Timofiejuk
Pomnik Corto Maltese na kładce po drodze do Muzeum Komiksu
Angouleme - wielki festiwal, wręcz moloch, na którego ciągną fani komiksu z całej Europy. Można spotkać więc znajome twarze zarówno z Portugalii, jak i z Czech i Rosji. W tym roku festiwal obył się bez zamieszania i niepewności towarzyszącej mu w roku ubiegłym, więc w kuluarach nie dyskutowano już tylko o kryzysie, chociaż jego efekty były widoczne na stoiskach wydawców (lub w ich braku – nie było choćby Les Humanoïdes Associés i Futuropolis). Tegoroczny festiwal odbył się w dniach 27-30 stycznia i jak zwykle był początkiem roku dla komiksowych pielgrzymów z naszej części świata. Można to wręcz ując tak, jak to napisał w swojej relacji z Angouleme Tomek Prokupek: „tak jak muzułmanin powinien udać się choć raz w życiu na pielgrzymkę do Mekki, tak fan komiksu powinien wybrać się na festiwal w Angouleme”.
Trudno jest opisać wrażenia z festiwalu, na którym większość atrakcji przelatuje się w biegu między jednym a drugim spotkaniem. Właśnie tu, w Angouleme, wydawcy spotykają się, aby zaprezentować swoje najnowsze publikacje i ogarnąć plany zakupów licencji na nadchodzący rok. Pomimo tego, że starałem się spotkania skomasować tylko w dwa dni, to jednak zdołały rozpełznąć się mi też na piątek, przez co odwiedzenie wszystkich wystaw stało się dużym przedsięwzięciem. Od razu też nadmienię, że nie będę nic pisał o spotkaniach, z których odwiedziłem tylko dwa – oba w namiocie zamkniętym dla zwykłych śmiertelników. Jedno promowało flamandzkich twórców nominowanych do nagród festiwalu (znanego nam już Oliviera Schrauwena oraz nową gwiazdę Brechta Evansa), drugie natomiast było poświęcone powolnemu podbijaniu amerykańskiego rynku przez komiksy z rynku frankofońskiego. Oba spotkania były prowadzone po angielsku, dzięki czemu były bardziej przystępne dla międzynarodowej publiki, niż wiele innych spotkań w otwartych namiotach, które prowadzone były tylko po francusku. I tu nasuwa się ciekawa obserwacja, że spotkania podczas tego festiwalu są tylko urozmaicającym egzotycznym dodatkiem, bo nawet te prowadzone po francusku (na 2 takie zahaczyłem w biegu) nie wypełniają miejsc siedzących w pełni (a naprawdę niewiele krzesełek rozstawia się na widowniach). Większość odwiedzających, których liczba rokrocznie przekracza 100 tys. jest zajęta jednak czymś innym. Cóż, przy tak wielkiej komercyjnej imprezie można zapewnić publice wiele atrakcji. Wystawy, koncerty, pokazy i przebogatą ofertę na stoiskach wydawców.
Namiot wydawców niezależnych
Wbrew pozorom, Angouleme od lat to już jeden konkretny schemat imprezy, który niestety dzięki totalnemu brakowi zainteresowania lokalnych władz i rodzimego biznesu wciąż nie udaje się przeszczepić na nasz polski grunt. Festiwal widoczny jest już na lotnisku w Paryżu, gdzie jeden z głównych sponsorów – francuska kolej, reklamuje go w swoich kasach. W ofercie ma tez tańsze bilety, które i tak są dużo droższe niż kupione w Internecie bilety promocyjne. Dodatkowo poziom obsługi w języku angielskim woła o pomstę. Dlatego też większość z nas, nauczona doświadczeniami lat poprzednich, kupuje bilety w sieci. Ci, którzy tradycyjnie zdają się na okienka, muszą pamiętać o tym, że na pewno SNCF nie zapomni zrobić im jakiejś niespodzianki, np. sprzedając bilet na inny pociąg. Powiem tylko, że potem jest już tylko lepiej.
Na miejscu czeka wiele atrakcji – namioty ze stoiskami wydawców oraz z sesjami autografów znanych i mniej znanych twórców, wystawy rozlokowane po całym mieście, liczne spotkania, koncerty, pokazy filmów. Każdy znajdzie coś dla siebie. Życie nocne natomiast rozciąga się na uliczki zlokalizowane w pobliżu pubu Le Chat Noir, który od lat jest miejscem gdzie można spotkać wiele ze znaczących w środowisku komiksowym postaci. To w nim lub w jego okolicy zazwyczaj umawiają się na spotkania festiwalowicze. Zaraz obok zlokalizowane też są dwa z kilku pawilonów – w jednym z mich znajdują się stoiska sprzedawców gadżetów komiksowych oraz używanych komiksów. Często można trafić tu naprawę niezwykłe rarytasy – jak bardzo rzadkie figurki, reprodukcje plansz, czy też komiksy z autografem nieżyjących już twórców. W znajdującym się obok budynku targu spożywczego organizowane są pokazy animacji, na których - jeśli ktoś lubuje się w tej dziedzinie sztuki - można spędzić cały festiwal.
Ratusz
Idąc uliczką jakieś 100 metrów w górę dociera się do ratusza miejskiego, w którym lokowane jest centrum zarządzające imprezą. W tym roku na dziedzińcu ratusza znalazła się wystawa ze świata Troy, która oblegana była przez tłumy dzieciaków do samego końca festiwalu. Kto był na MFK, ten pamięta wielką figurkę trolla, która stanowi mały przedsmak całej wystawy z figurami postaci z komiksu, z oryginalnymi planszami i wieloma innymi gadżetami powiązanymi z komiksem. Można dotknąć więc fetaura, odwiedzić wioskę trolli, pozwiedzać świat Troy palcem po mapie oraz pobawić się „magicznymi” przedmiotami, które nauczą dzieciaków w ciekawy sposób podstawowych praw fizyki. Dziecięce wystawy są przygotowane w otwarty i wciągający dzieci w zabawę sposób. Znajdująca się w innym miejscu wystawa z humorystycznego komiksu "Petite historie des colonie Francaises" ma postać domków, w których wnętrzach umieszczone są poszczególne tematy, a zwiedzający mogą wpasować swoje twarze w kadry i pozować do pamiątkowych zdjęć. Inna wystawa – "Plansze i hieroglify" edukuje i bawi jednocześnie. Wszystkie te wystawy mogą być tak świetnie przygotowane, gdyż mają swoich sponsorów.
Skoro jesteśmy już przy wystawach, to dwie najlepsze moim zdaniem to wystawy zorganizowane przez prezydenta festiwalu Baru. Pierwsza z nich to retrospektywna wystawa samego autora. Wystawa oddająca w doskonały sposób jego korzenie – w tym bardzo istotne dla niego pochodzenie społeczne – robotnicze. Poza planszami, na których oglądamy jego zaangażowane społecznie treści i życie ludzi z niższych warstw społecznych, w tym społeczność emigrantów, dostajemy też filmy prezentujące prace w fabrykach, w hutach. Pojawia się samochód osadzony w klimacie lat 60. oraz szafa grająca z muzyką z epoki. Pomieszczenie mamy zaciemnione, a plansze w większości są oświetlone słabym światłem, stwarzającym pozory brudu i brzydoty. Wzrok zwiedzających wędruje od dołu do góry w pogoni za różnorodnie rozmieszonymi oryginałami i reprodukcjami. Chętni mogą zapoznać się z opowieścią na ścianie, gdzie poszczególne plansze od góry do dołu maleją wraz ze zbliżaniem się lokalizacji plansz do naszego aparatu wzroku. W oddzielnej salce many nieustanną prezentację pojedynku bokserskiego oraz plansz z komiksu "Le Chemin de l’Amerique", dzięki czemu możemy podziwiać precyzję z jaką twórca potrafił oddać złożoną dynamikę walki bokserów. Z wielką chęcią chciałbym kiedyś zobaczyć tę wystawę w Polsce, gdyż naprawdę jest tego warta.
Wystawa Baru
Druga wystawa – "Rock’n’Roll Antediluvien", stworzona przez Baru, znajduje się w przedsionku wystawy retrospektywnej i składa się z rysunków twórców zaproszonych do tego projektu przez prezydenta festiwalu. Pokazuje ona drugą fascynację Baru – rock’n’rolla. Zaproszeni twórcy, a wśród nich m.in. de Crecy, Guibert, Vanoli, Ott, stworzyli własne wariacje okładek singli do znanych utworów z tamtych lat. Baru zebrał je razem i nie tylko przedstawił na okolicznościowej wystawie, ale również przekonał do wydania okolicznościowego albumu wraz z ilustrowaną muzyką, specjalizującego się w takich przedsięwzięciach wydawcę BDMusic. Album i wystawa pokazują w doskonały sposób jak komiks może zostać wykorzystany jako sztuka użytkowa.
Z wystaw moją uwagę przyciągnęła również wystawa komiksu Z Hong Kongu. W głównym stopniu jednak nie prezentowanym materiałem, ale sposobem przygotowania, który pozwala bezproblemowo przemieszczać i prezentować wystawę na całym świecie. Wszystkie prezentowane elementy są zgrupowane w duże transportowe boksy z szafkami i otwieranymi drzwiczkami. W szafkach porozmieszczane są komiksy i plansze, czasem filmy animowane i fabularne z postaciami z komiksów. Wszystko to jest w pełni multimedialne, a dodatkowo łatwe w transporcie, czym pozwala na szybkie i sprawne przemieszczanie wystawy w kolejne miejsca prezentacji.
Wystawa z humorystycznego komiksu "Petite historie des colonie Francaises"
Dość już jednak o wystawach. Wróćmy do głównych pawilonów festiwalu, o których jeszcze nie wspomniałem. Zaraz obok ratusza znajduje się pawilon Le Nouveau Monde, w którym swoje miejsce znajdują wszyscy mniejsi wydawcy francuscy oraz giełda zinów. Od lat na wejściu do pawilonu znajdowało się stanowisko wydawnictwa L’Assocation. W tym roku było również, ale jego główną atrakcją nie były komiksy tylko protest pracowników przeciwko planowanym zwolnieniom. Protestowali wszyscy pracownicy, w tym również ci, którzy mają pozostać, bo ich zdaniem nie będą w stanie ogarnąć w 3 osoby wydawania komiksów – L’asso w 2010 roku wydało 4 tytuły. Zakrawa to trochę na kpinę w porównaniu z polskimi realiami, gdzie wydawcy komiksowi muszą radzić sobie często własnymi siłami ze znacznie większą ofertą tytułów. No ale cóż, pomarzyć można; nie od dziś wiadomo, że Francja socjalizmem stoi. W namiocie można znaleźć stoiska wydawców komiksów Peetersa, Winshlussa, Schrauwena i wielu innych znanych w Polsce twórców. Kto szuka komiksu typowo rozrywkowego, musi udać się na Pola Marsowe, gdzie zlokalizowane są 3 namioty. Namiot praw międzynarodowych jest zamknięty dla zwykłych śmiertelników i spotkać można w nim przede wszystkim rozprawiających o komiksach wydawców. Obok niego znajduje się kura znosząca złote jajka, czyli namiot Soleil, którego wnętrze przemienia twarze odwiedzających w wypaloną cegłę. Z drugiej strony możemy pooglądać sobie jak wygląda praca twórcy w wielkiej fabryce, gdyż pośrodku namiotu mieści się duży punkt do rozdawania autografów, gdzie wciąż kotłuje się ogromny tłum fanów. W przedsionku namiotu, w sam raz dla młodych fanów superhero, ulokowało się Panini ze swoją amerykańską ofertą, która w ubiegłym roku odnotowała na rynku frankofońskim wzrost sprzedaży. Po drugiej stronie ulicy znajduje się wielki namiot Le Monde des Bulles, w którym swoje stoiska mają zlokalizowane największe francuskie wydawnictwa – Casterman, Gallimard, Glenat, Dargaud, itd. Przez cały czas trwania festiwalu przewijają się przez stoiska liczni fani komiksu, którzy zakupują nowości oraz stoją w wielkich kolejkach do twórców komiksowych. System autografowania jest bardzo ucywilizowany. Na większości stoisk po kupnie komiksu dostaje się numerek upoważniający do otrzymania autografu. Większość fanów, co w Polsce jest nie do pomyślenia, przepuszcza tych z niższymi numerkami w kolejce! Nikt nie bierze 10 rysunków w 100 komiksach. Jeżeli ktoś chce więcej autografów, to albo zadowala się tylko podpisem w kolejnych komiksach, albo wraca z nowym tytułem następnego dnia. Pełna kultura i do tego kolorowy zawrót głowy od masy świetnie rysowanych komiksów we wszystkich pawilonach. Tylko czytać i wybierać te najlepsze.
Protest L'Assocation
Dla zagranicznych gości zawsze problemem jest to, że nagrody festiwalu są rozdawane dopiero w niedzielę, a to dlatego, że większość z nich opuszcza miasto o poranku tego dnia. I dopiero w swoich krajach po włączeniu Internetu mogą zapoznać się z wynikami swoich faworytów. Polacy dodatkowo mogą jeszcze poczekać na wyniki polskiego wyboru, który w tym roku ogłoszony zostanie już w najbliższą sobotę, jak zwykle w Krakowie. Cóż, polska ekipa też opuszczała Angouleme w niedzielny poranek, więc ominęła nas uroczystość rozdania nagród. Przyświecał nam jednak wyższy cel – zobaczenie wystawy Moebiusa w Paryżu!
Wystawa Moebius Transe-Forme trwa w paryskiej Fondation Cartier od października 2010, aż do 13 marca 2011. Dlatego też polecam odwiedzenie jej wszystkim, którzy jeszcze przez miesiąc znajdą się w mieście miłości, bo naprawdę warto. Wystawa została rozplanowana na 2 piętra - na poziomie naziemnym znajduje się prezentacja oryginalnych plansz z komiksów autora. Znajdują się tam też plansze, które potem były przerysowywane, czy też storyboardy do ostatecznej wersji, które w kunszcie rysowania nie różnią się wręcz niczym od tego, co możemy oglądać w gotowych komiksach. Pełny ogląd sali pełnej prac autora daje nam obraz jego warsztatu komiksowego. Na tym samym poziomie w salce obok odbywa się pokaz ośmiominutowego trójwymiarowego filmu animowanego z jednym z epizodów "Świata Edeny". Potem można zejść w dół, gdzie w jednej z sal odbywa się pokaz filmu dokumentalnego o autorze, a w drugiej mamy kontynuację wystawy. Jednak tym razem nie są to już jedynie plansze komiksowe, ale również obrazy, po których obejrzeniu pozostaje żądza posiadania ich na własnej ścianie. W centralnym punkcie znajduje się ogromny kryształ górski, który uosabia fascynację autora kryształami i spaja w umysłach obiorów obraz niezwykle częstego występowania tego motywu w komiksach Moebiusa. Mimo wszystko, moim faworytem całej wystawy jest seria małych grafik ukryta w zagłębieniu tej piwnicznej salki. Seria ponad 100 obrazków, przedstawiająca marsjańską faunę. Seria, po której obejrzeniu chce się dostać w ręce mały album z tymi grafikami. Niestety musiałem obejść się smakiem i reprodukcjami zaledwie kilku z nich w wydawnictwie towarzyszącym wystawie, gdyż wydany z tej okazji notes "La Faune de Mars" był akurat niedostępny. Przestronny seledynowy album wyprodukowany przez Actes Sud i towarzyszący wystawie to jednak bardzo dobry zamiennik innych żądz powstałych podczas zwiedzania wystawy. Francuzom z Fondation Cartier wypada podziękować, że zorganizowana przez nich wystawa zbiegała się z festiwalem w Angouleme, bo każdy fan zmierzający na festiwal przez Paryż mógł sobie pozwolić na dodatkową odrobinę przyjemności we francuskiej stolicy.
Wystawa Moebius Transe Forme
Każdemu miłośnikowi komiksów polecam wyprawę do Francji na styczniowy festiwal komiksowy, gdyż naprawdę warto. A i nie jest to tak kosztowny wydatek jak wyprawa za ocean, na którykolwiek z comic-conów, i oferta jest o wiele bardziej różnorodna.

Fot. Piotr Kasiński

Brak komentarzy: