wtorek, 9 października 2018

Tomasz Samojlik – kolejny wywiad dla Ziniola

Kuba: Rozmawialiśmy już wielokrotnie (na łamach Poltera, na Cyfrowym Ziniolu i w realu). Zawsze zwracałem się w formie pisanej do pana Tomasza per „pan” właśnie. Myślę, że moglibyśmy przejść w końcu na „ty”. Kuba, miło mi.

Pan Tomasz: Żółwik, Tomek jestem.

Kuba: Powodem tego wywiadu miała być publikacja Zguby Zębiełków (wydana w maju 2018), czwartej części sagi o ryjówkach. Przyznaję, że tegorocznego lata zapadłem w sen nocy letniej i wywiad ten jest bardzo spóźniony. Zatem nie będę już marnował czasu i nadwerężał Twej cierpliwości dopytując o wszystkie Twoje projekty, o których tu i tam czytałem, i naciskał w sprawie deklaracji co do ich publikacji. Porozmawiajmy najpierw o samej Zgubie… Pytanie techniczne: czy lata doświadczenia w prowadzeniu sagi o ryjówkach sprawiają, że kolejne albumy tworzy się szybciej, czy też coraz bardziej rozbudowany świat powoduje, że dbałość o spójność wymaga więcej i więcej sprawdzania, a co za tym idzie czas tworzenia się wydłuża? Bo wydaje mi się, że ten uważny i sprytny mały czytelnik bezwzględnie wytropi wszystko, co mu nie będzie pasować. A wtedy zrzucenie winy na zmęczone, stare głowy Fiodora i Sorka nie pomoże…

Tomasz: Nie ma lekko, nie tworzy się wcale szybciej, a bagaż fabularny poprzednich trzech tomów bardziej przeszkadza, niż pomaga. Starałem się wszystko sobie porozpisywać i zaplanować, by było spójne z tym, co czytelnik wyniósł z trylogii i wydaje mi się, że większych wpadek tam nie ma. Co prawda teraz widzę, że mogłem od początku wszystko sobie ładnie zaplanować na dłuższą serię, ale kto by się sześć lat temu spodziewał, że tak to się ułoży...

Kuba: Tak zahaczam o te szczegóły, bo przed Zgubą czytałem taką jedną historyjkę, w której Dobrzyk jednak zgubił swój czerwony kapturek.

Tomasz: Zgubił, ale potem znalazł, spokojna głowa.

Kuba: Podziwiam Twoje zmagania z materią słów dźwiękonaśladowczych. Wielu polskich autorów poddało się i albo ograniczyło w zasadzie do uznanych onomatopei, albo nie korzysta z nich prawie wcale. A u Ciebie jest i „rozsupłu”, i „bamsik”. I dzięki temu robi się jeszcze zabawniej. To wrodzony słuch, masz ucho? Czy nagrywasz dźwięki, np. upadających na ziemię ryjówek, a potem za pomocą skomplikowanej maszynerii dokonujesz ich transkrypcji?

Tomasz: No jasne. I jeszcze dźwięk policzkujących się ciem, ubaw po pachy, mówię Ci.
Kuba: W Zgubie głównie pokazujesz przygotowania leśnych zwierzaków do zimy, ale nie mogło zabraknąć też kwestii ekologicznych, wszak „mordercza mgła” to wcale nie jest problem teoretyczny, prawda?

Tomasz: Bardzo bolesny, namacalny i duszący problem nie tylko dla ryjówek i innych mieszkańców lasu, ale i dla nas, ludzi. Trochę zarzuciłem czytelnika tymi problemami w czwartym tomie, ale chciałem zakończyć serię z przytupem. Poza tym pamiętaj, że te komiksy mają zwrócić naszą uwagę na prosty, acz przeoczony przez większość ludzkiej populacji fakt, że nie jesteśmy sami na tej planecie. Dlatego przedstawienie problemu, który nas samych bardzo boli uznałem za narzędzie potencjalnie skuteczniejsze od omawiania kwestii wpływu norki amerykańskiej na kolonie lęgowe ptaków wodnych. Poza tym mordercza mgła brzmi nieźle, co?

Kuba: Oj, brzmi groźnie. I prawdziwie. Tym razem w przypisach do komiksu wspominasz o ciekawych ryjówkach ze świata. Czyżby ryjówki z Doliny wybierały się w jakąś daleką podróż, żeby poznać inne „plemiona”?

Tomasz: Nie, nie, na razie nigdzie się nie wybierają. Przede mną nowe wyzwania, nowi bohaterowie do pokazania światu. A ryjówki pokażą się niebawem w innym medium.

Kuba: Ha, ale cliffhanger! SZA w tym temacie i szuramy dalej z pytaniami: lepiej mieć w domu ryjówki, czy myszki polne? Bo do mnie na wsi wprowadziły się już myszki. Spać nie można, tak hałasują w nocy, jak turyści z Hiszpanii. Pomyślałem sobie, że ryjówki to jednak się ciszej może zachowują…

Tomasz: Ryjówki Ci się nie wprowadzą do domu, co najwyżej zębiełki białawe. I nie do domu, a raczej do chlewika czy nieogrzewanej szopy.

Kuba: A właśnie, jeszcze z tym „nienaciskaniem” i „deklaracjami”,  o jedną rzecz jednak dopytam. Jak idzie kumulacja historyjek o „leśnych ziomalach” do następcy To nie jest las dla starych wilków? Na przykład w Bicepsie #9, gdzie kiedyś część tych historii miała swoje czarno-białe premiery (ale też w Echach Leśnych), tym razem „leśnych ziomali” nie ma. Za dużo pracy, żeby się wyrobić? Obostrzenia umowy z wydawcą? Za mały biceps?

Tomasz: Niewyróbka po prostu. Historie zbierają się bardzo powoli, bo nie jest to dla mnie priorytetowa sprawa – priorytetem są większe fabuły, które domagają się wydobycia na światło dzienne ze stosu notatników i szkicowników.
Kuba: Przypomnę tylko, z miłości do rysia, nie z upierdliwości, że miał on tam mieć swoich „pięć stron”.

Tomasz: O rysiu szykuje się całkiem spora nowość, o której nie mogę nic powiedzieć, bo potem latami będziesz mi wypominał. To przekleństwo nadmiaru pomysłów i ograniczonych mocy produkcyjnych – więcej rzeczy rocznie nie wycisnę, choćbym pękł.

Kuba: W naszej pierwszej rozmowie „ever” spytałem o to, co sprawiło, że zacząłeś tworzyć komiksy ze zwierzętami. Odpowiedziałeś tak: „Przede wszystkim impulsem była smutna konstatacja, że niewiele jest na rynku adresowanych do młodszego czytelnika książek i komiksów, które w ciekawy, ale i naukowo rzetelny sposób informowałyby o przyrodzie. Zirytowałem się strasznie czytając najróżniejsze książki o zwierzętach mojej córce i postanowiłem, że sam spróbuję zrobić to lepiej”. Widziałeś książeczkę o Gangu Słodziaków w popularnej sieci sklepów? Z ilustracjami Wojciecha Stachyry? Widziałeś, jaki ogon ma ryś?

Tomasz: Hmmm... „Zirytowałem się strasznie” kiedyś? To sam sobie dopowiedz, jakie uczucia towarzyszą mi dziś, kiedy widzę rysia z ogonem tygrysa czy bobra beztrosko wtryniającego się na szczyt drzewa.

Kuba: Mi się to nie mieści w głowie, ten krótki ogon (napisałem do wydawnictwa grzecznego, acz stanowczego maila, w którym powiedziałem, co o tym myślę), żeby skierowane do dzieci pozycje zawierały takie błędy. Nie chodzi mi o to klasyczne ilustracyjne przerysowanie zamiast rysunku realistycznego, ale o tego typu szczegóły, o to, że rodzice czasami pokazują rysia dziecku i mówią „zobacz, kotek!”. Dlatego też, między innymi, wpadłem na pomysł wspólnej akcji PSK-WWF (w fazie koncepcyjnej, ale postaram się ruszyć z konkretami już wkrótce! Dziękuję przy okazji Tobie za słowa zachęty i pomysły).

Tomasz:  „Zobacz, kotek”, a to dobre... Nie!
Kuba: A czy jesteś już gotowy do rysowania komiksów do czyjegoś scenariusza? Mam taki pomysł, żeby napisać paski komiksowe z… (niespodzianka!) rysiami.

Tomasz: I Ty, Kubo, przeciwko mnie? Szczerze mówiąc, spróbowałem w tym roku i bardzo mi się to doświadczenie nie spodobało. Więc, sorencja, nie.

Kuba: We wspomnianym powyżej numerze „bica” jest świetny wywiad z Piotrkiem Nowackim, który opowiada między innymi o tym, że aktualnie pracuje jako freelancer i utrzymuje się z różnych zleceń. Za przekazanie jednego z nich (dla parku rozrywki Rabkoland), dziękuje Tobie. Dużo takich prac musisz przekazywać kolegom z komiksowa?

Tomasz: Ja tam nie muszę ;-) Po prostu sam nie jestem w stanie zająć się wszystkimi ciekawymi propozycjami, które dostaję. Inna rzecz, że mnie najbardziej w tym wszystkim interesuje opowiedzenie mojej historii, nie czuję się wcale dobrym ilustratorem czy grafikdizajnerem, więc takie rzeczy wolę zostawić moim bardziej doświadczonym kolegom.

Kuba: Czy to prace dla dzieci Piotrka przekonały cię, że jest odpowiednią osobą do tego zlecenia?

Tomasz: No ba!

Kuba: Temat zleceń poruszyłem, bo wydaje mi się, że wszędzie Ciebie pełno, a jako fan Twojej twórczości nie lubię przegapiać tego, co tworzysz. Czy takich prac komiksowych ze zleceń nazbierało Ci się już może na… antologię w twardej oprawie na kredzie? 

Tomasz: Ej weź przestań. Marnować tyle kredy?

Kuba: Pytanie bardzo praktyczne ze wstępem: syn znajomych (prawie 3 latka) uwielbia album O rety! Przyroda świata. Tak bardzo, że aż się ślini przy jego oglądaniu. Pal sześć, że obślinił mi ostatnio ubranie przy oglądaniu, bo wyschnie i się upierze, ale obślinił też książkę, a ona się nie upierze. Może trzeba jednak laminować strony?

Tomasz: Ha! Odkryłeś sprytny zabieg wydawniczy, otóż książki z tej serii drukowane są na papierze świetnie wchłaniającym ślinę. Można się nad nimi ślinić bez konsekwencji. Niestety papier wchłania też łzy, więc można łkać rzewnie, jak się natrafi na jakiegoś mojego przyrodniczego babola.
Kuba: Póki co jest to pytanie enigmatyczne, ale czy podjąłbyś się redakcji merytorycznej zadaniariusza (leksykon+abecedariusz) o kosmosie? Żeby się podlizać (który to już raz!), dodam, że Misja kosmos zabrała mnie we wspaniałą podróż międzygwiezdną.

Tomasz: Tak teraz widzę już jasno, żeś Ty, Kubo, przeciwko mnie. Chcesz mej zguby?

Kuba: Wziąłeś w tym roku udział w akcji PSK „Polski Komiks na 26. finale WOŚP". Ja nie wyobrażam sobie nie wspomagać tej akcji rok w rok. Jak było z Twojej perspektywy?

Tomasz: Było super. Jak dostanę powołanie do kadry w przyszłym roku, to na pewno się stawię na zgrupowaniu, trenerze!

Kuba: Podobno Twoja kariera koszykarska rozkwitła. Zdradzisz przepis na sportowy sukces?

Tomasz: O tak, kwitnie od momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że szybkie bieganie, wysokie skakanie i celne rzucanie do kosza to kwestia czysto subiektywna. I choć z perspektywy widza biegam w tempie posuwającego się lądolodu, skaczę wysoko jak zapchana prześcieradłami pralka, a procent skuteczności rzutów mam taki, jak średnia temperatura Bałtyku wiosną, to czerpię z tego masę radości. I oby kontuzje mnie omijały!

Kuba: Tym razem nie lecę na piłkę, jak ostatnio, ale na kolejny odcinek Przystanku Alaska przed snem. Dziękuję ślicznie za rozmowę!

Tomasz: Dzięki, stary! Do zobaczenia!
 
(plansze ilustrujące wywiad pochodzą z albumu Ryjówka Przeznaczenia (4): Zguba Zębiełków. Autor: Tomasz Samojlik. Wydawca: kultura gniewu, 2018)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz