Magazyn komiksowy (1998-2018). Kontakt: ziniolzine@gmail.com

czwartek, 8 października 2009

Wywiad z Przemysławem Surmą

Autor: Dominik Szcześniak

Przemysław Surma (pseudonim komiksowy: Surpiko), autor wydanego niedawno albumu "Hmm
arlowe i niedole Julitty", współpracownik wielu zinów wydawanych w Polsce, zdobywca głównej nagrody w konkursie FOR, jedna z gwiazd zakończonego w niedzielę Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier, opowiada nam o pracy nad albumem, korzeniach komiksowych i wielu innych sprawach...


Dominik Szcześniak: Właśnie ukazał się Twój debiutancki album. Jaka jest geneza głównego bohatera tej opowieści?

Przemysław Surma: Hmm.... On się po prostu sam zjawił w trakcie
znanego chyba każdemu rysownikowi stanu bezmyślnego szkicowania. Pewnego dnia ni stad ni zowąd na kartce wśród innych bazgrołów narysował mi się facet w kapeluszu, schowany za podniesionym kołnierzem. Spodobał mi się. Dorysowałem mu w dymku "hmm", a zaraz potem wiedziałem, że nazywa się Hmmarlowe. I już. Parę chwil i superbohater gotowy.

Hmmarlowe, jak samo nazwisko wskazuje jest taką zamyśloną wersją Marlowe'a...

Nazwisko to oczywiście słowny żarcik nawiązujący do Marlowe'a. Z t
ym, że chodziło mi nie tyle o konkretnego chandlerowsko-bogartowskiego bohatera, co o Marlowe'a - ikonę retro detektywa, twardego gościa co to całymi dniami i nocami łapie wrednych drani, kocha niewłaściwe kobiety, a ze wszystkich smaków świata najlepiej zna smak whiskey i krwi sączącej się ze swojej, rozwalonej pięścią złoczyńcy, gęby.
Hmmarlowe to ironiczna wersja tego archetypu. Bawię się nim, wrzucając go do swojej surpikowej wersji czarnego krym
inału i patrząc co z tego wynika.
Ciekawostką jest fakt, że początkowo Hmmarlowe miał młodszego o parę minut bliźniaka - Philipa. Umieściłem ich razem w kilku żartach rysunkowych przeznaczonych do współredagowanego przeze mnie zina. Ostatecznie zin się nie ukazał, a obaj detektywi trafili na kilka lat do szuflady. Uważny czytelnik "Niedoli Julitty" wypatrzy, że nazwa biura to wciąż "Philip and Hmmarlowe" - co jest pamiątką po tamtym wczesnym okresie.


Słynny prywatny detektyw wiódł do tej pory żywot stricte zinowy i był podporą "Maszina". Dla potrzeb "niedoli Julitty" stworzyłeś całkiem nową historię?

Tak, można powiedzieć że "Niedole Julitty" to zarówno dla czytelników
jak i dla Hmmarlowe'a nowa, nieznana wcześniej kryminalna zagadka. Początkowo album miał być podsumowaniem historii znanych z wcześniejszych zinowych i internetowych publikacji polepionych nowymi łącznikami. W trakcie przygotowywania scenariusza okazało się jednak, że wątków zrobiło się za dużo i zbyt wiele gimnastyki trzeba, żeby poukładać nieprzystające do siebie elementy w taki sposób, by wszystko było spójne i nie powodowało bólu zębów u czytelnika. Pomogło radykalne cięcie zbędnych wątków i wygładzanie narracji. Radykalne do tego stopnia, że powstało coś zupełnie nowego.
Ale z pierwotnego zamierzenia też coś zostało: album zaczyna się wstę
pem opartym na jednym z epizodów z "Maszina". Pozostały też dwa paski jeszcze z epoki "nieodżałowanego konkursu wrakowego".
Przez kilka ostatnich lat Hmmarlowe przeszedł wszystkie początkowe szczebelki wtajemniczenia komiksowego: od przypadkowego pojawienia się przy okazji szkicu "gdzieś na boku", przez żarty rysunkowe do szuflady, paski do Internetu, epizody w zinach aż po album w świetnym wydawnictwie.


Jak pracowało się nad krótkimi formami, a jak nad pełnometrażem dla jednego z większych wydawnictw w Polsce?

Pozornie charakter pracy nad komiksem nie zależy od jego "metrażu", poza oczywistymi sprawami związanymi z czasem. Droga od pomysłu do realizacji jest taka sama niezależnie od skali.Jednak różnica jest. W skrócie można powiedzieć, że krótkie formy to szkoła,
a album (szczególnie chyba debiut) to diabelnie trudny egzamin. To takie banalne porównanie ale najlepiej wg mnie oddające prawdę.
Główną trudność przy paskach i epizodach maszinowych stanowiło to, że powstawały na zadany z góry temat. Siłą rzeczy zmuszało to do wysiłku i kombinowania. Bo nie jest łatwo zmieścić ptaszka, guzik czy pączka w konwencji czarnego kryminału. Nawet jeśli ta cz
erń ma mocno dziwny odcień. Paradoksalnie, we współpracy z Kulturą Gniewu miałem więcej wolności twórczej. Ale dla równowagi większe były też nerwy i odpowiedzialność. Na szczęście mój stres żółtodzioba był łagodzony wielkim wsparciem wydawnictwa. Kiedy ktoś wydający Thomasa Otta, Daniela Clowesa czy Shauna Tana mówi, że kilka przesłanych mailem stron twojego komiksu to fajna rzecz i że chce widzieć więcej, to jest to szalenie mobilizujące.

Wraz ze swoim bratem, Marcinem, zdobyliście główną nagro
dę "inflacyjną" w konkursie FORu - komiks ma u Was rodzinne tradycje?

Chyba jesteśmy jedynymi komiksiarzami w dziejach naszej rodziny. Ale umiejętności plastyczne, sympatia do książek i skłonność do dziwnych zainteresowań plączą się po naszym drzewie genealogicznym, więc nie mam stuprocentowej pewności.
Jeśli o Marcina chodzi to rzeczywiście odziedziczył moją półeczkę z komiksami i tradycję ich czytania i rysowania. Teraz sytuacja się powoli odwraca i to ja się od niego uczę i od niego pożyczam jakieś jego wynalazki.

Z perspektywy sporo starszego brata muszę z radością przyznać, że Marcin jest bardzo ciekawym i obiecującym rysownikiem. Już potrafi narysować wszystko, a ciągle się rozwija. Dlatego nawet przez chwilę nie pomyślałem, że to ja mógłbym narysować historię o inflacji, o której wspomniałeś w pytaniu. Od razu widziałem tę historię ubraną w jego kreskę. Fajnie że Marcin zaczyna publikować coraz więcej. W "Niedolach Julitty" tez ma swój gościnny udział. Zmajstrował też umieszczoną w "świecie hmmarlowowskim" gierkę WhiskeyTrip. Mija już chyba czas, kiedy ze względu na pewne podobieństwo kreski i znaczne podobieństwo nazwisk uważano nas za jednego Surmę pod dwiema postaciami.


Tworzysz komiksy autorskie, kipiące specyficznym humorem. Czy jako rysownik współpracowałeś/ współpracujesz/ chciałbyś współpracować z innymi scenarzystami?

Z tekstami innych autorów pracuję jako ilustrator i bardzo sobie chwalę ten układ. Miło się rysuje i maluje to, co mi ktoś inny nawymyśla, kiedy martwić się muszę tylko o to, żeby było "na temat" i "ładnie". To spory relaks w przerwach pracy nad takim "Hmmarlowe'm", gdzie odpowiadam za każde słowo i każdą niemal kreskę. Nie wspominając o konieczności dbania o to, by humor był odpowiednio specyficzny.

Jeśli chodzi o działkę komiksową, to paradoksalnie w tandemach biorę udział głównie jako scenarzysta. W odwrotnej konfiguracji, poza jednym drobnym wyjątkiem, nie miałem okazji z nikim sobie "powspółpracować". A czy chciałbym? Pewnie, że tak. Co prawda bardziej niż na brak pomysłów narzekam na brak czasu do ich realizacji, ale jeśli pojawiłaby się okazja na jakiś fajny projekt, to czemu nie?


W "Kartonie" operujesz kolorem. Jak pracuje Ci się lepiej?

Nie wartościuję tego. Można zauważyć, że w powszechnym, ciut powierzchownym odbiorze "kolorowość" uchodzi za wyższy stopień wtajemniczenia, a barwne znaczy trudniejsze i lepsze. Ale jeśli traktuje się komiks jako opowiadanie historii, to ta kwestia schodzi na dalszy plan. W moim wypadku tak właśnie jest, choć przyznaję, że lubię pobawić się barwam
i, a nawet nadać im czasem podstawowe znaczenie. Tak jak np w "Play fair" - moim małym, piłkarskim debiucie w KG. W czarno-białych "Niedolach Julitty" zresztą też to widać. W "Kartonie" to ja zostałem wyróżniony ostatnią, barwną stroną, ale każdy z kartonowych autorów wielokrotnie dał dowód, że dałby sobie radę "na kolorowo" nie gorzej ode mnie.

"Hmmarlowe i niedole Julitty" to jeden z kilku komiksów Kultury Gniewu autorstwa polskich autorów. Dawno nie było takiego urodzaju komiksów rodzimych twórców. Śledzisz rynek pod tym względem? Cieszy Cię aktualna kondycja komiksu polskiego, czy może raczej smuci?


Owszem, tegoroczny łódzki pakiet Kultury Gniewu to dla mnie duże wydarzenie i powód do radości, ale z oczywistych względów raczej w
osobistej mikroskali. To fantastyczna sprawa zadebiutować z takim logo na okładce i w dodatku w towarzystwie Kaerela, Śledzia i Tomasza Tomaszewskiego. Badanie i ocenianie stanu rynku pozostawiam bezpośrednio zainteresowanym: wydawcom, publicystom i zawodowym oraz nałogowym "badaczom kondycji komiksu polskiego".
Ja, zamiast cieszyć się czy martwić, staram się skupiać na mojej robocie. Oczywiście jako czytelnik chciałbym więcej premier regularnie publikujących pols
kich autorów. Takich kilku przysłowiowych "Łaum" rocznie.
Z kolei jako autor znający ciut "komiksową kuchnię", zdaję sobie sprawę, że na dziś to duże wymagania. Ale wierzę że będzie lepiej. Świetnych i gotowych twórców już mamy... na przeszkodzie stoją w zasadzie tylko te nieszczęsne realia. Nie ma inn
ego wyjścia tylko próbować je jakoś zmienić.

Edit:
ilustracje:

1. fotografia Surpiko,

2. okładka komiksu "Hmmarlowe i niedole Julitty",

3. plansza z komiksu "Hmmarlowe i niedole Julitty",

4. kadr z serii, tworzonej przez Surpiko do zina, o którym wspomina w wywiadzie, a który to nigdy się nie ukazał. Absolutny rarytas datowany na rok 2000,

5. kadr z komiksu "Hmmarlowe i niedole Julitty",

6. Hmmarlowe - rysunek z trwającego obecnie roku,

7. pasek z "nieodżałowanego konkursu wrakowego".

3 komentarze:

Ystad pisze...

ciekawy wywiad. Nie dane mi było pojawić się na prelekcji dlatego czytałem go z ogromnym zaciekawieniem. Czekam Dominiku na inne wywiady z polskimi twórcami.

Dominik Szcześniak pisze...

Jacku, spełniając Twa prośbę, za kilka dni opublikuję kolejne wywiady, które powinny zaspokoić Twą ciekawość dotyczącą polskich twórców. Zostań z nami!

qba- theimpossible medieval warrior pisze...

A tak, fajnie się czytało i wywiad i komiks. Sympatyczny ten detektyw. Jak dla mnie Hmmarlowe nie odstaje ani od Łaumy, ani od Popmana- owszem, to jest zupełnie inn bajka, ale ta sama liga. Z pakietu mocno zawiodły mnie tylko trzecie "Wartości rodzinne"- jakoś ani trochę mnie nie rozśmieszyły.