Autor: Dominik Szcześniak

"Przebudzone legendy" nie są ani komiksem o superbohaterach, ani komiksem stricte
obyczajowym, ani komiksem cartoonowym. Można powiedzieć, że nie są rodzajem
komiksu, który - jeśli już - mógłby być określany mianem "popularny".
Są to opowieści ciekawe, klimatyczne, autorskie - a więc niszowe. Co pcha Adama Święckiego do tworzenia takich akurat komiksów? Posłuchajcie w ten poniedziałkowy
poranek:
Tworząc „Przebudzone legendy” nie zastanawiałem się w jaki
gatunek mają się wpisywać. Ułożyłem historię, która miała być mroczna. W moim
mniemaniu trylogia Dziewanny to komiks romantyczny. Przestawny szyk
romantyczny, który wielokrotnie stosowałem, nastręczył niektórym czytelnikom
trochę trudności w odbiorze komiksu. Całość jednak została dokładnie
przemyślana i można ją rozpisać liniowo – rozpoczynając od ostatniego tomu. Nie
czułem potrzeby tworzenia komiksu superbohaterskiego, ani cartoonowego. Nie
zgadzam się jednak, że inny rodzaj nie może być popularny. „Przebudzone legendy”
wpisują się w konkretny przedział. Trafiają do odbiorcy, który właśnie takich
historii potrzebuje i takie lubi. Dostaję listy i sygnały czytelników, że te
historie bardzo im przypadły do gustu i czekają na następne. Jednak komiks w
Polsce po prostu jest mało popularny. Jeśli z tej małej grupy czytelników
wydzielimy miłośników mrocznych klimatów – tworzy się kolejna podgrupa.
Rysując komiksy nie czuję dylematu „być albo mieć”. Jest to
zabawa na tyle mało dochodowa, ze mogę całkowicie poświęcić się tworzeniu
autorskich wizji. Dla siebie i właśnie dla tych, którzy tego oczekują. W całej
tej niewygodnej sytuacji, jest to mały plus.
Zajmowałem się przez pewien czas komiksem czysto zarobkowo.
Ok. dwa lata żyłem tylko z rysowania komiksów. Współpracowałem z
magazynami w Holandii. To jest już
normalna praca pozbawiona swobody. Komiksy do własnych scenariuszy musiały
spełnić pewne wymogi i wytyczne. Rysowałem też do cudzych scenariuszy, oraz
kładłem kolor na komiksy innych autorów. Tutaj inwencja była jeszcze bardziej
ograniczona. Zatem, mając w Polsce swobodę działania nie zastanawiam się, która
forma może mieć większą popularność. Przekładam obrazy prosto z głowy, bez
wyrachowania. Minusem tej sytuacji jak wiemy, jest to, że zarabiać trzeba na
innym polu. Zatem i mniej czasu jest na komiks. Nie daję jednak nadgarstkom
zastygnąć, bowiem zarabiam głównie przygotowując ilustracje dla dzieci.
Ciąg dalszy nastąpi...
Autorem grafiki tytułowej akcji społecznej "Kibicujemy komiksiarzom" jest Wojciech Stefaniec.
Z całym szacunkiem dla Adama, bo doceniam wieloletnią konsekwencję w budowaniu własnego, komiksowego świata i warsztatowy postęp (pamiętam pierwsze plansze ze świata "Przebudzonych..." wysłane do Produktu i postęp jest godny podziwu), ale kontra zbudowana we wstępie do dzisiejszego Kibicowania jest fałszywa (bo autor stawia mix gatunku [komiks obyczajowy] i stylistyki [komiks cartoonowy] w kontrze z subiektywną ocenę własnej twórczości [opowieści ciekawe, klimatyczne, autorskie], a przecież komiks cartoonowy potrafi być niszowy i autorski [Ojciec Rene] takoż obyczajowy ["Sprane dżinsy i sztama" Szawła Płóciennika) i powoduje, np. w moim odczuciu, że Adam sam siebie pozycjonuje jako ofiarę. Tylko nie wiem czego i nie wiem po co.
OdpowiedzUsuńTo przeze mnie, bo tak sformułowane pytanie (jak we wstępie do kibicowania) zadałem właśnie Adamowi. Adam po prostu na nie odpowiadał.
OdpowiedzUsuńZ tego nauczka, że trzeba uważnie stawiać pytania i uważnie na nie odpowiadać. Ok, już się nie czepiam. Adamowi połamania ołówków życzę!
OdpowiedzUsuńW sumie, Śledziu, masz rację. Wstęp sformułowałem tak, jakby np. komiks cartoonowy nie był ani ciekawy, ani klimatyczny, ani autorski. A chodziło mi po prostu o to, że Adam tworzy komiksy, jakich na rynku raczej nie uświadczysz. O ten właśnie komiksowy świat, jaki kreuje i o jakim wspomniałeś, mi chodziło.
OdpowiedzUsuńA co do warsztatowego postępu - wpadnij jutro. Będzie podziw!